-->Alternatywna historia Hao^^^
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Pon 11:50, 12 Cze 2006    Temat postu:

A może ty napiszesz o nim jakiś bonus...w końcu to twoja postać....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Pon 14:53, 12 Cze 2006    Temat postu:

*myśli* w sumie... tylko musiałbym mieć jakiś pomysł^^
(R: *gleba* co za szczerość ==')
No co, moze nie prawda?
(R: ale nie musisz się tym odrazu chwalić..)
A czemu nie? ktoś musi^^
(R: ==')


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Pon 15:38, 12 Cze 2006    Temat postu:

Hum to niemasz? ty nie wierze......no no A co do tego Dębusia hum szkoda, że jej postaci nie rozwinęłaś bardziej.....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Pon 15:40, 12 Cze 2006    Temat postu:

Przez Was mam teraz rozkminę co by mozna z nim zrobić...^^ Jeszcze w końcu coś wymyśle:P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Pon 15:50, 12 Cze 2006    Temat postu:

I bardzo dobrze.......a skoro już zeszło na wymyślnoch członków rady....

Daryśka dawaj Calvina! (może być nawet u Darii)
(scena w której miał nóż Kai na gardle i to co działo się późnie wskazuje, że mogłoby być z nim całkiem zabawnie)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Pon 15:57, 12 Cze 2006    Temat postu:

Czekajcie to z rady mamy już: Silve, Karima,. Jinka, Nichroma, Chroma, Toldera, Calvina...

to jeszcze trzech, nie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Pon 17:27, 12 Cze 2006    Temat postu:

I jeszcze Brom, no chyba , że Lyserg tak mu dokopał, że się nie pozbierał...

A tak po za tym być Ruten? Akurat jak przeglądałam układ okresowy to ten piewiastek wpadł mi w oko. Ta nazwa chyba nadaje się na imie co? No dobra ja mam już prawie komplet (prawie, bo od waszych postaci trzyman się z daleka, no chyba, że pozwolicie^^


IX
Trzeci, który przeżył

Przebudziłem się w miejscu, które w pierwszym momencie wydało mi się obce. Ze wszystkich stron otaczały mnie białe, płócienne ściany. Zwężały się one ku górze, tworząc na de mną coś w rodzaju stożkowego wierzchołka. Prześwitujące prze nie promienie słońca radziły mnie w oczy. Sprawiało to, że prawie nic nie widziałem. Nie byłem jeszcze przyzwyczajony do światła. Zasłoniłem oczy powiekami. Okropne szumy w mojej głowie utrudniały mi zebranie myśli, a niemiłosierny ból wszystkich mięśni prawie uniemożliwiał poruszanie. Ponownie podniosłem powieki i rozejrzałem się z pomocą ruchu samych tylko gałek ocznych. Dopiero wówczas dotarło do mnie, że jestem we własnym namiocie. Mino bólu podniosłem się do pozycji siedzącej. Dotknąłem dłonią postawy czaszki. Wyczułem pod palcami elasten, więc miałem obandażowaną głowę. Osłabiony osunąłem się na poduszkę. Pewnie krzyknąłbym, gdyby nie to, że twarz również bolała mnie okrutnie. W środku także coś mnie bolało i to o wiele wyraźniej niż przedtem. Serce fikało koziołki w mojej piersi, zdawało się mi, że skurcze tego organu są niepełne. Jakaś maź rozlewała się w mojej duszy. Znałem to uczucie. Był to lęk. Ostatnio towarzyszył mi on niemal, że nieustannie. Dziś jednak miałem ochotę jęczeć, a nawet wyć. Tamowało to mój i tak ciężki oddech. Z trudem łapałem powietrze.
Do namiotu weszła jakaś jasnowłosa dziewczyna ubrana w czarną dość mocno wydekoltowaną, lekko rozkloszowana na dole sukienkę na cienkich ramiączkach. Na nogach miała białe rajstopy i czarne pantofelki zapinane na pasek nad kostką. Znałem ją. Wiedziałem, że to jedna z moich podwładnych, ale za nic nie mogłem przypomnieć sobie jej imienia. Zdawała się nie zwracać na mnie uwagi. Myślała zapewne, że ciągle śpię, bo gdy niespodziewanie spojrzenie jej zielonych oczu spotkało się z moim cofnęła się. Usiadłem na posłaniu i nakazałem gestem, by się zbliżyła.
-Mistrzu Hao, jak dobrze, że się nareszcie obudziłeś...-Powiedziała nieśmiało.
-Nareszcie? Ile tu jestem?- Zapytałem niewyraźnym jeszcze głosem
-Dwa dni...
W jednej chwili zerwałem się na równe nogi, nie zwracając najmniejszej uwagi na ból i szumy w głowie. To była zła decyzja. Potężny zawrót głowy powalił mnie z powrotem na posłanie. Wydałem cichy jęk.
-Mistrzu!- Dziewczyna pochyliła się na de mną. Pomogła mi wstać. Czułem się zakłopotany, że ktokolwiek ogłada mnie w takim stanie. Wolałem nie wiedzieć, co sobie teraz o mnie myślała. Zdawałem sobie, bowiem sprawę ze tego, iż nie było to nic dobrego. Miałem niejasne wrażenie, że ona i reszta nabijali się ze mnie przez te 48 godzin, w ciągu, których leżałem nieprzytomny. Skoro jednak mnie nie zdradzili, nie miało to większego znaczenia, podobnie jak sposób, w jaki się tu dostałem. W obliczu zagrożenia, jakie stanowiła panna Rosembarger, takie szczegóły zdawały się zupełnie nieistotne. Powoli przypominałem sobie nasze ostatnie spotkanie. Co stało się po tym jak straciłem przytomność?

Zaburczało mi w brzuchu. Atak głodu przerwał i tak ciężki tok moich myśli. Spojrzałem na szamankę.
-Przynieś mi coś do jedzenia - Rozkazałem, starając się przy tym przybrać swój zwykły wyraz twarzy.

Po posiłku poczułem się nieco lepiej. Co prawda ciągle bolały mnie mięśnie, ale szumy w głowie ustąpiły. Pokonując te pierwsze, wyszedłem na zewnątrz. Ciepły suchy wiatr uderzył mnie w twarz. Nie orzeźwiło mnie to, wręcz przeciwnie, ale i tak oddaliłem się od obozu.

Siedząc samotnie z dale od innych wpatrywałem się w płomienie ognia. Nie pomagało mi to wcale, ciągle nie znajdowałem odpowiedzi, na żadnego z pytań kłębiących się pod sklepieniem mojej czaszki. Poczułem jak ktoś kładzie mi dłonie na ramionach. Gwałtownie odwróciłem się i zobaczyłem wysokiego człowieka. To, co ów miał na sobie przypominało nieco stój członków rady. Jego twarz skrywała dziobata maska, na którą opadał kosmyk brązowych włosów. Znałem tylko jedną osobę noszącego coś takiego...
-Mikihisa! - Wydusiłem zdumiony, jednocześnie uwalniając gwałtownym ruchem ramiona z uścisku jego dłoni.

****
Szybkim ruchem cofnął ręce, ja podniosłem się z ziemi. Zmierzyłem go zdziwionym, nieco wściekłym wzrokiem. Złapałem się za prawe ramie. "Obrót”, jaki wykonałem w celu uwolnienia się z objęć dłoni szamana troszkę je nadwerężył. Poczułem lekkie samo w sobie nic nie znaczące rwanie. Gdyby nie to, że wzmogło ono ból moich mięśni nie zwróciłbym na nie żadnej uwagi. Stęknąłem cicho, ale stanąłem wyprostowany na przeciw Mikihisy. Postawa jego wskazywała, na to, że nie jest zaskoczony moja reakcją:
-Mogłem się spodziewać, że nie uciszy cię mój widok Hao.- Powiedział całkiem obojętnie.
Nie opowiedziałem, zamiast tego ponownie zmierzyłem go wzrokiem. Jego obecność z jakiegoś powodu drażniła mnie. Z całej siły pragnąłem, aby streszczał się i dał mi spokój. Co z tego, że był moim ojcem? Od dawna nie miało to absolutnie żadnego znaczenia, a właściwie od chwili, gdy się urodziłem. On i dziadek już wtedy jakby się mnie wyparli. Już wtedy wydali na mnie wyrok...Na szczęście już miałem już swojego ducha stróża. Przeżyłem ich atak dzięki jego ochronie, dzięki temu, że płomień uderzył wyrodnego ojca w twarz... Mdło robiło mi się od tych wspomnień. W moim umyśle krążyły podejrzenia. Serce Mikihisy było nie przeniknione, nie mogłem też przebić się do jego umysłu. Nie chętnie zaproponowałem mu, aby usiadł. Przykucnęliśmy na piętach obok ogniska.
-Silva powiedział mi o Rosemberger. Polecił mi bym się z tobą spotkał. Był dość dziwny, jakby przestraszony.
"A więc to tak"- przeleciało mi przez głowę "Bez łaski" myśli te zachowałem jednak dla siebie zamiast tego spytałem:
-Dlaczego poszedł z tym właśnie do ciebie? Co on sobie wyobraża...-Pytałem ledwo panując nad gniewem.
-Posłuchaj Hao, na świecie jest tylko trzech szamanów, którzy przeżyli walkę z Ivettą. Jeśli Rosemberger ma zostać pokonana, to powinni oni...
-Tylko nie mów, mi, że...-Gwałtownie przerwałem mu w pół zdania.
-Właśnie tak- oznajmił całkowicie spokojnie.
To wyznanie sprawiło, że cały gniew ze mnie uszedł, tak jak powietrze z przebitego balonika. Wziąłem głęboki oddech.
-Zaraz. -Rzuciłem znienacka, mówiłeś, że On się bał? Czego, albo, kogo Rosemberger?
-Hum -Mikihisa podniusł się i strzepał piasek z ubrania
-Myślę, że nie tylko. - Powiedział zamyślony - Nie rozmawialiśmy długo. Zupełnie jakby obawiał się, że ktoś nas posłucha...To wyglądało tak, jakby...Jakby bał się rady.
-Co? Od kiedy to, Silva boi się rady? - Moje pytanie sprawiło, że Mikihisa ponownie odwrócił się w moją stronę.
-Mnie nie pytaj, wiem tyle, co ty.

Chciałem jeszcze o coś zapytać, ale mój rozmówca nagle zniknął. Ponownie spojrzałem na czerwono-żółty spokojny promień ogniska. Owa pogawędka zrodziła w moim umyśle nowe pytanie, nie dając wcale odpowiedzi na stare. Nie podobało mi się to, czułem się zmęczony tym wszystkim. Dlaczego rozwiązanie nie może samo spaść z nieba? Podmuch wiatru rozdmuchał płomień. W ogniu pojawił się obraz. Początkowo nie wyraźny, z rozmazanymi konturami, jednak z każdą chwilą każdy jego element wyostrzał się.
Wizja przedstawiała zielowłosego chłopca, z różowym elfickim duszkiem na ramieniu. Zmrużyłem oczy, Lyserg, (bo bez wątpienia był to on), sam wygładał na ducha i to zniewolonego ducha. Obok nich leciał Zefir...Obraz znikł. Przynajmniej to było dla mnie jasne, chodź niewygodne. Co prawda wizja śmierci Diethela w innych okolicznościach ucieszyła by mnie, teraz jednak przysporzyła mi dodatkowych zmarwień. W okolicznościach jaki zaistniały za nic nie mogłem pozwolić, by ten młody gniewny zginął.

Zgasiłem ognisko i poszedłem w kierunku obozu. Przed namiotami siedziała dziewczyna, ta sama którą widziałem wcześniej w swoim namiocie. Wyglądała na smutną lub zamyśloną. Nie wiedzieć, czemu przysiadłem obok i przypomniałem sobie jej imię:
-Co ci jest Marion? -Zapytałem dość cicho zatapiając dłoń w jej włosach...Wyrwała się z zadumy
-Nic mistrzu... Zobaczyłem po jej oczach, że nie mówi prawdy, dałem jednak spokój...


Hao i Marion może być? Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Śro 20:49, 14 Cze 2006    Temat postu:

Hao i Marion? Ciekawa opcja xD'
Co do wykorzystania Calvina - masz moją pełną zgodę (chociaż jego imię 'trochę' odstaje od reszty rady...)
A część fajna, że Mikihisa się w końcu pojawi, to ja 'przeczuwałam' od dawna. No i zdziwiło mnie to samo, co Haosia. Od kiedy to Silva się rady boi? O.o Ale fajne. Lubię takie opki, gdzie jest dużo do myślenia, a tu jest bardzo dużo ^^'


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Czw 0:24, 15 Cze 2006    Temat postu:

Dzięki wielkie, Calvinek może się przydać....(o ile pamiętam ma sokoła na składzie i to mi bardzo pasuje.... A ten fick jest pokręcony to reszty, więc nic nie powinno w nim dziwić.....

Acha jeszcze co do jego imienie (Calvin) to na upatrego znajdę jakiś piewiastek, chodź niekoniecznie metal (np. wapń. - Calcium) zamieniany "cium" na "vin" i gra.... Wink (ja i moje pomysły) Acha jednego nie mogę rozgryść...(inteligecnja nie ma co) A może się jednak nie przyznam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Czw 21:53, 15 Cze 2006    Temat postu:

no, to Calvin to taki wapniak i już pasuje do rady xD'
A czego nie umiesz rozgryźć? Może wspólnymi siłami rogryziemy? Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Sob 16:26, 17 Cze 2006    Temat postu:

Wiesz Ive co najbardziej podoba mi sięw Twoich opowiadaniach? To, że nie boisz sie przełamywać kanonów. to co u innych by nie przeszło, lub wyszło bardzo płasko u Ciebie ma ręce i nogi^^
Oby tak dalej;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Sob 17:53, 17 Cze 2006    Temat postu:

Bardzo mi miło, co prada są to konsekwecje pisania "na żywioł" czyli pisania przy jednoczesnym wymyślaniu historii...ps. wiecie jak cieżko powiazać przy takim pisaniu wszytkie wątki? Przełamywanie kamonów, no coż taka jestm, jakbym się wziała za HP to wybieliłabym Sami Wiecie Kogo.....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Śro 23:47, 12 Lip 2006    Temat postu:

ech dawno nic tu nie dałam, ja hurt to hurt...



X


Triumwirat Asakura cześć I

Niemalże natychmiast wysunęła się z moich objęć i speszona uciekła. Wmieszała się w tłum i tyle ja widziałem. Jednak przez tą krótką chwilę, kiedy trzymałem ją w ramionach czułem jak mocno bije jej serce. Czułem jak jej ciało dziwnie drży, jak jej oddech staje się płytszy. Zdawało mi się, że trzymam w ramionach nie Marion, a jakieś zwierzątko, które potrzebuje czyjegoś ciepła. Zdawało mi się tez, że wcześniej nie myślała o tym, że kiedyś do czegoś podobnego dojdzie i prawdę mówiąc ja też. Nigdy nie myślałem o niej inaczej jak o podwładnej. Nigdy też, nie przyszło mi do głowy, by ją objąć. A już na pewno nigdy nie myślałem, że ona mogłaby... Jakoś to słowo nie chciało wybić się na wiech mojego umysłu. Wolałem dalej udawać, że nic nie wiem, niż przyznać, że i we mnie coś drgnęło. Nie mogłem sobie pozwolić w końcu na coś podobnego i to jeszcze w tych okolicznościach. A jednak. Myśli o turnieju, Ivettcie, a nawet ostatniej wizji zeszły nagle na dalszy plan. Teraz wszystko się wywróciło a myśli o tamtej wieczornej scenie wracały. To, co wtedy czułem było niezwykłe, a do tego zupełnie inne od wszystkich uczuć, jakie zaznałem ostatnio. Poczułem jakiś prąd w kręgosłupie, a na sercu zrobiło mi się tak jakoś ciepło... Potem, gdy uciekła poczułem zawód, ale przynajmniej wiedziałem, że ona czuje to samo, chodź boi się przyznać.

Było jeszcze wcześnie, gdy kładłem się spać. Nie czułem się na siłach, aby jak zwykle siedzieć do późna, w końcu dopiero, co przebudziłem się po dwu dniowej nieprzytomności. W obozie było jeszcze gwarno. Rozmowy innych nie przeszkadzały mi, bardziej niż moje własne myśli, przez które chociaż byłem potwornie zmęczony, nie mogłem zasnąć. Nie czułem już bólu. Tamto jakby się ulotniło. Zamknąłem oczy, spróbowałem przywołać się do porządku. Nie wiele to dawało, ale w końcu wyrzuciłem te "natręty" ze swoje głowy. Zasnąłem i nie miałem żadnych snów.

Rano obudziłem się pierwszy. Wstałem i po cichu rozpaliłem ognisko. Nie chciałem nikogo budzić, bo nikogo nie potrzebowałem. Właściwie chciałem być sam. Nie było w tym nic nowego, ostatnio ciągle pragnąłem samotności i ciszy. Ciszy, w której można zebrać myśli. Chodź ostatnio i to mi nie pomagało. Wraz z dniem wróciły wszystkie pytania, bez żadnych odpowiedzi, a do tego dochodziła jeszcze Marion. Może to nie było to nic poważnego, ale nie mogłem przestać dumać o tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Spojrzałem w ogień. Postanowiłem skupić się na tym żywiole, który w takiej ilości jak ta jest niezbędny do w pewnym sensie do życia, a w większych jest po prostu zabójczy. W każdej ilości zaś parzy. To, co czułem do tamtej dziewczyny było właśnie takim ogniem, nie umiałem jednak odpowiedzieć jak wielki jest ten płomień. Jakoś oderwałem się od tamtych myśli. Skupiłem cała swoja uwagę na ognisku. Wpadłem w trans, aby dowiedzieć się gdzie jest Yoh i jego paczka. Musiałem ich przecież ostrzec. Po kwadransie namierzyłem ich. Znajdowali się o jakieś pięć mil na wschód od mojego obozu. Odetchnąłem. To wcale nie tak daleko, zwłaszcza dla mnie. Przebudziłem się i przywołałem ducha ognia. Wywołałem jego kontrolę i udałem się na spotkanie. Gdy wylądowałem po środku ich niby to obozu, oni ciągle spali. Wyglądali na spokojnych, zazdrościłem ich tego i naprawdę, żałowałem, że musze zburzyć im go zburzyć...Czemu to zawsze ja mam być tym złym?

-Yoh- wstawaj ty śpiochu powtarzałem targając go w bok - Yoh?·- Jeszcze chwileczkę Anno- powiedział sennie Yoh, otwierając jedno oko. Zobaczył mnie i od razu usiadł na posłaniu..
-Ja jeszcze śnie, prawda, ciebie tu nie ma...- Wybełkotał
-Obawiam się, że nie. -Powiedziałem szeptem. - I cicho bądź, bo ich obudzisz,- tu wskazałem na jego ciągle jeszcze smacznie śpiących przyjaciół, - A to by było zbyteczne. Podałem mu rękę.
-Chodźmy troszkę dalej, musze z tobą porozmawiać.
-Ciekawe, o czym - mruknął na dobre już rozbudzony Yoh.

Odeszliśmy kilka metrów od obozu. Zaproponowałem bratu by usiadł, stwierdzając, że i tak to zrobi, gdy powiem mu to ca mam mu do powiedzenia.
-Dziękuje, postoje- powiedział hardo
-Jak chcesz. -Wzruszyłem ramionami. Wziąłem głęboki oddech:
-Uważaj na Lyserga, chroń go..
-Co, -oczy mojego brata zrobiły się okrągłe - Ty mi to mówisz? - I stało się, to, co przewidziałem usiadł z wrażenia.
-Tak. Tak się nieszczęśliwie składa, że jest tu ktoś, kto chce go wykończyć bardziej niż ja, a potem wykorzystać jego dusze. Tak się składa, że ten ktoś jest silniejszy nawet od de mnie, tak się sadła, że to Ivetta Rosemberger...
-Kto? - Yoh był coraz bardziej zdumiony
-Ivetta Rosemberger powtórzyłem, chyba najsilniejsza szamanka, jaką znam i jaką nie znam. Ona panuje nad martwymi dyszami, a jej siły już chyba nie mierzy się, w foriyoku. Rozumiesz, co chce powiedzieć? Acha jest bardzo szybka, a jej główny stróż, ptak Zefir wysysa z szamana nie tylko foriyoku....Słowem, gdybyś cię ją spotkali, uciekajcie do razu...Nawet nie próbujcie walki..
Yoh wstał. Przez chwile zaglądał głęboko w moje oczy.
-Czemu ci nie wierze, Hao?
Spuściłem głowę, nie chciało mi się na to pytanie opowiadać..
-Ona ubiera się na czerwono i ma rude włosy z blond pasemkami. - Dokończyłem z głupia. Yoh zrobił kilka kroków w kierunku śpiących przyjaciół. Zauważyłem, że na pisaku, obok mojego cienia pojawił się jeszcze jeden nieco dłuższy. Nie sprawdzałem jednak, kto to. Tym bardziej, że nowy przybyły odezwał się:
-Lepiej mu uwierz Yoh! - Głos, który to powiedział należał do Mikihisy. Yoh zatrzymał się jakby rażony gromem. Zwrócił się w naszą stronę:
-Tata?
Tamten potwierdził ruchem głowy. Yoh jednym skokiem znał się obok nas. Zdawał się nie bardzo wierzyć zmysłom. Odszedłem parę kroków i odwróciłem wzrok od tej rodzinnej scenki, bo oczywiście mój bliźniak i ojciec wpadli sobie w objęcia. Dobrze, że trwało to krótko.
-Może znajdziemy jakieś leprze miejsce i pogadamy o tym jak ją wykończyć, co? - Zaproponowałem, coś, bowiem mówiło, mi, że to potrójne spotkanie to nie przypadek. Zgodzili się. Mikihisy zaprowadził nas do odosobnionego, ze wszystkich stron otoczonego skałami miejsca. Wchodziło się tam cienkim przesmykiem. Zajęliśmy miejsca na wielkich kamieniach znajdujących się w środku owego skalnego "pokoiku". Każdy z nas był jakoś nienaturalnie poważny, nawet Yoh nie dowcipkował.. Nie sądziłem, że powaga w chwilach takich jak ta mogłaby mi przeszkadzać, a jednak przeszkadzała mi. Co gorsza niespodziewanie wróciły tamte myśli o Marion...Może jakiś głupi żart wywiałby mi je z głowy?

-Hao! - Usłyszałem zniecierpliwiony głos Mikihisy, co ty na to?
"Właściwie to, na co?' - Pomyślałem- Nie słyszałem ani słowa, chociaż narada trwała już jakiś czas. "Jak to możliwe"
-Słuchasz nas w ogóle? - Zawtórował mu Yoh.
-Przepraszam, ale zamyśliłem się.. Możecie powtórzyć?- Zaproponowałem wściekły na samego siebie, że przestałem się kontrolować.
-Chodzi o to, żeby połączyć moc naszych duchów, tak, by stały się jednością...Tak by w starciu z nią tylko jeden używał kontroli ducha i kontrolował je wszystkie...Żeby skupił w sobie całą ich moc..
-To nie możliwe - uciąłem. - Mój duch to demon, a żaden z was nie może panować nad demonami..
-Chyba zapominasz o sobie, synu. -Rzuciłem mu tak mordercze spojrzenie, że gdy wzrok mógł zabijać...
-Nigdy, ale to nigdy tak do mnie nie mów! - Wrzasnąłem..- A ja nie mogę z nią walczyć...Ani razu nie zdarzyłem zaatakować, ona jest za szybka.
-Byłeś sam, tym razem my tam będziemy, stworzymy iluzje, że atakujemy, a wtedy...
Usiadłem z powrotem już spokojny
-Myślicie, że ona da się na to nabrać?- Spytałem cynicznym tonem
-Warto spróbować- zapewnił, Mikihisa. Nastała chwila milczenia. Przerwałem Ją:
-My dwaj wiemy, na co ja stać, Yoh nie ma pojęcia, co go czeka, jeśli ona się nie nabierze.. Może nie warto, że by był tam z nami? Może lepiej, żeby to był Silva? On przynajmniej częściowo ją pokonał...Kiedyś...
-Raczej nie... Pomyśl dobrze, tak czy siak my wszyscy mamy moc rodziny Asakura. - Zapewnił Mikihisa. - Mam dziwne przeczucie, że chodzi tu o jednolitą po jakimś względem moc...Po za tym nie wiadomo gdzie on jest...On zniknął..
-Co? No pięknie - wydobyło się jednocześnie z ust moich i Yoh.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Czw 16:07, 13 Lip 2006    Temat postu:

Asakura power xD' Dobra, jak już pisałąm w komentach do pozostałych ficków - odwala mi kompletnie, więc nie przejmuj się, jak palnę coś głupiego Wink
Hum... no, podoba mi się pomysł, żeby Hao, Yoh i Mikihisa współpracowali. Na dodatek pomysł póki co dobrze zrealizowany i zapowiadający się dobrze. No i Hao jest rozbrajający ^^' Nie pytaj czemu, bo nie umiem odpowiedzieć, po prostu wyszedł Ci świetny ^^'
A co do Marion, to jestem ciekawa, jak rozwinie się ten wątek... porównianie do ognia było naprawdę trafne.

No i częściej możesz robić takie hurtowe wrzucanie literek ^^'


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Śro 15:51, 19 Lip 2006    Temat postu:

Durne, bo durne, ale co mi tam...
i tytuł nie pasuje, ale niech tam będzie....

XI
Triumwirat Asakura cześć II

Nowe wątpliwości, coraz więcej ich w mojej głowie, a do tego stają się coraz bardziej dokuczliwe. Co jeszcze mogłoby się stać? Albo raczej, co jeszcze się stanie? Miałam niewyraźne wrażenie, że to drugie pytanie jest odpowiedniejsze. Sytuacja obracała się ze złej, na jeszcze gorszą. Wszystko zaciemniało się jeszcze bardziej. W układance brakowało coraz więcej elementów. Czułem się naprawdę zdezorientowany, a fakt zniknięcia Silvy nie zbyt do mnie docierał. Jakoś nie mogłem uwierzyć w to, żeby on tak po prostu uciekł, lub zaszył się w przysłowiowej mysiej dziurze. To było nie w jego stylu. Nie, jeśli chodziło o bezpieczeństwo turnieju i jego uczestników. Cokolwiek by, bowiem o nim nie powiedzieć, trzeba oddać mu to, że nie jest tchórzem. Co prawda, Mikihisa wspominał coś o jego dziwnym zachowaniu, o tym, że wyglądało to tak, jakby obawiał się rady, ale i tak zdawało mnie się to mało prawdopodobne.
Inne nowe zmartwienie stanowił plan Mikihisy. Im dłużej nad nim myślałem, tym wydawał mi się coraz bardziej bezsensowny. Byłem niemal pewien, że to nie może się udać. Jednak, ponieważ sam nie potrafiłem nic lepszego zaproponować, godziłem się na to.

Wieczór przyniósł jak zwykle ochłodzenie. Nawet zerwał się niewielki wiatr, dość mocny, aby rozwiać moje włosy. Dość mocny, aby oderwać mnie na chwile od tego wszystkiego. Podniosłem wzrok. Jak zawsze siedziałem przy ognisku i nachalnie wpatrywałem się w jego blask. Jak zawsze wirowały w mojej głowie uporczywe myśli. Tym razem nie był to jednak czas i miejsce na rozmyślania. Tym razem nie byłem tam sam, ponieważ w okuł ognia zgromadziła się z mojego rozkazu cała moja drużyna. Musiałem wreszcie powiedzieć im o Ivettcie. Nie mogłem dłużej ukrywać tego przed nimi. W końcu oni również nie byli bezpieczni. Przypomniały mi się słowa Ivetty: "Gdybyś był silny, już dawno nie potrzebowałbyś tej bandy, wystarczyłyby ci same duchy". Potem wspomnienie tego, co zrobiła z Shermą i wizja, w której wiedziałem Lyserga Diethela w roli jednego z jej sług. Od śmierci Shermy zdawało mi się, że ona ma ochotę pochłonąć dusze także innych moich podwładnych. Właściwie, to nie zdawało mi się, lecz byłem pewien. Czemu więc tak długo zwlekałem? Tego nie potrafiłem sobie wyjaśnić.

Podniosłem się i przejechałem po nich wzrokiem, na każdym zatrzymując przynajmniej na chwile swoje spojrzenie. Szczególnie długo zatrzymałem je na Marion. Wyglądała dość niewyraźnie, zdawała się być bez reszty pochłonięta jakiś zmartwieniem. Dokładnie tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy ( i jak na radzie ostatni) objąłem ją. Od tamtej chwili ponad wszystko starała się unikać mojego wzroku. Stała się na tym punkcie naturalnie wręcz ostrożna, zazwyczaj uciekała, gdy tylko jakimś sposobem znalazłem się blisko niej. Tym razem jednak dziewczyna nie miała gdzie uciec, więc tylko spuściła głowę i zasłoniła włosami policzki. To nie było dla niej normalne zachowanie. Nigdy przedtem nie była taka płochliwa. Wręcz przeciwnie. W jej zielonych oczach zawsze obecny był dziwny, dość wredny blask. Do tej pory zawsze zdawała się zimna, cyniczna, bezwzględna. Patrząc na nią odnosiło się wrażenie, że niczego się nie boi, bo jej serce jest jakby zamrożone. Poniekąd miało się racje. Marion nigdy nie okazywała nikomu litości, współczucia, przy przywiązania. Pod tym względem była po prostu pusta. Czasem zastanawiałem się nawet, co ją przy mnie trzyma. I jakoś nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Jedno było jednak pewne, ona się mnie nie bała, przynajmniej do póki to się nie wydarzyło. Teraz jak mi się zdawało po prostu umierała ze strachu. Starała się być niewidzialna. Więc teraz, gdy uporczywie wpatrywałem się w nią, zdawałem sobie sprawę z tego jak bardzo musi się wewnętrznie miotać, jaki to sprawie jej ból. Oderwałem oczy od niej i spojrzałem na siedzącą obok niej dziewczyną z krótkimi, rudymi kucykami. Ona też zdawała się być mocno zdziwiona stanem Marion. Nagle mimowolnie uświadomiłem sobie, że Marion nawet nie tknęła kolacji. Jej porcja ciągle leżała przed nią. Dziewczyna wykazywała zaś kompletny brak zainteresowania jedzeniem. Bladość jej twarzy i worki pod oczami wskazywały zaś na niedobór snu. Poczułem, że nie mogę tego tak zostawić, tym bardziej, że myśli o niej stawały się coraz bardziej nachalne.

Powiedziałem im wszystko, co wiedziałem o Ivettcie. Opowiedziałem im nawet o śmierci Shermy, o sojuszu, z Silvą, Mikihisą i Yoh. Nakreśliłem sytuacje, tak, aby pojęli, co im grodzi. Zabraniając im jednocześnie oddalać się samowolnie od obozu. Jeśli zaś zaszłaby tak potrzeba, zabroniłem im robić to samotnie. Wiedziałem wprawdzie, że dla Rosemberger to bez różnicy z iloma szamanami walczy, ale grupa zawsze ma większe szanse niż jednostka. Skończywszy przemówienie nakazałem by poszli spać. Podnieśli się z ziemi, na której siedzieli przez cały czas zebrania i rozmawiając ze sobą szeptem w niewielkich podgrupach rozeszli się do namiotów. Tylko Marion podniosła się w zupełnej ciszy.
-Ty zostań, Marion. - Rzuciłem ostro w jej stronę, Zatrzymała się i zwróciła twarzą do mnie.
-Tak mistrzu? - Zapytała tak cicho, że ledwie ją usłyszałem. Zgasiłem ognisko wskazują dłonią na płomień. Potem spojrzałem na nią. Ciemność zakryła jej oblicze. Wiedziałem, że poczuła ulgę z tego powodu.
-Chodź ze mną. Posłusznie podążyła za mną do mojego namiotu.

-Co się z tobą dzieje? - Spytałem troskliwym tonem, jak tylko znaleźliśmy się u mnie. Spytałem, chociaż doskonale wiedziałem, co jej jest. Odpowiedziało mi milczenie. Spojrzenie dziewczyny wbiło się w piasek.
-Nic - wyjąkała
-Nie kłam. Gołym okiem widać, że coś jest nie tak. Nigdy taka nie byłaś. Więc jak będzie? Powiesz mi, co ci jest?
-Proszę cię mistrzu nie męcz mnie.
-Mecze cię? To ty siebie męczysz. Jeśli dalej będziesz to w sobie gniotła, to się wykończysz. Wiedziałem, że nic nie zjadłaś, a to tego nie wysypiasz się. - Powiedziałem to spokojnie, wręcz szorstko. Spuściła głowę jeszcze niżej.
-Nic, naprawdę. -Zarzekała się
Podszedłem do niej. Dotknąłem delikatnie jej policzka. Odskoczyła jak oparzona.
-Co jest? Nie chcesz bym cię dotykał?- Zapytałam cicho- Dobrze, nie będę. -Cofnąłem dłoń.
-Mogę odejść? -Zapytała niepewnie
-Nie. Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic ni nie jest. - Nakazałem - Chociaż i tak mnie nie okłamiesz.
Uniosła wzrok. Przez chwile mocno wpatrywała się w moje oczy, a potem nagle odwróciła się i wybiegła. Skrywając twarz w dłoniach. Nie wiele myśląc pobiegłem za nią. Poruszała się naprawdę szybko. W ciągu kilku sekund znalazła się poza terenem obozu i zaczęła przemierzać pustynię. Nie mogłem za nią nadarzyć, ale biegłem dalej. Po przebiegnięciu jakiś 200 metrów, dziewczyna niespodziewanie potknęła się i upadła. Zlazłem się przy niej w paru skokach. Wyciągnąłem dłoń, by pomóc jej wstać. Nieoczekiwanie nawet pewnie dla jej samej przyjęła ją. Wstała, a potem ponownie spuściła wzrok, zupełnie jakby się bała.
-Wiesz, co zrobiłaś? - Zapytałem surowo
-Przytaknęła ruchem głowy
-Przepraszam mistrzu. Ja nie mogłam już dużej - Jej głos załamywał się. Zauważyłem, że od jej policzku spływa mała błyszcząca strużka.
-W porządku. - Zapewniłem - Nie gniewam się.- Ale powiedz mi w końcu, co ci jest?
-Ja nie mogę mistrzu.
-Wiesz? - Rzuciłem zaglądając jej w oczy - Może skończysz z tym mistrzem? Mów mi po prostu Hao...
Popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
-Hao...?
-To moje imię. - Uśmiechnąłem się - To jak powiesz mi wreszcie? Ja i tak wiem, ale chce żebyś to powiedziała.
-Skoro wiesz...- Powiedziała już nieco pewniej. - Skoro wiesz Hao...
Podałem jej rękę. Wróciliśmy razem do obozu i nie poruszając już więcej tego tematu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin