---->Shaman prince (20 lat później)<-----
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Czw 22:02, 20 Lip 2006    Temat postu:

Uuu, to nieciekawie... moja mama zagroziła tylko, że jak będę tak długo przy kompie siedzieć, to mi go skonfiskuje, ale aż tak drastycznych środków jak Twoja nie podjęła... Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzisz... i życzę szczęścia przy próbach pisania!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Wto 16:34, 25 Lip 2006    Temat postu:

Ja wymiekam, mam wene na wszystko, na Hao, Kannę, Ive (ale jakąś nie mrawą) Fick z pdopisu, tylko nie na to....ech chyba musze postarać się szybko o jakieś zakończenie....no ale na radzie niech będzie....

Odcinek XXIV – Miecz dwóch promieni

-Nie! – Risa pochylała się nad pół spakowaną walizką – Nigdzie nie jadę, za nic na świecie! – Krzyczała całe swoje dziecięce gardziołko – Nie zmusisz mnie – dodała z naciskiem patrząc na ojca swoimi ciemnymi oczami. Len stojący w drzwiach pokoju córki zacisnął pięści, aby stłumić narastającą w nim złość. Przymknął oczy. Nie miał zamiaru patrzyć dłużej na to, co wyprawiało jego najmłodsze dziecko, które założywszy ręce na piersi demonstracyjnie odwracało głowę w stronę okna. Przez długi czas tkwiła w bez ruchu. Zbierało się jej na płacz, w jej małej główce panował chaos. Jej umysł nie był w stanie pojąc tej nagłej decyzji ojca o powrocie w rodzinne strony. Nie potrafiła sobie wyobrazić życia gdzie indziej. Nie potrafiła, nie chciała nawet dopuścić do siebie myśli o rozstaniu z Yukiru. On przecież był jej przyjacielem, jedynym człowiekiem, z którym miała niemalże telepatyczny kontakt. To właściwie było coś więcej niż zwykła przyjaźń. Risa wiedziała to bardzo dobrze, oni byli po prostu pokrewnymi istotami, bliskimi sobie niemal tak, jak bliźniacze rodzeństwo. Odczuwali wzajemnie swoje cierpienia. W tym samym momencie odczuwali ból i strach. Dziewczynka pamiętała zdarzenia z przed kilku miesięcy i czuła się fatalnie, ze świadomością, że już być może nigdy się nie spotkają. Parę dni temu Yakuma Investit została sprzedana, niemalże za bezcen wielkiemu amerykańskiemu koncernowi. Len spalił, więc cześć mostów łączących go z Japonią. Za nie całe dwa miliony dolarów pozbył się tego, co budował przez piętnaście lat. Nie chciał tego, czuł jednak, że to jedyne rozsądne wyjście. On prostu nie miał już siły. Musiał z czegoś zrezygnować. Pozbycie się upadającej firmy, było według niego najlepszym wyjściem. Przywódco w klanie Tao zawsze było dla niego sprawą najważniejszą, tu chodziło o jego honor, o dumę i tradycję. Oparł się o ścianę. Co z tego, że przegrał ten przeklęty turniej, kiedyś dawno temu. Co z tego, że nie zdobył korony szamana, przecież misję wypełnił i Tao podnieśli się z upadku. Dokonał tego sam, ciężko na to pracował, a teraz... Teraz miał się tak po prostu tego wyrzec? Za nic, prędzej umrze, prędzej zniszczy buntowników, lub sam zostanie zniszczony. Stara zasada ożyła w nim ze dwojoną siła. Gdzieś w sercu przyznał rację swojemu stryjowi, czuł, iż czasem jest to jedyna droga.
Risa wciąż szklanymi oczami wpatrywała się w okno, zdawało się, że nic ją nie obchodzi. Po podłodze jej sypialni walały się najróżniejsze przedmioty: zabawki, książki, oraz porozwalane dosłownie wszędzie poszczególne części jej garderoby, od bielizny, po przez letnie bluzeczki, aż do zimowych swetrów. Te ostatnie szczelnie zapełniały nie tylko podłogę, ale także łóżko młodej szamanki. Len czerwieniejąc ze złości, powoli zbliżył się do córki. Miał już serdecznie dość jej wygłupów, tego powtarzającego się od rana rytuału krzyków i narzekań. Święty by nie wytrzymał, a co dopiero on, człowiek, któremu do świętości brakowało naprawdę wiele. Coś targało nim od wewnątrz. Czuł jak powoli zalewa go krew. Dziewczynka nadal nie poruszała się, zupełnie go ignorując. Nie wytrzymał, położył jej dłoń na ramieniu i mocno ścisnął, zmuszając ją oby się odwróciła. Uczyniła to tylko z powodu lekkiego bólu ręki. Rzuciła mu nie zadowolone spojrzenie. On zaś patrzył na nią z furią w oczach. Usiłował po raz kolej stłumić wybuch gniewu, jednakże tym razem okazało się to dużo trudniejsze.
-Owszem jedziesz! – Wycedził – I kończ to przedstawienie, ale już – Warknął na dziecko. Zrobiła wielkie oczy, ale nadal nie zamierzała się ruszyć, zamiast tego uporczywie wpatrywała się w twarz ojca.
-Nie! – Krzyknęła nabrzmiałym głosem – Możesz mnie ukarać i tak to nic nie da! – Ostatnie słowa wykrzyczała tak głośno jak tylko się dało. Jej krzyk wypełnił całe mieszkanie. Zaalarmowana nim Rei gwałtownie odtworzyła drzwi swojego pokoju. Wyszła na korytarz, jednak nikt jej nie zauważył. Risa i Len byli zbytnio pochłonięci swoją kłótnia. Dziewczyna przez jakiś czas przyglądała się owej scenie. Usiłowała jakoś zareagować, zrobić cokolwiek, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Jakby wcale nie istniała... W końcu Len utraciwszy reszki cierpliwości uderzył Risę w twarz. Mała złapała się za policzek, teraz już nie tamowała łez, lecz płakała jak kilkumiesięczne dziecko. Łzy spływały po jej twarzy, przeciekały przez palce. Len odwrócił wzrok. Napotkał pełne wyzuty spojrzenie Rei, która minąwszy go podeszła do siostry. Objęła ją i pochylając się ku niej szepnęła coś wprost do ucha dziewczynki. Ta uspokoiła się. Otarła łzy wciąż spływające po jej policzkach i zarzuciła ręce na szyję siostry.
-Rei ja nie chce... – Powiedziała cicho, jak przedszkolak.
-Wiem malutka, ja też nie... – Odparła głaszcząc ją po włosach – Ja też nie.
Spojrzała w stronę drzwi. Były przymknięte. W pokoju znajdowały się tylko one dwie, jeśli oczywiście nie liczyć Jaśmin, która w milczeniu przyglądała się całej tej scenie.

****
Jesienny wiatr unosił w górę liście, które zataczając w powietrzu małe koła opadały na dziedziniec rodzinnej posiadłości Asakurów. Milena wzięła w palce jeden listek. Przez chwilę obracała go w palcach na wszystkie strony, jakby starał się coś z niego wyczytać, poczym odrzuciła go od siebie i westchnęła ciężko. Minął nie cały tydzień od czasu, gdy po raz pierwszy przekroczyła próg tego domu. I chociaż czuła się tu naprawdę dobrze, to jednak bywały chwile, w których dobijała ją samotność i bezradność. Nie mogła pogodzić, się z tym, że tkwi tutaj, po czas, gdy morderca jej ojca pozostaje bez karny. Dziewczyna wiedziała doskonale, kto dopuścił się owej zbrodni i z każdą chwilą bała się coraz bardziej, co on jeszcze wymyśli? Czy znajdzie się ktoś, kto go powstrzyma? Analizowała w myśli swoje możliwości już raz z nim przegrała i tylko cudem uniknęła śmierci z jego rąk. Drugi raz na pewno się jej nie uda i co wtedy, przecież przysięgła ojcu, że będzie chronić swojego małego kuzyna, że nie pozwoli, aby coś mu się stało. Objęła kolana dłońmi, przyciągnęła do nich twarz. Była taka słaba. Gdy istniał jakiś sposób szybkiego podniesienia swoich umiejętności, swojego poziomu. Przymknęła oczy. Czuła się bardzo źle.

****
-Chciałabyś być silniejsza, co? – Usłyszała tuż obok siebie męski głos. Uniosła głowę i ujrzała stojącego kilka metrów od niej Mikihisę.
-Tak – przytaknęła bez namysłu – Czy jest w tym coś dziwnego?
-Ależ skąd. To jest normalne, a w twoim przypadku nawet wskazane. Odszedł ją i położył ręce na jej ramionach. – Istnieje pewien sposób, ale to bardzo ryzykowne. – Ciągnął dalej. – Jeśli ci się nie uda zginiesz...
-Co to za sposób? – Dziewczyna wyprostował się.
-Przejście przez Tunel Tartaru, który jest jakby pomostem miedzy naszym światem, a światem duchów. Jeśli uda ci się tam przeżyć tydzień osiągniesz to, o czym marzysz.
Uśmiechnęła się blado.
-Gdzie jest ten tunel?
-Nie tak szybko, musisz wiedzieć, że tam nie ma nic prócz ciszy ciemności. Nie możesz tam tak po prostu wejść, bo to cię zgubi, musisz być gotowa, zdecydowana i oczyszczona. Obawy, myśli wszystkiego musisz się pozbyć. Nie możesz pozwolić, aby coś ci przeszkadzało. A ty ciągle się martwisz. Rozumiem, że nie możesz pogodzić, się z tym, co się stało, ale tobie nie wolno się rozklejać. Wiesz o tym dobrze.
Skierowała na niego brązowe oczy.
-Wiem, on zawsze mi to powtarzał.
Wstała z kamiennej ławeczki, na której siedziała.
-Wejdę do tego tunelu. – Oznajmiła zwracając się twarzą w stronę dziadka. – Mój ojciec by tego chciał...

****
Zielonowłosa kobieta o niebieskich oczach zajęta była właśnie sprawdzaniem wypracowania córki, gdy nagle rozległ się dzwonek telefonu. Nie od razu pośpieszyła, aby odebrać. Początkowo w ogóle nie reagowała, tylko dalej pochylała się nad zeszytem. Kiedy jednak za trzecim razem, nikt z pozostałych domowników, nie raczył nawet zbliżyć się do rozdzwonionego już na dobre urządzenia, nie wytrzymała. Odłożyła na bok zeszyt Mako i szybko przeszła do niewielkiego, salonu, gdzie na stoliku, obok małej kanapy leżała czarna słuchawka od bezprzewodowego telefonu. Krzywiąc się nieco nacisnęła odpowiedni przycisk i przyłożyła sobie słuchawkę do ucha.
-Słucham? – Zapytała starając się przy tym nadać swojemu głosowi uprzejmy ton.
-Jun to ty? – Zapytał jakiś roztrzęsiony głos po drugiej stronie – zrobisz coś dla mnie siostrzyczko?
-Len? To ty? Co się stało?
-Ja musze wyjechać – opowiedział głos po drugiej stronie, proszę zajmij się dziewczynkami.
-Len...
-Proszę, cię. Chciałem je zabrać, ale nie mogę. –Westchnął do słuchawki. –Jun!
-Dobrze, ale powiedz mi wreszcie, o co chodzi?
-Oczywiście, o rodzinkę. Musze się z nimi rozmówić, rozumiesz? Po prostu musze...
-Len, czy ty?
-Tak właśnie, musze ratować swój honor. Wybacz, ale naprawdę nie ma innego wyjścia.
Prze chwile po obu stronach druta telefonicznego panowała cisza.
-Oczywiście, że się nimi zajmę, powodzenia braciszku – odezwała się w końcu Jun. Była to najlepsza rzecz, jaka mogła zrobić. Wiedziała, bowiem, że chodź by starała się z całego serca, to nie zmieni raz pojętej przez swojego brata decyzji. Wiedziała, że jest twardy, nieugięty i że łatwo nie rezygnuje, czuła, że on po prostu nie da sobie tak łatwo odebrać przywództwa, że będzie walczył do końca, że może nawet polać się krew...
Opadła na kanapę. Chwilę później usłyszała pukanie do drzwi, oraz ciche kroki w przedpokoju. Ktoś nacisnął klamkę, drzwi otworzyły się i stanęła w nich fioletowowłosa dziewczynka w żółtej kurtce.
-Witaj wujku – uśmiechnęła się do wysokiego bruneta. –Mam nadzieję, że tata dzwonił.
-No... – Zastanowił się tamten wpuszczając dziewczynkę do środka.
-Jun, to był Len? – Krzyknął w głąb mieszkania.
-Tak – Kobieta stanęła u wylotu korytarza – Witaj Risa, gdzie Rei?
-Zaraz przyjdzie. E, możemy tu troszkę pomieszkać?
-Że, co? – Zdziwił się Ryu
-Oczywiście – Jun uśmiechnęła się podając Risie rękę. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

****
Marwel stał obok okna i spoglądał na ulicę. Za jego plecami roztaczała się pustka, surowego japońskiego pokoju o jasnych ścianach. Jesienne słońce otaczało jego białe włosy jakby świetlistą aureolą, czerwone jak krew szaty dodawały mu jakieś dziwnej grozy i dostojeństwa. W ręku trzymał nie wielki sztylet i ustawicznie sprawdzał palcem jego ostrość. Uśmiechał się. Źrenice jego karmazynowych oczy zdawały się śmiać.
-Panie – powiedział jakiś drący głos. Jasnowłosy nawet się nie poruszył.
-Saphir, masz o niej jakieś wieści? – Zapytał ozięble.
-Tak panie. Z tego, co mi się udało ustalić, wynika, że przebywa ona w Izumo w posiadłości Asakurów...- Wydyszał głos do cna przejęty szacunkiem i bojaźnią.
-Powiedz mi coś o czy nie wiem! – Marwel odwrócił się w stronę podwładnego i spojrzał prosto w czarne oczy szamana. Ten spuścił głowę. Ciemne włosy opadły mu na policzki.
-Chce przejść przez Tunel Tartaru – Dokończył tylko lekko unosząc głowę.
-Doskonale. – Jasnowłosy klasnął w ręce. – Idź tam i pozbądź się jej zanim stamtąd wyjdzie, to miejsce ma być jej grobowcem, rozumiesz to? – Zapytał zimno.
-Tak, panie. –Skłonił się jeszcze niżej.
-Możesz odejść.
On jednak ani drgnął, wciąż stał w tym samym miejscu.
-Coś jeszcze? – Marwel odłożył sztylet
-Hao Asakura, on pozostał na ziemi jako duch. Najprawdopodobniej będzie chciał otrzeć brata, może nawet znajdzie jakiś inny sposób, aby go chronić...
-Tak lekko nie doceniłem możliwości swojego mistrza. No nic i tak prędzej, czy później musielibyśmy się pozbyć króla. To zadanie zostawiam jednak moje kuzynce, przełożonej świątyni w Nagoi.
Czarnowłosy skłonił się raz jeszcze poczym wycofał się tyłem. Dopiero przy drzwiach odwrócił się i opuściwszy pomieszczenie odetchnął z ulgą.

****
Yukiru powoli rozwiązywał sznurek oplatający długą, wąską paczuszkę. Kiedy wreszcie uporał się z supłem zaczął delikatnie zrywać szary papier, w który dodatkowo była zawinięta owa paczka. W końcu jego oczom ukazało się granatowe pudełko z twardej tektury. Bez dłuższego namysły podniósł, je poczym wydobył ze środka nieduży miecz, a właściwie mieczyk o lekko zakrzywionym ostrzu, na którym wyryto japońskimi znakami następujący napis:
„Jestem ostrzem dwóch promieni, niech ich światła nigdy nie zabraknie na twojej drodze”
Chłopczyk dokładnie obejrzał podarunek. Spojrzał nieśmiało na przykucniętego tuż zanim ojca. Yoh uśmiechnął się.
-Skoro masz już ducha stróża, a nawet nie tyle ducha, co demona i skoro wiesz już, co to kontrola ducha, to najwyższy czas, żebyś nauczył się prawdziwej walki. Miecz ci się przyda. Lepiej, żebyś umiał się nim posługiwać, bo nigdy nic nie wiadomo. Ciągle nie wiemy, co z tymi ludźmi, którzy cię porwali – skłamał – Musisz być gotowy, jakby chcieli wrócić. – Ostatnie zdanie nie zostało już wypowiedziane, przez Yoh, chodź wypadły one z jego ust. Spojrzenie króla szamanów zmieniło się. W jego ciałem zawładnął duch Hao. Podniósł się, zatem i szedł na dół, usiadł po turecko na podłodze salonu i powoli zaczął pogrążać się w stanie podobnym do transu. Przed oczami wirowały mu najróżniejsze obrazy. Hao powoli opuścił ciało swojego brata. Zawisł na jego głową i w tym samym monecie napotkał zaniepokojony wzrok jasnowłosego, widmowego samuraja.
-A, więc to ty! – Warknął, Amidamaru – A ja zastanawiałem się skąd znam tą aurę. Tylko, co ty tutaj robisz?
W odpowiedzi Hao tylko wzruszył ramionami
-I tak tego nie pojmiesz samuraju. Wiedz jednak, że Yoh mi ufa...
-On może tak, ale ja nie! – Rozległ się niewiadomo skąd kobiecy głos, a chwilę później w drzwiach pojawiła się Anna w czarnej sukience z długim rękawem. W ręku ściskała sznur niebieskich korali. W czarnych oczach malowała się wściekłość.
-Znikaj z naszego życia, wynoś się z niego raz na zawsze. – Krzyczała
-Wybacz, ale nie mogę. – Duch szamana rozpłynął się w powietrzu. Kobieta upadła na kolana.
-Yoh, obudź się – zawołała lekko nim potrząsając. –Yoh!
Otworzył oczy.
-Spokojnie, nic mi nie jest.
Nie odpowiedziała, zamiast tego przytuliła się do niego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ive-Hao dnia Wto 16:48, 29 Sie 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Śro 13:09, 26 Lip 2006    Temat postu:

Logiczne. Z sensem. dobrze napisane. Amen.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Czw 11:57, 27 Lip 2006    Temat postu:

Po pierwsze - Karina ma całkowitą rację.
Po drugie - teraz pora na coś ode mnie:
Skoro Yoh ufa Hao, to ciekawi mnie, jak (i czy w ogóle) uda mu się przekonać resztę, żeby mu zaufała...
No i jak poradzi sobie Ren...
A Tunel Tartaru przyciąga kolejnego szamana... to jest szamankę ^^' - ten motyw skojarzył mi się z momentem z anime, kiedy dwie dziewczyny z Lily Five chciały zrobić yoh grobowiec w tunelu...
I, nie bij jeśli coś źle zrozumiałam, czy Tamao i Marvel są spokrewnieni?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Czw 12:50, 27 Lip 2006    Temat postu:

No są dalekimi kuzynami, ale ona o tym nie wie (na radzie)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:32, 13 Sie 2006    Temat postu:

HA! Wreszcie nadrobiłam zaległości (sporo mnie nie było) No więc:
1. Wszystko ślicznie, ładnie & C.O.
2. Pytanie: co się stało z Lysergiem? Zauważyłam, ze po nim ani widu, ani słychu. Tak samo z Horo Horo, z Wyrzutkami, z Faustem, z Choclove, z Mortym...
3. Mnóstwo tajemnic tu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Nie 20:52, 13 Sie 2006    Temat postu:

Przepraszam bardzo! Faust przecież był!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:36, 13 Sie 2006    Temat postu:

Źle nadrobiłam. Sorka Embarassed

Wrobisz w coś Lyserga?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bziulka
Beznadziejny



Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Iławy :)

PostWysłany: Sob 19:51, 19 Sie 2006    Temat postu:

Właśnie też mnie ciekawi jak tam Lyserg Smile Pamiętam, że na koniec anime wszyscy odjechali bez niego i jak się domyślam.. (może jednak się mylę) wrócił do Anglii Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Pon 16:12, 21 Sie 2006    Temat postu:

O zielonym pisać nie będe, bo nie ma miejsca....ledwo Mortiego wcisnełam...uff.... wena spłatła mi figla, więc mamy, co mamy....co tu dużo mówić.... co jest gorsze od wściekłej Anny Kyoyama Asakura? Chyba tylko wściekła Anna Kyoyama Asakura w stanie błogosławionym!

Odcinek XXV - Wielka nowina.

W niewielkim gabinecie lekarskim, o czystych białych ścianach, oklejonych tu i ów gdzie kolorowymi plakatami o tematyce medycznej, po obu stronach zawalonego najróżniejszymi papierami biurka siedziały dwie postacie. Jedna z nich, jasnowłosy mężczyzna o ciemnych oczach w białym kitlu, pochylał się nad blatem z długopisem w ręku. Siedząca naprzeciw kobieta w pomarańczowej garsonce patrzyła w okno ponad jego głową. W reszcie lekarz wyprostował się.
-No świetnie Anno. Wygląda na to, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-To dlaczego od tygodnia mam mdłości? A do tego...
-Masz gwałtowne zmiany nastrojów, spóźnia ci się miesiączka, a wynik testu jest pozytywny. Zatem, nie pozostaje mi nic innego, jak złożyć ci gratulacje.
-Morty, ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że... Nie, to zupełnie bez sensu – Zerwała się z krzesła – Ja nie mogę nie teraz – Zacisnęła dłoń w pieść i ponownie opadła na krzesło.
-Powinnam się cieszyć, prawda?- zapytała uspokojona ze wzrokiem utkwionym w blacie biurka – A jednak w tych okolicznościach nie mogę. Mam dość kłopotów z Yoh i Yukiru. –Wyprostowała się. – Mam już wystarczający sajgon, przez te opętania i porwanie ciągle musimy uważać, przecież, to nie możliwe, aby ktoś tak łatwo odpuścił...
Morty spojrzał jej w oczy.
-Wiem co się u was dzieje, Yoh mi opowiadał. – powiedział cicho – Myślę jednak, że Hao wam pomoże...
-O tym też wiesz? I wiesz w to, że ten morderca nam pomoże? Dla mnie to jego kolejna sztuczka.
-Wydaje mi się, że skoro Yoh mu ufa, to nie ma obawy.
-Ale on zawsze miał zbyt miękkie serce. Zawsze był troszkę naiwny. Zawsze zastanawiałam się, skąd się to u niego bierze. – Rzuciła na odchodnym.

***

Yukiru uniósł do góry dłoń z mieczem. Ostrze zajaśniało w bladym jesiennym słońcu. Chłopczyk wykonał młynek nad głową, następnie opuścił miecz w taki sposób, jakby z kimś walczył. Jego twarz zdradzała zadowolenie.
-Nie tak! – Stojący na Hane zgromił brata – Źle! Spróbuj jeszcze raz! Tak jak ci pokazywałem!
-Też coś! – Chłopczyk naburmuszył się biorąc kolejny zamach. Otrze jego broni świstało w powietrzu. Hane głośno wciągnął powietrze. Czekała go ciężka praca. Jego młodszy brat, chociaż wykazywał niezwykły zapał do ćwiczeń, to jednak wolał robić to po swojemu i instrukcje spełniał niechętnie. Blondyn zszedł z ganku i stanął za plecami sześciolatka.
-Ugnij kolana – powiedział cierpliwie – Dobrze, przestaw palce i zegnij lekko ręce w łokciach. Nie tak bardzo... O teraz dobrze. Pokaż mi miecz. – dodał kończąc instrukcje. – Yukiru wykonał polecenie. Hane raz jeszcze pokazał mu prawidłowy chwyt.
-Widzisz teraz? Zrozumiałeś w końcu?
Mały kiwnął głową. Hane oddał mu mieczyk.
-Pchnięcia, parada, zwód. – powiedział wracając na swoje miejsce. Yukiru bez entuzjazmu zastosował się do poleceń. Jego ruchy nie były zbyt zgrabne, ale trener wydał się zadowolony.
-Jeszcze raz! – zawołał – Musisz każdy element opanować do perfekcji!
Yukiru stanął z opuszczonym mieczem.
-Myślałam, że będziemy ćwiczyć kontrolę ducha! – zabrzmiało to jak pretensja.
-Później, najpierw poćwicz troszkę na sucho. – odparł jasnowłosy.
-Ale trenujemy to już od tygodnia! – krzyknął chłopczyk
-No już nikt się tego za ciebie nie nauczy! Do roboty!
Yukiru skrzywił się, ale posłuchał brata.

****

Mijały godziny, a brązowowłosy chłopczyk wciąż ćwiczył machanie mieczem, od czasu do czasu opadając na kupkę kolorowych liści, znajdująca się w kącie podwórka, po miedzy płotem a łysym już teraz wiśniowym drzewem. Szybko zapadał wieczór, robiło się szaro, ale trener chłopca ciągle nie dawał znaku zakończenia treningu. Yukiru czuł zmęczenie, jednak ćwiczył dalej, aż w reszcie Hane krzyknął, że na dziś wystarczy. Yukiru zarzucił miecz na ramię. Uśmiechnął się i ruszył w stronę domu. Brat chwycił go za rękę.
-Całkiem dobrze ci poszło – szepnął, gdy wchodzili do domu. Sześciolatek spojrzał mu w oczy.
-Tak myślisz? – zapytał cicho.
Mruknął potakująco.
Mijając salon, przypadkowo stali się świadkami dość nietypowej scenki. Oto Anna stała zwrócona twarzą do okna, zaś siedzący na podłodze Yoh gapił się na nią jak ciele na namalowane wrota.
-Żartujesz? – wydusił z niedowierzaniem – Ty chyba nie mówisz poważnie.
Odwróciła się od okna i pochyliła, aby spojrzeć mu w oczy.
-Wyglądam jakbym robiła ci kawał? – spytała cicho, zbliżając swoją twarz do jego twarzy.
-No nie..

****

Stojący w korytarzy chłopczyk uśmiechał się pod nosem, zrobił krok w stronę salonu, ale Hane mocniej ścisnął go za rękę i pociągnął w kierunku schodów.
-Idziesz do siebie – syknął prowadząc sześciolatka na górę. – siedź w pokoju i nie wychodź, do póki nie powiem ci, że możesz! Najlepiej udawaj, że cię nie ma!
Mały usiłował protestować. Już otworzył usta, żeby powiedzieć, że to niesprawiedliwe i, że Hane nie ma prawa mu rozkazywać, jednak, jego starszy brat nie zważał na to. Jego twarz przybrała surowy wyraz, oczy wydały się gniewne. W tym momencie był tak podobny do Anny, że Yukiru wolał z nim nie dyskutować. Spuścił tylko głowę i zniknął w drzwiach swojego pokoju.

*****

Anna nadal patrzyła przenikliwie w oczy męża, który w dalszym ciągu nie potrafił wydusić z siebie żadnego, sensownego zdania. Siedział on bezruchu, z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Kobieta powoli podniosła się z podłogi.
-Nic nie powiesz? – zapytała z wyrzutem.. Stęknął cicho. Podniósł się i pogłaskał ją po ramionach.
-Wszystko będzie dobrze. – zapewnił – Poradzimy sobie.
Gwałtownie wyrwała się mu.
-Nie dotykaj mnie! – krzyknęła nawet na niego nie patrząc. Trzymaj się od nas z daleka! Myślisz, że pozwolę komuś, kto igra z własnym życiem zbliżyć się do tego dziecka?! Myślisz, że pozwolę, tak je narażać? Mało mamy kłopotów?
-Anno...
-Nie! – krzyknęła mijając go – Nie zbliżaj się! – Dodała opuszczając salon – nie idź za mną! –Nie podchodź, do mnie tak długo jak on tu będzie, jak długo pozwolisz mu korzystać ze swego ciała!
Energicznym ruchem ściągnęła korale z szyi. Owinęła je wokół nadgarstka, w taki sposób, że cześć sznura zwisała swobodnie z jej ręki. Była zdecydowana.
-Odeślę go i będzie jak dawniej...
-To się nie uda – powiedział za jej plecami jakiś głos. Odwróciła się. W powietrzu unosił się duch długowłosego szatyna.
-Nie mogę odejść, do póki nie spełnię pewnego zadania.
Unosiła lewą dłoń na wysokość serce, nic nie mówiła. Yoh przysunął się do niej.
-Nic ci nie jest? - Zapytał zaniepokojony
-Mówiłam, nie zbliżaj się! –wybiegła z salonu. Szaman chciał za nią pobiec, ale drogę zastąpił mu duch Hao.
-Lepiej teraz ją zostaw – poradził – Nie pogarszaj jej stanu. Zgromił go spojrzeniem
-Po co tu jesteś?
-Już ci mówiłem. Musze chronić twojego syna.
-Ciągle nie rozumiem, dlaczego to robisz?
Duch dotknął jego dłoni.
-Powiem wam. Wyjaśnię wszystko w swoim czasie.
-Dlaczego nie teraz?
-Ponieważ, ona jeszcze nie jest gotowa...

****

Plac przed świątynią Shinto w Nagoi porywały niemalże w całości opadłe z drzew liście, chociaż Yukumo ledwo pięć minut temu skończył zamiatać. Niestety, ostry podmuch wiatru w jednej chwili zniweczył jego wysiłki. Chłopak ciężko westchnął i wparł się na miotle, jak na lasce.
-Przestań się obijać! – z zadumy wyrwał go ostry głos przełożonej świątyni – Zamiataj te liście!
Nowicjusz z rezygnacją zabrał się za sprzątanie. Jasnowłosa kapłanka obserwowała go z pod zmrużonych powiek. Od jakiegoś czasu chłopak wydawał jej się dziwny, zupełnie inny od pozostałych podopiecznych. Chłopak od samego początku wiedział duchy, ale nie to stanowiło problem. Kapłankę dużo bardziej niepokoiły stany głębokiego transu, w który zapadał w czasie medytacji. Być może nie było w tym nic niezwykłego, ale ona zbyt dobrze znała się na tych sprawach, żeby się tym nie zająć. W ten rodzaj transu, był osiągalny tylko dla wieszczy.
Liście leżały spokojnie na dwóch niewielkich kubkach, Yukumo powoli szedł w stronę Torii. Tamara zawołała go po imieniu. Zbliżył się do niej. Zajrzała mu w oczy.
-Zdarza ci się widzieć przyszłość? – spytała cicho
-Czasem. Widuje też przeszłość i chyba odległą teraźniejszość.
-Te wizje bolą? – jej głos był spokojny, ale zarazem taki, że chłopak wiedział, iż nie ma w niej oparcia. Zimny, przeszywający, działający na każdego kto go usłyszał jak eliksir prawdy
-Zwykle tak – powiedział i spuścił głowę. Kapłanka wyprostowała się.
-Możesz iść.
Oddalił się spiesznym krokiem.

*****

-Bardzo ładnie Tamaro – odezwał się wysoki, czarnowłosy mężczyzna stając obok niej. Miał na sobie skórzaną kurkę i dżinsy.
-Długo tu jesteś Kakashi? – kapłanka nie okazała zaskoczenia.
-Wystarczająco długo, żeby widzieć, jak traktujesz tego chłopca.
-To moja świątynia. – oburzyła się.
-Wiem. I nie przyszedłem tu rozmawiać o twoich podopiecznych.
Jego ciemne oczy zabłysły.
-A więc? Czego chcerz?
-Nie ja tylko Marwel – poprawił brunet.
-No więc, czego on chce?
Sięgnął do przedniej kieszeni spodni i wyciągnął złożoną na czworo karteczkę. Bez słowa podał ją kapłance, która natychmiast ją przeczytała.
-Ach tak rozumiem – mruknęła pod nosem. Zgniotła papier w ręce i skinęła głową.
Kakashi pochylił się w lekkim tradycyjnym ukłonie.

*****

W skale wydrążona była obszerna jama, do której wnętrza nigdy nie docierało żadne światło, nie przenikał doń żaden dźwięk. Każdy, kto zdecydował się na przekroczenie progu owej groty, natychmiast znikał w ciemnościach i jeśli chciał przeżyć, musiał zapomnieć o swoich ludzkich zdolnościach. Zapomnieć, chodź na chwile, o tym, że ma oczy i uszy. Tunel Tartaru, pomost między światem żywych a światem duchów, dla wielu droga bez powrotu, ale mimo to owa jaskinia stanowiła z roku na rok przedmiot pożądania coraz większej liczby młodych szamanów, pragnących szybko rozwinąć swoje umiejętności.
Milena oparła dłonie o skałę. Trzęsła się, bo na dworze panował mróz, a ona miała na sobie tylko cieniutki, granatowy płaszczyk i jasnoniebieskie dżinsy. Odetchnęła głośno, oderwała się od ściany i zagłębiła się we wnętrzu tunelu. Obecny przy tym Mikihisa nagle plecami do groty. Za nim stał niewysoki chłopak o czarnych, sięgających do ramion nie równych włosach i szarych oczach bez wyrazu, ubrany w czarną kurtkę i takie same spodnie.
-Czułem, że się tu dzisiaj zjawisz Saphir – powiedział cicho – Odpowiedz mi tylko na dwa pytania, dlaczego to robisz? Gdzie popełniłem błąd w twoim szkoleniu?
-Kiedy doszedłem do pewnego etapu, wiedziałem już, że niczego więcej nie możesz mnie nauczyć, a dla mnie to było mało, czułem, że stać mnie na więcej.
-Prawda, miałeś nieprzeciętny talent. I faktycznie, w pewnym momencie zacząłeś mnie przewyższać. Ale czemu trzymasz z Marwelem. Nigdy nie pociągała cię ciemna strona.
-To droga rozwoju. Tylko tam mogę w pełni rozwinąć swoje umiejętności. A teraz usuń się i pozwól mi przejść!
-Nie! – Mikihisa ani drgnął .
Saphir udał, że posmutniał i wyciągnął z kieszeni mały sztylet...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ive-Hao dnia Wto 16:33, 29 Sie 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:20, 21 Sie 2006    Temat postu:

Szkoda, że gościa z gruszką na głowie nie będzie Sad...
[A: Satsume się...]
Nie kończ...
[A: Milczę.]
I dobrze. A tak, to ładnie, ślicznie, pięknie... czegóż chcieć więcej?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:20, 21 Sie 2006    Temat postu:

Szkoda, że gościa z gruszką na głowie nie będzie Sad...
[A: Satsume się...]
Nie kończ...
[A: Milczę.]
I dobrze. A tak, to ładnie, ślicznie, pięknie... czegóż chcieć więcej?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:20, 21 Sie 2006    Temat postu:

Szkoda, że gościa z gruszką na głowie nie będzie Sad...
[A: Satsume się...]
Nie kończ...
[A: Milczę.]
I dobrze. A tak, to ładnie, ślicznie, pięknie... czegóż chcieć więcej?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:22, 21 Sie 2006    Temat postu:

Szkoda, że gościa z gruszką na głowie nie będzie Sad...
[A: Satsume się...]
Nie kończ...
[A: Milczę.]
I dobrze. A tak, to ładnie, ślicznie, pięknie... czegóż chcieć więcej?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:22, 21 Sie 2006    Temat postu:

Szkoda, że gościa z gruszką na głowie nie będzie Sad...
[A: Satsume się...]
Nie kończ...
[A: Milczę.]
I dobrze. A tak, to ładnie, ślicznie, pięknie... czegóż chcieć więcej?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15, 16  Następny
Strona 14 z 16

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin