Autor Wiadomość
Karina
PostWysłany: Nie 20:20, 31 Gru 2006    Temat postu:

Zastanawiam sie kiedy oni dotrą na zachód...
Ive-Hao
PostWysłany: Nie 15:05, 31 Gru 2006    Temat postu:

Hum...słodziutkie, coż Hao zachowuje się jak tatuś...no dobra jest tatusiem, ale to i tak jest rozbrajajęce...ona prawie, że wchodzi mu na głowe, a on się daje . Rozmyślenia, przemyślenia, lubie takie rzeczy, bo można lepiej poznać bohatera, a Hao tutaj hum...pogubiłam się. Ogólnie świetnie napisane, z polotem.
Daryśka
PostWysłany: Nie 2:39, 31 Gru 2006    Temat postu:

O jeny, jak tu dawno nic nie było >.<'

Cóż - dzisiaj po rozmowie z Ive odzyskałam Wen ^^' Więc cieszcie się (o ile jeszcze pamietacie, o co tu chodziło xp), bo nadchodzi kolejny part ^^'

Part 12
Toshiyuki położył mi dłoń na ramieniu. Nie zareagowałem.
-Hao-sama... jej już nic nie pomoże. Puść ją. Trzeba jej wyprawić pogrzeb.
Skinąłem głową, ale wciąż nie wypuszczałem ciała Samar z objęć. Toshiyuki delikatnie pokierował moimi ruchami. Nawet nie wiem kiedy, znalazłem się daleko od niej. Po chwili przyszła do mnie Riiko. Usiadła obok. Otarła łzy.
-Trzeba będzie o tym jakoś powiedzieć Ireyon. Jest jeszcze taka mała...
Rozpłakała się. Objąłem ją ramieniem. Wiedziałem, że przy niej muszę być silny, chociaż sam najchętniej bym płakał.
-To takie niesprawiedliwe...! –łkała Riiko. –Czemu akurat mama?! Przecież... tylu przeżyło... czemu ona musiała być jedną z tych, którzy... którzy...
-Riiko, nie płacz. –powiedziałem spokojnie. - Ona wróci. Za pięćset lat minie proces reinkarnacji i znów będzie żyła. Jak my wszyscy po śmierci.
Więcej się nie odzywaliśmy. Po prostu Riiko płakała, a ja pozwalałem jej wyładować emocje. Bałem się jednak rozmowy z Ireyon. Jak jej to wytłumaczyć? Riiko ma rację, ona jest jeszcze taka mała...
***
Trzy czwarte odbitych z więzienia szamanów zmarło w ciągu dwóch tygodni. Ci, którzy przeżyli, powoli odzyskiwali siły. Wiele osób przeżyło chwile podobne do tych, które przypadły mnie, Riiko i Ireyon. Chwilowa radość z odzyskania bliskiej osoby zamieniona w rozpacz po jej śmierci. Dlatego następne tygodnie pamiętam jako jedne z najgorszych. Wszyscy byli posępni. Często dało się słyszeć płacz. Śmiech wydawał się nienaturalnym odgłosem. Jedyną ucieczką była dalsza wędrówka na zachód. Jak najdalej od więzienia, jak najdalej od grobów... i jak najdalej od bolesnych wspomnień.
***
Miesiące mijały praktycznie tak samo. W dzień podróżowaliśmy, w nocy odpoczywaliśmy. W przerwach uczyłem swoich podopiecznych wszystkiego, co może im się kiedyś przydać. Gdy kończyły się zapasy zwykle na horyzoncie pojawiało się kolejne miasto. A jeśli nie, to z pomocą Ducha Ognia odnajdywałem je.
Pod moją opieką znajdowało się około stu pięćdziesięciu szamanów. Satou uczyła się pilnie, aby każdemu zapewnić odpowiedniego ducha. Wciąż jednak nie była na tyle silna, by ściągnąć duszę do świata żywych i zapanować nad nią, nie pozwalając wrócić do świata zmarłych.
Riiko była bardzo zamknięta w sobie. Nie potrafiłem do niej dotrzeć, a ona zdaje się nie lubiła mnie. Domyślam się, że miała mi za złe, że pojawiłem się tak późno. Niestety, na to wpływu nie miałem. Mimo, iż ludzie nazywają mnie panem swego losu, wcale nim nie jestem. Mój los jest taką samą niespodzianką, jak los wszystkich innych istot. Ja tylko odkryłem w Gwieździe Jedności tajemnicę reinkarnacji, nic więcej.
***
Nakreśliłem palcem na piasku kilka symboli. Hi, czyli ogień, był z nich wszystkich największy. Obok niego pojawiła się mizu, woda. Dalej reszta żywiołów. Między nimi hoshi, czyli gwiazda. Spojrzałem na rysunek. Wspomnienia zaczęły napływać do mojej głowy z ogromną siłą. Dawno temu też siedziałem przy ognisku. Ziemia dookoła była twardsza, więc rysowałem patykiem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem prawie nic o świecie. Umysł miałem zaprzątnięty dwoma rzeczami – chęcią zemsty i wiedzą o szamaństwie. Wtedy czułem, że jest coś więcej, niż standardowe informacje, którymi obdarowywują małolatów spragnionych wiedzy. Prawie całą noc zajęło mi prawidłowe ułożenie żywiołów. Dopiero wtedy zauważyłem, że dają one niesamowitą moc. Mimo wszystko ciągle było mi mało. Czułem, że jest coś jeszcze. Kombinowałem, próbowałem... aż w końcu pojąłem, czego brakuje. Gwiazdy. Po prostu gwiazdy. Rozwiązanie wydawało się banalnie proste, aż śmiać się chciało, że tyle nad tą zagadką siedziałem. Gdy już miałem wszystkie elementy, porównałem je z wiedzą, jaką karmi się młodych szamanów. Mędrcy wydali się głupcami, gdy zrozumiałem, że wszystko jest tak banalnie proste – odpowiedzi wcale nie należy szukać daleko. Wystarczy zrozumieć naturę, a ona sama nam odpowie na wszystkie pytania.
-Co Hao-sama tu napisał?
Wzdrygnąłem się i odruchowo zmazałem ręką cały rysunek. Ireyon przykucnęła przy mnie.
-Nic, nic... –odpowiedziałem.
Ona jest jeszcze za młoda, nie poradzi sobie z taką potęgą. Kiedyś wszystkiego jej nauczę, ale jeszcze nie teraz...
-Ale ja widziałam, że Hao-sama coś tu napisał! – upierała się Ireyon.
Westchnąłem głęboko i zmusiłem się do uśmiechu.
-Nie, nie pisałem. Rysowałem.
Wyraz zdziwienia na twarzy Ireyon godny był podziwu. Spojrzała na mnie uważnie, po czym przysunęła się bliżej.
-A co Hao-sama rysował? –spytała.
-Nic szczególnego. –wykręcałem się. – Zresztą moje talenty plastyczne są... –zająknąłem się. –Powiem wprost: nie umiem rysować.
Na twarzy Ireyon rozlał się szeroki uśmiech.
-Niech Hao-sama mi coś narysuje!
-Że... Co?! –zdziwiłem się.
-Prooooszę... –jęknęła, przyklejając się do mojego ramienia.
Czemu ja jej nigdy nie umiem odmówić?
***
-Nie chcę! Ja już nie chcę! – krzyknęła Ireyon.
-Jeszcze raz. –rozkazałem.
Ireyon zrobiła obrażoną minę i odwróciła się do mnie plecami.
-Nie! –krzyknęła.
Westchnąłem głęboko. Spojrzałem smętnie na ognisko i w mojej głowie narodził się dziwny pomysł. Wstałem i przeciągnąłem się. Ireyon zerknęła na mnie z ukosa.
-Nie to nie. –powiedziałem, niby obojętnie. –A po tym ćwiczeniu chciałem, żebyś spróbowała z Duchem Ognia...
Podziałało jak zaklęcie. Mała przełknęła ślinę, po czym z rezygnacją w głosie powiedziała:
-No dobra...
Ireyon zamknęła oczy. Na jej twarzy odmalowało się skupienie. Dotknęła koniuszkami palców grzebienia, na którym, z braku lepszych materiałów, ćwiczyliśmy. Po chwili przedmiot rozbłysnął słabą aurą. Ireyon niepewnie otworzyła jedno oko. Spojrzała na grzebyk i aż podskoczyła z radości.
-Udało się! –krzyknęła.
Posmutniała jednak równie szybko, ponieważ gdy tylko oderwała dłonie od grzebyka, poświata zniknęła. Spojrzała na mnie z niemym pytaniem: „czemu?”
-Ćwiczyliśmy bez ducha. –pośpieszyłem z wyjaśnieniami. –Gdyby w tym przedmiocie znajdował się duch, to ilość dostarczonego przez ciebie furyoku wystarczyłaby, aby ta kontrola utrzymała się nawet po zerwaniu kontaktu fizycznego. My jednak ćwiczyliśmy na samym przedmiocie. Dostarczyłaś furyoku, sprawiając, że przedmiot był naładowany energią, ale bez ducha, gdy zabrałaś ręce, to z powrotem otrzymaliśmy najzwyklejszy grzebyk. Rozumiesz?
Ireyon niepewnie skinęła głową. Po chwili zmarszczyła brwi.
-To po co w ogóle używamy duchów, skoro kontrolę można osiągnąć też bez nich? –spytała.
Uśmiechnąłem się. Ireyon była inteligentna i zawsze dobrze trafiała ze swoimi pytaniami.
-Bez duchów zatrzymalibyśmy się na tym poziomie. Nie osiągnęlibyśmy z tym grzebykiem nic więcej. Jednak używając duchów zyskujemy znacznie więcej. Nawet gdybym wykonał kontrolę na powietrzu, to co najwyżej mógłbym stworzyć coś w rodzaju silnych prądów powietrza dookoła mnie. Na ogniu w życiu nie wykonałbym podobnej kontroli, bo bym się poparzył. Natomiast wykonując kontrolę poprzez Ducha Ognia mogę panować nad żywiołami.
Ireyon skinęła głową. Chyba dopiero teraz zrozumiała, o czym mówię. Niewiele myśląc, rozczochrałem jej włosy, po czym wróciłem do ogniska i usiadłem.
-Na dzisiaj zakończymy. Na pewno jesteś...
Chrząknięcie Ireyon przerwało moją wypowiedź. Spojrzałem na nią z ukosa. Skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na mnie wyczekująco. Uniosłem brew, przyglądając jej się ze zdziwieniem.
-Trening z Duchem Ognia! –przypomniała mi, z trudem ukrywając entuzjazm.
Daryśka
PostWysłany: Nie 18:15, 01 Paź 2006    Temat postu:

Drobne sprostowanie - san jest ogólnopłciowe, nie tylko dla dziewcząt, a używa się tego jak naszego 'pan', 'pani', więc właściwie do kogo by się nie powiedziało ktośtam-san, będzie dobrze.
Ive, wcale nie wyszłaś na idiotkę. Lepiej się zapytać, niż nie wiedzieć i udawać, że się wie. Zresztą ja też na początku nie wiedziałam co i jak - też zapytałam, ale Japonki, u której się japońskiego uczyłam ^^'
Ive-Hao
PostWysłany: Nie 17:08, 01 Paź 2006    Temat postu:

Dzięki...i znów wyszłam na idiotke, ale coź...
Karina
PostWysłany: Nie 14:42, 01 Paź 2006    Temat postu:

To jest tak^^
-sama i dono dla osoby starszej, z szacunkiem, lub do mistrza np. Hao-sama
-san dla dziewcżac np. Anna-san
-kun dla kolegów np. Yoh-kun
-chan zdrobniale zazwyczaj do dziewczyn np. Tamao- chan
dziękuje za uwagęWink
Ive-Hao
PostWysłany: Sob 14:26, 30 Wrz 2006    Temat postu:

A ja bym była szcześliwa, gdy ktoś wtłumaczył mi w końcu te dodatki do imion....nic nie rozumiem... Rolling Eyes
Satsume
PostWysłany: Sob 13:35, 30 Wrz 2006    Temat postu:

No, to już wiem, skąd się wzięła Samar! Very Happy <dumna> Tylko... ona znowu umarła. Ech... zaczynam się użalać nad brakiem talentu. Wena mnie nie lubi.
Ive-Hao
PostWysłany: Pią 18:48, 29 Wrz 2006    Temat postu:

Wiesz nie chopdziło mi o wątki z innych fików, ale wątki że tak powiem z innych, fimów książek, co do Cóki Hao widziałam może dwa blogi, w których głowny wątek był właśnie takie, a sama dołożyłam dwa kolejne fikcki o córce Hao (ciekawe czemu nikt nie pisze o synu Laughing ) Jednak powiem ci, że ten fick orgilane chodźby, że wzgledu na to, że akcja gdzieje się w XXV wieku, co jest jak naradzie jedyne w swoim rodzaju. Podba mi sie sposób ospisywania przyszłości, a nie nie potrafia sowbie wyobradzić świata nawet za 100lat....

Acha bardzo podobają mi się imiona i jeszcze jedno czasem nie wiem co jest "faktem" a co twoim wymysłem, a to dobrze Very Happy
Daryśka
PostWysłany: Pią 16:11, 29 Wrz 2006    Temat postu:

Brawo, Satsume, zauważyłaś ^^' Specjalnie wtrąciłam o niej wzmiankę już wcześniej, byłam ciekawa, czy ktoś skojarzy fakty - a to taki drobiazg, że gratuluję spostrzegawczości, pamięci i w ogóle Very Happy A co do wyjaśnienia - właśnie temu poświęcam ten part.

Part 11
Toshiyuki też ją poznał. Jako matkę Ireyon. Gdy była nieprzytomna, dokładnie go o nią wypytałem. Zjawiła się nagle, zupełnie jak ja. Przyjęli ją, bo była szamanką. No i była w ciąży. Urodziła córkę, Riiko. O mało nie umarła przy porodzie. Gdy Riiko była już nastolatką, Samar ponownie zaszła w ciąże. I urodziła drugą córkę – Ireyon. Nikt jednak nie wiedział, kto jest ojcem dziewczynek, a Samar nie chciała tego zdradzić. Opowiadała za to wszystkim, którzy chcieli jej słuchać, że pewnego dnia zjawi się ktoś, kto ma władzę nad ogniem. Mówiła, że ten ktoś uratuje wszystkich szamanów, którzy są godni tego, by żyć w lepszym świecie. Później została złapana przez tropicieli. Jakieś dwa miesiące po tym wydarzeniu zjawiłem się ja. Wtedy też tropiciele złapały Riiko. Ot i cała historia Samar, jaką znał Toshiyuki i wszyscy inni żyjący w tych czasach. Ja jednak wiedziałem o niej dużo więcej. W końcu była moją żoną...
Tak, była moją żoną. Minęło już tysiąc lat, odkąd ostatni raz ją widziałem. To było moje drugie wcielenie, mieszkałem w Patch Tribe. Ona też tam mieszkała. Zakochaliśmy się w sobie i wzięliśmy ślub. Ona jedyna mnie naprawdę rozumiała i zawsze mnie wspierała. Chciałem jej przekazać tajemnicę Gwiazdy Jedności, aby razem ze mną mogła wracać co pięćset lat do życia, ale ona po prostu nie umiała tego pojąć. Martwiło mnie to, ale ona zdawała się tym nie przejmować. W końcu nadszedł czas turnieju. W czasie trwania drugiej rundy na świat przyszło nasze dziecko. Malutka dziewczynka, którą nazwaliśmy Iraya. Wtedy moje marzenie nabrało jeszcze większej mocy. Nie walczyłem już tylko po to, by zemścić się za śmierć matki. Walczyłem też o lepszy świat dla Samar i Irayi. Zostałem jednak zabity. Myślałem, że już nigdy nie zobaczę Samar... a nawet jeśli, to że jej dusza będzie oczyszczona i nie będzie mnie pamiętać. Pogodziłem się już z tym faktem, ale ona mnie poznała...
***
-Hao-sama? Mogę cię o coś zapytać?
-O co?
Toshiyuki przyklęknął po drugiej stronie wciąż nieprzytomnej Samar. Westchnął głęboko.
-O co tu chodzi? Najpierw twoje zachowanie względem Ireyon, a teraz to... siedzisz przy niej cały czas. Znaliście się wcześniej?
-Można tak powiedzieć. Co z Riiko?
-Jest zdrowa. Nie zmieniaj tematu. Co cię łączyło z Samar?
Milczałem. Nie chciałem nic mówić. A jeśli jednak mnie nie pamięta? Jeśli to był tylko przebłysk pamięci zamęczonej duszy? Nie chciałem dawać sobie nadziei. W końcu nie bez powodu mówi się „nie spodziewaj się niczego, a nigdy nie będziesz rozczarowany”. Gdybym dał sobie nadzieję, a ona by mnie nie pamiętała – byłby to dla mnie bolesny cios.
Toshiyuki podrapał się w ucho. Zezował chwilę na Samar, po czym wlepił we mnie spojrzenie. Niemal czułem, jak jego mózg pracuje na najwyższych obrotach.
-Czy ty...
-Daj mi spokój, Toshiyuki. –przerwałem mu w pół zdania. –Idź i znajdź sobie jakieś pożyteczne zajęcie, a nie magluj mnie.
Westchnął głośno, po czym z chrupotem starych kości wstał. Poszedł zająć się innymi nieprzytomnymi i chorymi szamanami. Ja zostałem z Samar.
***
-Mamusia?
Ireyon przyklęknęła przy Samar. Dotknęła jej dłoni. A chwilę później się popłakała. Przytuliłem ją i zacząłem zapewniać, że wszystko będzie w porządku, że jej mama wyzdrowieje. Chwilę później dołączyła do nas Riiko. Poznałem ją od razu. Była razem z Ireyon tego dnia, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. To ją porwały wtedy tropiciele.
Riiko westchnęła głośno. Odwróciła wzrok.
-Nie płacz, Ireyon, to jej nie pomoże. –rzuciła sucho, po czym bez słowa odeszła.
Ireyon otarła łzy. Później długo siedziała razem ze mną przy Samar.
***
W końcu Samar ocknęła się. Była bardzo osłabiona. Przy próbach mówienia często dostawała ataków kaszlu. Wielomiesięczny pobyt w obozie zagłady dał jej się we znaki. Była niedożywiona i przemęczona, jak wszyscy. Oprócz tego przyczepiła się jeszcze gorączka i zaniki świadomości. Mimo to rozpoznała mnie. Pamiętała. Jej dusza nie oczyściła się podczas reinkarnacji, jak to się dzieje z tymi, którzy nie znają tajemnicy Gwiazdy Jedności. Zachowała pamięć.
Spędzałem z nią cały swój czas. Doglądałem jej, opiekowałem się nią i dotrzymywałem jej towarzystwa. Oboje cieszyliśmy się swoją obecnością. Mimo to jej stan pogarszał się z dnia na dzień.
***
-Hao-chan... chcę, żebyś wiedział. Musisz wiedzieć. Muszę ci opowiedzieć.
Atak kaszlu sprawił, że musiała przestać mówić na kilka minut. Odsunąłem jej włosy z twarzy, gdy już się uspokoiła. Wytarłem jej czoło z potu kawałkiem materiału, który znaleźliśmy w obozie.
-Spokojnie, staraj się odpoczywać...
-Nie, ty musisz wiedzieć! –znów kaszel jej przerwał. –Kiedy cię zamordowali... tysiąc lat temu... musiałam się ciebie wyrzec. Inaczej wygnaliby mnie z dzieckiem na pustynię.
-Nie mam ci tego za złe. Zresztą tak się umawialiśmy, że jeśli coś mi się stanie, masz się mnie wyrzec.
-Zmusili mnie do zmiany imienia naszej córeczki. Nazwałam ją Ireyon.
Drgnąłem. Przecież to niemożliwe, żeby ta Ireyon... prawda?
-Trzy lata później zmarłam, ale przez ten czas w końcu zdążyłam pojąć Gwiazdę Jedności. Pięćset lat temu się nie spotkaliśmy, ale to tylko moja wina. Odkryłam pewną właściwość gwiazdy, o której ty nie miałeś pojęcia. Właściwość, którą tylko kobieta może dostrzec.
Mówiła z wyraźnym trudem. Przerwy między słowami były coraz dłuższe, a kaszel pojawiał się coraz częściej.
-Samar, musisz odpoczywać, nie mów na razie więcej...
-Nie! Musisz mnie wysłuchać! Teraz!
Ścisnęła moją dłoń. Była w strasznym stanie. Skinąłem tylko głową. Uśmiechnęła się lekko, po czym syknęła z bólu i skrzywiła. Nie wiedziałem, czy dokuczający jej ból jest skutkiem choroby, czy tego, jak ją traktowano w obozie zagłady.
-Wykorzystując moc Gwiazdy kobieta może ściągnąć duszę do swojego ciała, a następnie urodzić dziecko, którego duszę ściągnęła z zaświatów. Potrzeba do tego jednak ogromnej ilości furyoku. Dlatego pięćset lat temu zginęłam przy próbie ściągnięcia Ireyon. Było to tuż przed turniejem. Odrodziłam się jednak w tych czasach. Postanowiłam znów spróbować. Za pierwszym razem nie udało mi się. W ten sposób na świat przyszła Riiko, a ja o mało nie przypłaciłam tego życiem. Długo odzyskiwałam siły, zanim zdecydowałam się na kolejną próbę. W końcu się udało. Resztę już chyba znasz, prawda?
-Tak, znam... –powiedziałem, usiłując zachować jasność myślenia.
Z tego, co powiedziała Samar wynika, że Ireyon... jest moją córką. Naszą córką.
***
W nocy Samar się pogorszyło. Zaczęła pluć krwią. Robiliśmy co mogliśmy, ale nikt nie wiedział, jak jej pomóc. Po prostu siedziałem przy niej, czując się tak bezradny, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Oto kobieta, którą kocham nad życie cierpi, a ja nie mogę nic na to poradzić, poza słowami pocieszenia i byciem przy niej.
Toshiyuki zabrał Riiko i Ireyon. Nie powinny widzieć matki w takim stanie.
Godziny powoli upływały. Niebo zaczynało się rozjaśniać. To była chyba najdłuższa noc w moim życiu. Samar złapała się kurczowo mojej peleryny.
-Hao-chan... obiecaj mi... –zaczęła kaszleć, krztusząc się jednocześnie własną krwią. –Obiecaj... że zajmiesz się dziewczynkami. Obiema.
-Samar, co ty mówisz... wyzdrowiejesz i oboje się nimi zajmiemy! –jęknąłem, wycierając jej krew z podbródka.
-Nie, Hao... Ja umieram i dobrze o tym wiesz. Nie martw się. Za pięćset lat wrócę, by stać u twego boku jako twoja królowa... ale teraz obiecaj mi.
-Obiecuję... –powiedziałem, spuszczając głowę, jakby ta obietnica była wyrokiem śmierci dla Samar.
Uśmiechnęła się. A chwilę później jej uśmiech zgasł, tak samo jak jej wzrok. Ręka zaciśnięta na pelerynie powoli rozluźniła się. Twarz zastygła w bezruchu, patrząc na mnie szklanymi oczyma. Przełykając łzy, przycisnąłem głowę do jej piersi. Serce nie biło. Nie oddychała. Nie żyła. Załkałem żałośnie, wtulając się w jej martwe ciało. Moja kochana Samar nie żyła. Co z tego, że spotkamy się za pięćset lat? Ona nie żyła. Umarła w moich ramionach, pozostawiając po sobie bolesną pustkę. A ja nie umiałem jej pomóc.


A jeszcze na koniec - jak prawidłowo zauważyłaś, Ive, wiele z wątków tego ficka pojawia się też w innych fickach. Wiem, że niektóre są mało oryginalne - jak na przykład córka Hao (wątek przemaglowany już chyba na wszystkie sposoby na przeróżnych blogach), ale mam nadzieję ująć to jeszcze z innej strony - domaglować do końca Wink
Satsume
PostWysłany: Pią 15:32, 29 Wrz 2006    Temat postu:

Zraza... Samar... Czy ona nie była przypadkiem wcześniej? Jak do jasnej anielki ona przeżyła...? Ech, mam nadzieję, że w następnym parcie się wyjaśni. Jest super. I tyle.
Ive-Hao
PostWysłany: Czw 19:30, 28 Wrz 2006    Temat postu:

no....nieżle co ja gadam super, podibne ponysły niby gdzieś już tam były, ale tu jest na nie zupełnie inne spojrszenie, np, na ten cały oboz...świetna robota Very Happy
Karina
PostWysłany: Czw 19:28, 28 Wrz 2006    Temat postu:

oł jea, Karina kocha metodę "wchodzimy, rąbiemy, wychodzimy"
xD
Daryśka
PostWysłany: Czw 18:46, 28 Wrz 2006    Temat postu:

No, długo się męczyłam z tym partem, ale po prostu Wen mi się zbuntowała ==' Druga połowa pisana bez Bety, ale z jej radą w łepetynie... jejkuś, nie wiedziałam, jak się do tego zabrać... dobra, więcej nie przynudzam, po prostu daję literki.

Part 10
Piasek powoli przesypywał się w klepsydrze. Złowieszczy śmiech rozległ się ze wszystkich stron. Znów natrętne głosy nie dawały mi spokoju. Znów wytykały błędy. Mówiły, że mi się nie powiedzie. Groziły, że przez własne pomyłki będę cierpiał. Przesypujący się piasek powoli zmieniał kolor ze złotego na czerwony. Ale czy to był piasek? Podszedłem bliżej. Klepsydra nie miała górnej pokrywy. Zanurzyłem w niej dłoń. Dotknąłem gęstej, ciepłej cieczy. Klepsydra się przewróciła. Krew rozlała się pod moimi nogami. Poczułem jej metaliczny smak w ustach. Czy to ja krwawię? Ale czemu? Czuję się taki słaby... i te przeklęte głosy...
-Nigdy ci się nie uda...
Jeszcze zobaczymy.
-Ty, który zniszczyłeś tak wiele niewinnych istnień...
Ten głos na pewno znam. Anna.
-Zawiodłeś mnie. A tak wierzyłam...
A to... Samar? Nie, to niemożliwe...
-Samar! –krzyknąłem. –Czy to ty?!
-Mnie też zawiedziesz, bo znów ci się nie powiedzie...
I... Ireyon?!
-A wszyscy za tobą poszliśmy... na pewną śmierć!
Chiyo! To na pewno jej głos!
-Cicho bądźcie obie, ale już! –syknął Takehito.
Otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą różowe od wschodzącego słońca niebo. Przekręciłem głowę. Takehito trzymał w jednej ręce Chiyo, a w drugiej Ireyon i usiłował zapobiec bójce dziewczynek.
-Zaraz wszystkich pobudzicie! Uspokójcie się! –usiłował przemówić im do rozsądku chłopak.
Ireyon i Chiyo dziko wierzgały nogami i wymachiwały groźnie rękami. Dzięki długim ramionom Takehito nie mogły się jednak dosięgnąć. A skoro nie mogły się bić, to zawzięcie na siebie wrzeszczały. W końcu Takehito puścił Chiyo, wziął Ireyon w górę i zakrył jej dłonią usta. Czemu wziął Ireyon, nie Chiyo? Proste, Ireyon była mniejsza i młodsza, a więc pozornie łatwiejsza do opanowania. Pozornie. Zaraz ugryzła Takehito, a on syknął z bólu i ją puścił. Dziewczynki zaczęły się bić. Usiadłem.
-Co tu się dzieje? –zapytałem ostrym tonem.
Dziewczynki uspokoiły się i wlepiły we mnie spojrzenia. Takehito przestał oglądać pogryzioną dłoń i rzucił się do tłumaczenia i przepraszania.
-Nie chciałem, żeby Hao-sama się obudził! Próbowałem je uciszyć, ale one twardo swoje, nawet nie wiem, o co im poszło!
-Bo ona powiedziała, że jestem słaba i głupia, i że Hao-sama na pewno mnie nie lubi! –poskarżyła się Ireyon.
-A ona usiłowała odesłać moją żabę do zaświatów jakimiś głupimi zaklęciami! –odpowiedziała na zarzut Chiyo.
-Wcale nie zaklęciami, tylko formułkami! Satou takich używa, ja tylko chciałam sprawdzić, czy też mogę odsyłać duchy...
-To sobie odsyłaj jakieś inne duchy, a nie moją żabę! Głupia jesteś i tyle!
-Nie jestem głupia! Ty jesteś głupia!
Byłyby się znowu pobiły, ale razem z Takehito rzuciliśmy się, żeby je powstrzymać. Chłopak przezornie złapał tym razem Chiyo, więc ja chwyciłem Ireyon.
-Spokój! –syknąłem.
Dziewczynki uspokoiły się. Były jednak na siebie śmiertelnie obrażone. No i chyba nie zdawały sobie sprawy, że obudziły ponad połowę szamanów...
-Takehito, zajmij się Chiyo. –rozkazałem.
Chłopak przejął się nie na żarty zadaniem. Nerwowo skinął głową i zabrał dziewczynkę tam, gdzie miał swoje rzeczy. Ja natomiast zostałem z Ireyon. Przyglądałem jej się, ciekawy tego, co będzie mi miała do powiedzenia, a ona tylko spojrzała na mnie i z wyrzutem w głosie zapytała:
-No co?
***
Według moich obliczeń od Kyoto przeszliśmy już mniej więcej taki kawał drogi, jak odległość Tokyo-Kyoto. A to oznaczałoby, że powinniśmy się znaleźć w okolicy Hiroshimy. Ciekawe, czy jest tam miasto takie jak dwa wcześniej spotkane, czy może Hiroshimę spotkał taki sam koniec, jak Nagoyę?
***
Po kolejnych trzech dniach wędrówki zobaczyliśmy w oddali dosyć dziwny obiekt. Nie przypominał ani Kyoto, ani Tokyo. No i pilnowało go zdecydowanie więcej strażników. Może to jakiś obiekt wojskowy? Wzmocniona stalowym rusztowaniem kopuła na to by wskazywała... no i jest sporo niższa niż te wcześniej spotkane. Jest też... brudna. Zaniedbana, popękana i wyjątkowo dobrze pilnowana. Aż mnie ciekawość zżera, co też jest w środku...
-Toshiyuki... co to jest?
Staruszek również przyglądał się budowli z zainteresowaniem. Pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Nie jestem pewien... szczerze powiedziawszy, to nie wierzyłem, że to prawda... ale jeśli tak, to ten budynek jest więzieniem dla szamanów, tu są przywożeni ci, którzy dali się złapać tropicielom. A przynajmniej tak mówią pogłoski.
Uśmiechnąłem się. Więzienie szamanów? To się świetnie składa. Bo masowej ucieczki chyba tu jeszcze nie mieli, prawda?
***
-Powtarzam po raz ostatni, więc słuchajcie uważnie. –wskazałem palcem na wejście główne do więzienia, zaznaczone na piasku małym kamyczkiem. –Od tej strony idę ja i Toshiyuki. Próbujemy się dostać tak, jak do Kyoto. Jak nie wypali, to... po prostu ci, którzy nie czują się na siłach niech trzymają się z daleka, a wyznaczona przeze mnie grupa wchodzi za nami do środka. Jakieś pytania?
-Tak. –odezwał się Takehito. –Niby jak mam utrzymać Ireyon i Chiyo z dala od zamieszania?
***
Powiem krótko. Nie udało się. Wejście po chichu oczywiście. Zrobiło się zamieszanie na skalę tego z Królem Duchów pięćset lat temu. Poważnie. Z trzydziestu strażników nawinęło mi się pod ducha... chyba, przy osiemnastym straciłem rachubę. Toshiyuki nie był tym zachwycony, wręcz przeciwnie, marudził, że za dużo ofiar... a wśród naszych to co? Od lat ich wyłapują i na to Toshiyuki jakoś nie narzekał...
W każdym razie weszliśmy do środka. Ja na przedzie, za mną Toshiyuki, a dalej wyznaczona grupa. W środku kręciło się jeszcze kilku strażników. Żaden nie wyszedł z tej masakry z życiem. To, co zobaczyłem później przeszło moje najśmielsze przypuszczania. Normalny obóz zagłady połączony z przymusowymi robotami w jakiejś kopalni. Szamani potraktowani w nieludzki sposób, chorzy, słabi, nie dokarmieni, umierający... Gdy tylko to ujrzeliśmy, Toshiyuki przestał marudzić o zabitych strażnikach. Nikt ich już nie żałował.
Nie było po co tracić czasu, wszyscy wzięliśmy się do roboty. Ci, którzy mogli wyjść o własnych siłach byli już na zewnątrz. Resztą trzeba się było zająć. Przydałby się jakiś medyk, ale takiego oczywiście nie mamy. Dlatego też nawet Ireyon i Chiyo zajmowały się tymi, którzy potrzebowali opieki. Podeszły do zadania bardzo poważnie i odpowiedzialnie. Ulżyło mi, bowiem kilka ostatnich dni tylko się kłóciły. Na szczęście w obliczu obecnej sytuacji umiały zapomnieć o urazach i działały razem.
***
Obróciłem po raz czwarty do cel, by zabrać kolejną osobę. Już miałem zająć się jakimś chłopcem, któremu na oko dałbym nie więcej niż dwadzieścia lat, kiedy usłyszałem za sobą jakiś słaby, kobiecy głos.
-Hao-chan... przeszedłeś po nas. Wiedziałam, że wrócisz. Czekałam.
Odwróciłem się i ujrzałem trzydziestoletnią kobietę o czarnych włosach i oczach tego samego koloru. Była wycieńczona, ledwo stała, oparta o ścianę, ale się uśmiechała. A w jej oczach dostrzegłem ten sam blask, co w oczach Ireyon. Ten sam, który widziałem kiedyś u mojej kochanej Samar i u naszej córki...
Wyciągnęła rękę i dotknęła mojego policzka. Zachwiała się i złapałem ją, bo by się przewróciła. Przytuliłem. Poznałem ją, gdy tylko usłyszałem jej głos. No i tylko ona zwracała się do mnie Hao-chan...
-Już dobrze, Samar... –szepnąłem, głaszcząc jej włosy. Nic więcej nie byłem w stanie z siebie wydusić. Zresztą ona i tak straciła przytomność...
Karina
PostWysłany: Wto 16:23, 12 Wrz 2006    Temat postu:

Haoś jako niańka, a to dobre;)

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group