Autor Wiadomość
Daryśka
PostWysłany: Czw 16:06, 30 Mar 2006    Temat postu:

Ja już to czytałam i komentowałam ^^'
Ive-Hao
PostWysłany: Czw 0:29, 30 Mar 2006    Temat postu:

Wybacz rzedzenie, ale tyle dilogów naprawdę mnie troszke męczy...ech dobra...w sumie to nawet fajne
Kumiko
PostWysłany: Czw 0:12, 30 Mar 2006    Temat postu:

-Musimy skakać!- krzyknął Ren otwierając drzwi samolotu.
-Żartujesz?!- spytał Horo.
-Ren ma rację, wolisz rozbić się razem z samolotem?!- odkrzyknęła Kumiko.
-Nie będę skakać!
-Owszem będziesz!- złotooki wypchnął Horo z samolotu, po czym ustąpił miejsca do skoku przyjaciołom oraz pilotowi, którego w międzyczasie przyprowadził Ryu.
-Bason!- Ren wprowadził swojego ducha do guan-dao, by ten po chwili „otoczył ich sobą” i zamortyzował upadek.
Usłyszeli huk, to samolot się rozbił, a i oni zbliżali się do ziemi. Wylądowali, nawet nic nie poczuli, byli jakby w próżni, ale to nie trwało długo, Ren przerwał kontrolę ducha i wszyscy upadli na ziemię.
-Yoh zejdź ze mnie...- jęknęła Kumiko.
-Najpierw Horo musi zajść ze mnie...
Powoli wszyscy zaczęli się podnosić.
-Nawet nie wiecie jacy jesteście ciężcy..- powiedziała Kumiko wyciągając się.
-To Horo tyle waży.- zaśmiał się Yoh.
Niebieskowłosy go nie słuchał, przypominał sobie skok.
-Przyjemny był taki lot.
-Tak, a najprzyjemniejsze było wyrzucenie cię z samolotu.- odezwał się Ren.
-Sam bym skoczył.
-Taaa... jasne, chyba jak byśmy się już rozbili.
-Miałem już skakać, ale ty mnie wypchnąłeś.
-Zanim cię wypchnąłem blokowałeś przejście i piszczałeś że nie skoczysz śnieżynko.
-Nie nazywaj mnie śnieżynką, ty...ty...
-Co, nie ma riposty? Tak myślałem.
Ren podszedł do samolotu.
-Coś tu jest nie tak.
-Nie przejmuj się przecież masz jeszcze takich tuzin.- zaśmiał się Yoh.
-Nie o samolot mi chodzi.
-?
-Yoh, To był sabotaż.- wytłumaczyła kuzynowi Kumiko.
-I ten brak spadochronów. Kiedy sprawdzałem były na swoim miejscu.
-Ale kto mógłby to zrobić?
-Pewnie ten cały Hao.- powiedział Horo.
-Nie, raczej nie..- mruknęła Kumiko.
-A to niby czemu?- spytał wyzywająco niebieskowłosy.
-Nie słyszałeś, mówił że przyszedł sprawdzić Yoh, co oznacza że jest mu do czegoś potrzebny, a jeśli jest mu do czegoś potrzebny, to raczej nie chciałby go zabić.
-Kumiko ma rację, to musiał być ktoś inny.- zgodził się Yoh.
-Skończmy gadać o głupotach, jesteśmy na środku pustyni, musimy pomyśleć jak się stąd wydostać.- odezwał się Ren.
-Amidamaru, sprawdź czy nie ma gdzieś w pobliżu jakiegoś miasta.
Duch odleciał, by wrócić po dwudziestu minutach z wiadomością.
-Tam jest jakieś miasto.- Amidamaru wskazał w północnym kierunku.
-No to ruszajmy.
-Tylko jest taka sprawa. Dolecieć tam można w kilka minut, ale piechotą to będzie kilka dni.
***
-Ja już nie mogę...- jęknął niebieskowłosy i upadł na ziemię.
-Daj spokój Horo, idziemy dopiero pięć minut.- poweidziała Kumiko, a Ryu pomógł wstać przyjacielowi.
-Nie ma tu gdzieś jakiejś oazy, czy coś?
-Jest tam, za tą górką.- Yoh wskazał na jakąś górkę piasku.
-Skąd wiesz?- spytał podejrzliwie Horo.
-Widziałem jak spadaliśmy.
-Cały mistrz Yoh, kiedy wszyscy panikują, on jest czujny i obserwuje otoczenie.- powiedział Ryu.
-Dobra Ryu skończ już wychwalać Yoh, i chodźmy do tej oazy.
***
Przyjaciele doszli do oazy, Yurai i Yoh położyli się pod drzewami, a Kumiko, Ren, Horo i Ryu podeszli do małego jeziorka.
-Mogę już wejść?- spytał Horo.
-Najpierw się napiję.- Ren zanurzył ręce w wodzie, aby jej nabrać, gdy nagle wyskoczył z niej Ryu.- Brudzisz mi wodę!
-Ja też chcę!- Horo wskoczył do wody.
-Tylko zwierzęta kąpią się w wodzie pitnej!- krzyczał na przyjaciół złotooki, a Kumiko tarzała się ze śmiechu.
-Kto tu jest zwierzęciem?! Corey do deski!
-Tokhageroh do miecza!
-Bason do guan-dao! Zaraz was poszatkuje!
-A mówiliście że nie jesteście przyjaciółmi.- zaśmiał się Yoh.
-Bo nie jesteśmy. Nie widzisz że chcę ich poszatkować?
-To znaczy że przejmujesz się tym co o tobie myślą.
-Wcale się nimi nie przejmuję. Bason.- Ren przerwał kontrolę nad duchem.
-Nie jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.- powiedział Horo i wskoczył do wody, a zaraz po nim to samo zrobił Ryu i zaczęli chlapać się jak dzieci.
Kumiko podeszła do leżącego pod drzewem Yoh.
-Widziałeś?- szepnęła.
-Tak.
-Robimy coś z tym?
-Nie, na razie nie. Zobaczymy co się stanie.
Brązowowłosa odeszła od kuzyna i zaczęła rozmawiać z Renem, rozmawiali głównie o Yurai, nadal nie byli go pewni, ale powoli, bardzo powoli zaczynali mu wierzyć.
Szamani postanowili spędzić noc w oazie, a Yurai nie miał zamiaru przepuścić takiej okazji do wykonania swojego planu.
Daryśka
PostWysłany: Śro 21:07, 22 Mar 2006    Temat postu:

O... a ja już to czytałam i komentowałam ^^'
Karina
PostWysłany: Śro 13:50, 22 Mar 2006    Temat postu:

Orginalność zawsze w cenie^^
Giwi
PostWysłany: Śro 13:49, 22 Mar 2006    Temat postu:

... Wiesz... możesz wymyślicz jkąś własną historię? Przepraszam że "krytykuje" ale ty tylko dodałas swoją bohaterkę do przygód Yoha. A to że zrobiłaś ją kuzynką Asakury też nie jest oryginalne. Daj jakąś "własną" historię, bo to [przynajmniej dla mnie] jest nudne
Kumiko
PostWysłany: Śro 10:19, 22 Mar 2006    Temat postu:

Następna część^^ nr 13

-Kumiko wstawaj!- próbował obudzić kuzynkę Yoh.- Myślałem że to ja jestem największym śpiochem w tym domu.
-Bo jesteś.- mruknęła brązowowłosa przeciągając się.- Kiedy ruszamy?
-Dosłownie za pięć minut.
-To co tu jeszcze robisz? A kysz mnie stąd... Muszę się ubrać.- Kumiko ubrała swoją ulubioną spódniczkę i bluzkę, po czym związała włosy w niedbałego koka.
Na dole czekali już Yoh, Horo, Ryu i Morty który miał ich odprowadzić.
-Bierz plecak i idziemy.- przyjaciele opuścili dom, z którego progu żegnała ich jeszcze Tamao.
Doszli na przystanek.
-Która godzina?
-W pół do 12:00.
Pięć minut później.
-Gdzie ten autobus? Powinien już tu być.- powiedział Horo kucając.
Następne pięć minut później.
-Jest.- przyjaciele zajęli miejsca w autobusie.
-Ma ktoś bilety?- wszyscy przecząco pokręcili głowami. Kumiko sprawdziła kieszenie spódnicy.- Pieniądze zostawiłam w spodniach, które jak na złość musiałam zostawić w domu.
-Ja też nie mam pieniędzy.- powiedział Yoh.
-Ani ja.
-Ja też.
-Morty?
-Nie mam.
-Oby tylko nie sprawdzali biletów.
-Chyba sprawdzają.
Chwilę później.
-Hej, musimy się dostać na lotnisko! To bardzo ważne!
-No to pięknie, jak my się dostaniemy na lotnisko? Na piechotę to trochę zajmie.- nagle obok nich zatrzymał się samochód.
-Yurai?- zdziwili się przyjaciele dostrzegając kto wygląda do nich z okna samochodu.
-Pomyślałem o tym co mówiliście i chce się do was przyłączyć. Po tym co stało się wczoraj, na pewno nie chcecie mnie widzieć, ale i tak spytam: Mogę podróżować z wami?
-No jasne.- powiedział Yoh.
-Tak, właśnie.- potwierdzili Kumiko i Horo.- CO?!
-Nie mówisz chyba że...
-On się do nas przyłącza?
-Właśnie o tym mówię.
-Ale on chciał zabić Rena!
-Ale już nie chce, przecież słyszeliście.
-A co jeśli kłamie?
-Nie mamy nic do stracenia.- zaśmiał się Yoh.
-Może nas pozabijać we śnie! To nic?
-Oj, nie przesadzaj.
-Szczęście będziemy mieli jeśli zabije tylko Rena!- dołączył się Horo.
-Ja tam zgadzam się z mistrzem Yoh, dajmy mu szansę.
-Wsiadajcie.- odezwał się Yurai.- Chcecie chyba gdzieś jechać.
-Tak, na lotnisko.- Yoh, Ryu i Morty wsiadali już do samochodu.- Kumiko, Horo wsiadajcie.
-Nie ma mowy nie wsiądę tam, już wolę iść tą godzinę na piechotę.
-Ja też.- zgodził się niebieskowłosy.
-Och.. dajcie spokój i wsiadajcie.- Yoh wepchnął kuzynkę i przyjaciela do samochodu.
-Horo, zejdź mi z nogi.- jęknęła Kumiko.
-Przepraszam.
Drużyna znalazła się na lotnisku dziesięć minut po dwunastej. Wysiedli z samochodu, Horo i Kumiko oddalili się od Yoh, Yurai, Ryu i Morty’ego.
-Bason do guan-dao! Co ON tu robi?- Ren wskazał guan-dao na Yurai.
-Yoh go przygarnął.- powiedziała Kumiko i razem z Horo podeszli do złotookiego.
-Daj spokój Ren, on już nie chce cię zabić.
-Skąd ta pewność?
-Powiedział nam. Może lecieć?
-Nie.
-Ren, nie pamiętasz jak było z tobą?
-To zupełnie inna sprawa.
-To prawie to samo.
-Dobra niech wsiada, ale raz mi się narazi i wyrzucam go z samolotu.
-A nawiązując do samolotu, jest wspaniały.
-Wspaniały to za mało powiedziane, to podniebna limuzyna.- dodał Ryu.
-Moja rodzina ma jeszcze takich tuzin.
Przyjaciele mieli już wsiadać do samolotu, gdy usłyszeli czyjś głos.
-Macie zamiar lecieć samolotem?
-Tak, a masz lepszy sposób?
-Ja podróżuję za pomocą kontroli ducha.
-Nie da się dolecieć na pustynię na samej kontroli ducha.
-Może ty nie dolecisz, ja jestem na tyle potężny, że dam radę.
-Tak w ogóle to kim ty jesteś?
-To jest chyba ten Hao o którym mówili bracia Zen.- odpowiedział Morty.
-Zgadza się, ale nie wiem jakim cudem ich pokonaliście.
-Yoh nie wiem czy zauważyłeś, ale on jest do ciebie bardzo podobny.
-Co za spostrzegawczość śnieżynko.
-Ty pewnie w ogóle nie zauważyłeś.- w czasie kiedy Horo i Ren się kłócili rozmowa toczyła się dalej.
-Są jak dwie krople wody.- powiedział Ryu.
-Nie Hao jest jakby trochę przystojniejszy.- dołączyła się brązowowłosa.
-Dzięki Kumiko.- Yoh spojrzał z przekąsem na kuzynkę.- Przyszedłeś tu tylko po to żeby się pochwalić?- zwrócił się do Hao.
-Nie przyszedłem tu po to aby cię sprawdzić.
-Ale po co?- Horo oderwał się od kłótni z Renem.
-Duchu Ognia, uderz tego wścibskiego.- nagle za Hao pojawił się ogromny, błyszczący, czerwony duch uderzył niebieskowłosego.
-Amidamaru do miecza! Niebiańskie cięcie!- duch stróż Hao uchronił się od ataku Yoh jedną ręką.
-Jesteś słaby Yoh, ale ja sprawię że to się zmieni.- Hao usiadł na swoim duchu i odleciał. W czasie kiedy Yoh patrzył w ślad za Hao, reszta zebrała się już wokół Horo, aby sprawdzić czy nic mu nie jest.
-Nic ci nie jest śnieżynko?- spytał Ren.
-Nie nazywaj mnie śnieżynką.- warknął Horo.
-Jasne śnieżko.
-Ani śnieżko.
-Dobra śnieżynko wstawaj musimy lecieć.
Przyjaciele pożegnali się z Mortym i wsiedli do samolotu. Kumiko, Ren i Horo nadal nie byli przekonani co do nawrócenia Yurai dlatego też zajęli miejsca dość od niego odległe.
-Myślisz że on naprawdę się zmienił?- spytała szeptem Kumiko Rena patrząc na Yurai.
-Wygląda na to że tak, ale lepiej być czujnym. Śnieżynko zostaw to.- zwrócił się złotooki do Horo, który grzebał w jakimś schowku.
-Nie jestem żadną śnieżynką, jestem HORO.
-Taaa....jasne śnieżynko.
Ren i Horo znowu się kłócili, ale nikt nie zwracał na nich uwagi, każdy był zajęty sobą. Yoh, Ryu i Yurai rozmawiali, a Kumiko podziwiała widoki za oknem. Dzień był słoneczny, prawie żadnych chmur, Miko wyraźnie widziała wszystkie pola, lasy i miasta. Nagle widok zasłonił jej dym wydobywający się z silnika samolotu.
-Ren...- szturchnęła w ramię przyjaciela, który siedział obok niej. Złotooki spojrzał na nią pytająco, ona wskazała tylko palcem na okno. Ren wyjrzał przez nie.
-I co teraz? Samolot już traci wysokość.- spytała brązowowłosa.
-Ewakuacja!
-O co chodzi?
-Silnik wysiadł.
Nic więcej nie trzeba było mówić, wszyscy odpięli pasy, gdy nagle zatrzęsło samolotem i zrobił się straszny hałas.
-Co się stało?
Horo wyjrzał przez okno.
-Wybuchł drugi silnik!
-Gdzie są spadochrony?
-Tam!- Ren wskazał na jakiś schowek.
-Nie ma ich tu!- odkrzyknęła przerażona Kumiko.
Daryśka
PostWysłany: Wto 23:50, 21 Mar 2006    Temat postu:

Ten moment, w którym grupka rozmawia z Yurai na temat Jun (nieźle ją wkopali, nie ma co xD) i to, jak ciągle przerywali Renowi... cudne ^^'
Kumiko
PostWysłany: Wto 20:20, 21 Mar 2006    Temat postu:

I tak zostawię tak jak jest bo nie chce mi się poprawiać xD Może później xD

Następna część^^

-Hej Yurai! Dlaczego nie powiedziałeś że jesteś szamanem!?- krzyczał z łodzi Yoh.
-To wy go znacie?- spytał zdziwiony Ren.
-Pożyczył nam łódź. A dlaczego pytasz?- złotooki nie zdążył odpowiedzieć, bo właśnie dobili do brzegu.
-Wiedziałem że go tu sprowadzicie.- powiedział Yurai z obłędem w oczach.
-Yurai, nic ci nie jest? Dobrze się czujesz?- spytała Kumiko.
-Czuję się świetnie. Ren Tao w końcu cię dopadłem, nigdy nie mogłem cię spotkać, ale pojawili się oni- pokazał na Miko i resztę.- i przyprowadzili cię do mnie.
-Ren, możesz nam wytłumaczyć o co chodzi?
-To Yurai Setsuke, jego rodzina chce zniszczyć naszą od..ee...bardzo dawna.
-Rodzina Tao jest zła, a zło trzeba niszczyć.
-Może rodzina Tao i jest zła, ale Ren na pewno nie.- stanął w obronie przyjaciela Yoh.
-Ale jest ostatnim spadkobiercą swojej rodziny i musi zginąć.
-Bason do guan...
-Poczekaj.- przerwała mu Miko.- Ja to załatwię.- stanęła przed Yurai z pozornym spokojem.- JEŚLI SPRÓBUJESZ SKRZYWDZIĆ NASZEGO PRZYJACIELA BĘDZIESZ MIAŁ Z NAMI DO CZYNIENIA!- wrzasnęła chłopakowi prosto w twarz.
-Ta to ma głos.- mruknął Horo dłubiąc palcem w uchu tak jak reszta towarzystwa.
-Nie powstrzymacie mnie przed zabiciem ostatniego z rodziny Tao.
-Ale on nie jest ostatni, jest jeszcze Jun.- powiedział Yoh.
-Ona się nie liczy, to mężczyźni przenoszą nazwisko.
-Ale może mieć nieślubne dzieci.
-Tego nie przewidziałem..- mruknął Yurai.- W takim razie zabiję także ją.
-Nikogo nie zabijesz. Bason do guan…
-Może da się to jakoś inaczej załatwić?- przerwał Renowi Yoh.
-Nie, nie da się. Bason do guan...
-Muszę się z nim zgodzić.- tym razem Renowi przerwał Yurai.
-Czy wy w końcu przestaniecie mi przerywać?! Bason do guan-dao!
-Mavay do munchuko!- dopiero teraz przyjaciele zauważyli, że Yurai trzyma w ręku broń.
-Hiroko do halabardy!
-Corey do deski!
-Amidamaru do miecza!
-Tokhageroh, drewniany miecz!
-Co robicie?- spytał złotooki.
-Przecież Kumiko powiedziała, a raczej krzyknęła, że jeśli Yurai spróbuje ci coś zrobić będzie miał z nami do czynienia.- powiedział jak zwykle uśmiechnięty Yoh.
-Nie wiem czy zauważyliście, ale to moja sprawa!
-Wtrącimy się jeśli będzie ci się coś działo.
-Nie wtrącicie się.
-Skończyliście?- spytał zirytowany Yurai. Wszyscy obejrzeli się na niego.- Więc zaczynajmy. Mavay atak złączonych dusz!
Yurai chciał uderzyć Rena z góry, ale ten uskoczył.
-Atak szybkiego tempa!- jedno uderzenie złotookiego i Yurai stracił kontrolę ducha.- I ty chciałeś mnie zabić?
-Jeszcze się spotkamy!- krzyczał Yurai uciekając.
-Taa... na pewno.- mruknął Ren.
-To teraz chodźmy na cheeseburgery.
-Nie lubię cheeseburgerów.- powiedziała Kumiko.
-To możesz wziąć frytki.
-Jak tak to ja idę.
Doszli pod drzwi swojego ulubionego baru.
-Nie wejdę tam.- powiedział Ren.
-Dlaczego?
-Przecież to jakiś.... bar. Nie możemy iść do restauracji?
-Daj spokój, mają tu najlepsze cheeseburgery w mieście.
-I frytki też.
-Tak i frytki też. No to jak wchodzisz?
-...
-Rozumiem że tak.- Yoh wepchnął Rena do baru.
Przyjaciele zajęli miejsca w rogu lokalu.
-No to co bierzemy?- spytała Kumiko.
-Dla Ryu i ciebie frytki, Horo i Morty hamburgery, ja cheeseburgera, a ty Ren?
-Może... frytki.- Yoh chciał już składać zamówienie, kiedy odezwała się Kumiko.
-Zapomniałeś o najważniejszym.- kuzyn spojrzał na nią pytająco.- Lody.
Po kilkunastu minutach jedzenie trafiło do ich właścicieli.
-Ciekawe co będzie waszym następnym zadaniem.- powiedział Morty.
-Moja mama mówiła, że trzeba będzie znaleźć jakieś miejsce.- odparła Kumiko.
-Ciekawe jakie?
-Chyba za chwilę się dowiesz.- odpowiedział Yoh, kiedy zadzwoniły ich dzwonki wyroczni.
-Dobie. To gdzieś na pustyni.
-Ale jak my się dostaniemy na pustynię?
-Tym nie musicie się martwić.- wszyscy spojrzeli w stronę Rena.- Przyjedźcie jutro o 12:00 na lotnisko.
-W takim razie środek transportu mamy z głowy.
-Yoh czy nie powinniśmy iść do domu? Anna na pewno się martwi.
-Anna się martwi? Przecież ona się niczym nie martwi.- powiedział Morty. Kumiko zostawiła tą wypowiedź bez komentarza.
-W takim razie do zobaczenia o 16:00 Morty. Cześć wszystkim.- kuzynostwo ruszyło do domu.
Tam czekały już na nich Anna i Tamao.
-I jak?- spytała różowowłosa.
-Żyją i to powinno ci wystarczyć.- powiedziała Anna.
-Anno nie bądź taka wredna.- zaśmiała się Kumiko.
-Uważaj bo zaraz naprawdę zrobię się wredna.
-A właśnie Anno, o 16:00 idę pożegnać się z Mortym.
-Dobrze, a teraz wracaj do treningu.
-Co? Już?
-Co taki zdziwiony? Do roboty.
-Mi darujesz prawda Anno?
-Jeszcze czego? Dzisiaj nie biegaliście, więc zacznijcie od tych kilkunastu kilometrów, a potem ćwiczyć kontrolę ducha.
-Po co my wracaliśmy do domu?- mruknął Yoh.
-Kochanie czyżbyś chciał robić pompki?
-Nie, nie, już wychodzę.
Kumiko i Yoh biegali przez jakąś godzinę po czym wrócili do domu.
-Teraz kontrola ducha.- powiedziała Anna sprzed telewizora.
-Ale zaraz 16:00.
-W takim razie Kumiko idź ćwiczyć kontrolę ducha, a ty Yoh idź do Morty’ego, tylko nie wróć za późno.
-Tak jest.- Yoh zasalutował i oddalił się do swojego pokoju, aby się przebrać.
-Anno nie możesz mi odpuścić?
-Mogę.- Miko uśmiechnęła się.- Skrócić ci ćwiczenia o 5 minut.
-Dzięki.- mruknęła Kumiko i wyszła do ogrodu.
Po treningu brązowowłosa kąpała się jakieś dwie godziny, po czym wycierając włosy zeszła do kuchni.
-Co tak ładnie pachnie?- spytała.
-To nie dla ciebie. Przygotowuję kolację pożegnalną dla Yoh.
-Anna ty gotujesz? Myślałam że to Tamao.
-Tamao tylko mi pomaga.
-To może ja też się przyłączę?
-Jeśli chcesz.
Dwie godziny później.
-Wszystko gotowe teraz tylko przygotować stój, Yoh na pewno zaraz się pojawi.- powiedziała Anna.
Po następnych dwóch godzinach.
-Anno...
-Na pewno zaraz przyjdzie, wiesz jacy są chłopacy.
Godzinę później.
-Anno jest północ i nic nie zapowiada na to że Yoh ma się za chwilę pojawić.
-Chyba masz rację, idę spać.
Tamao i Anna poszły spać, ale Kumiko została. Nie musiała długo czekać na przyjście Yoh. Kiedy wszedł do domu popatrzyła na niego oskarżycielskim wzrokiem.
-Co znowu zrobiłem o czym nie wiem?
-Anna.
-Co Anna?
-Nawet się z nią nie pożegnałeś, przed chwilą poszła spać. Nie wiesz ile się napracowała, ugotowała specjalnie dla ciebie kolację pożegnalną. A ty co? Włóczysz się gdzieś.
-Anna dla mnie gotowała?
-Tak, ale teraz to już nie ważne, dobranoc.- Miko odeszła do swojego pokoju, zostawiając kuzyna z miną winowajcy.
Kitty
PostWysłany: Wto 19:55, 21 Mar 2006    Temat postu:

ninja się nie odmienia xD"
Daryśka
PostWysłany: Wto 19:26, 21 Mar 2006    Temat postu:

Ale ja ciemna xD Dopiero teraz skojarzyłam, że to ten sam Yurai, co w dalszych częściach xD
Kumiko
PostWysłany: Wto 11:58, 21 Mar 2006    Temat postu:

Yoh i Morty uwolnili rodzeństwo Tao, a teraz biegli razem z Renem tam gdzie zostali ich przyjaciele. Otworzyli drzwi do holu, przed ich oczami roztoczył się przerażający widok, strażnik mający wykończyć Horo i Ryu oraz chwiejąca się na nogach Kumiko, ledwie przekroczyli próg, a Miko nie wytrzymała i upadła na ziemię, zemdlała.
-Morty trzymaj się z boku!- rozkazał przyjacielowi Yoh.- Amidamaru do miecza! Niebiańskie cięcie!
-Bason do guan-dao! Atak szybkiego tempa!- ich starania nic nie dawały, strażnik przemieszczał się za szybko. Znów atak, ale tym razem to strażnik atakował, kopnął Yoh w brzuch. Chłopak upadł ale po chwili znów wstał.
-Ja skądś znam ten styl walki.- powiedział.- Tak walczy tylko Shaolin, mistrz Lee Pai-Longa, ale to niemożliwe żeby to był on, przecież jest duchem.
-Możliwe.- odezwał się Ren.- Mój wujek pewnie uwięził w tym ciele Shaolina i go kontroluje.
-Jeśli to naprawdę Shaolin to trudno będzie go pokonać.
Po pięciu minutach walki chłopacy nie mieli już sił, byli cali poobijani, zapowiadało się na to, że nie pokonają Shaolina. Strażnik miał właśnie znów uderzyć Rena, gdy ktoś pojawił się w drzwiach.
-Jun?- spytał zdziwiony Ren.
-Myślałam że będę mogła od tego uciec, ale nie tak łatwo zapomnieć, dlatego zamierzam pomóc Renowi cię pokonać wujku En.- powiedziała zielonowłosa chwytając pięć talizmanów doshi.- Pai-Long kopnięcie dao-dando!- mężczyzna stojący obok niej wyskoczył w górę.
-Możesz kontrolować ducha wielkiego Shaolina, ale bez jego woli nigdy nie wygrasz!- krzyknął Lee i kopnął „zombie” w głowę. Strażnik zniknął.
-Co się z nim stało?- zapytał Yoh.
-Powrócił do świata duchów.- odpowiedziała Jun.
-Kumiko, Horo, Ryu.- podbiegł do przyjaciół brązowowłosy.
-Co się stało?- spytała Miko.- Kim jesteś?- spojrzała na Jun.
-Jestem Jun Tao, siostra Rena.
-Co z Horo i Ryu?
-Nic nam nie jest.- powiedział niebieskowłosy.- No to co się stało?
-Jun i Pai-Long pokonali Shaolina.
-Moja słodka Jun.- mówił Ryu „łasząc” się do zielonowłosej.
-To teraz możecie już wracać do domu, sami sobie poradzimy.- powiedział Ren.
-Daj spokój teraz was nie zostawimy.- Yoh.
-Mówię wam macie sobie iść.
-Ren ma rację nie znacie naszego wujka.
-Nie możemy was zostawić.
-Mówię wam idźcie sobie.
-Dlaczego mamy cię zostawić?
-Nie rozumiecie? Po tym wszystkim co dla nas zrobiliście nie mógł bym patrzeć na to jak wujek En was niszczy.
-Idźcie nasz wujek na pewno zaraz znowu zaatakuje.- dołączyła się do brata Jun.
-Pokonaliśmy straż Joto co może być gorszego.- spytała Kumiko.
-Wykrakałaś.- powiedział Morty patrząc na drzwi przez które wchodziła armia zombie.
-To może my jednak skorzystamy z twojej propozycji i sobie pójdziemy.- powiedział Horo.
-Nie, teraz możecie zostać. Atak szybkiego tempa!
-Hiroko ognisty ptak!
-Atak sopla!
-Pai-Long wieża bólu!
-Gardłowy atak!
-I widzisz pokonaliśmy wszystkich.- powiedział niebieskowłosy.
-To jeszcze nie koniec.- Miko spojrzała na drzwi, przez które wchodził następny oddział zombie.
-Ile jeszcze takich zombie ma twój wujek?
-Jego armia jest niezliczona.
-Więc zostaje nam tylko jedno: Wiać!
Wszyscy wbiegli schodami na górę. Uciekali przed armią Ena, aż dotarli przed następne drzwi. Armia zombie otoczyła ich z trzech stron, jedyną drogą ucieczki były owe drzwi. Przyjaciele przygotowywali się do ataku, ale stało się coś czego zupełnie się nie spodziewali, wojownicy odeszli, tak po prosu.
-Co się dzieje?- spytał zdezorientowany Horo.
-Wujek osiągnął swój cel.- odpowiedział mu Ren.
-Jak to?
-Nie rozumiesz? On chciał nas tu przyprowadzić, to jego pokój, wchodziło tam wielu wojowników, ale jeszcze żaden nie wrócił.- Ren pogrążył się we własnych myślach.
-Ren.- szepnęła Jun.- Jesteśmy z tobą.- chłopak uśmiechnął się do siostry i uchylił drzwi. Weszli do środka, pokój był pusty.
-Jak wygląda twój wujek.
-Jest ogromny.
-Nie widziałeś mojego kuzyna, on to dopiero wygląda jak Yeti.- zaśmiał się Ryu.
-Tak w ogóle to gdzie on jest?- spytała Kumiko.
-Mój kuzyn mieszka w...
-Nie on. Wujek Rena.
-Nie wiem, ale na pewno zaraz się pojawi on lubi wielkie wejścia.
-Masz rację Ren.- usłyszeli donośny głos z góry, a zaraz po tym upadł przed nimi wielki fotel z ogromnym mężczyzną na nim siedzącym.
-Czy to jest twój wujek?
-Mówiłem że jest ogromny.
-Ludzie nie mogą być tacy wielcy, to nienaturalne.
-Mój wujek nie jest zwyczajnym człowiekiem.
-Ren możesz jeszcze wrócić, powiedz tylko że zrozumiałeś, a ja o wszystkim zapomnę.
-Nigdy.
-A więc wypierasz się rodziny?
-Nie, nie wyprę się jej spuścizny, ja tylko zniszczę nienawiść którą nam wpajałeś. Atak szybkiego tempa!- En został podziurawiony jak ser szwajcarski, ale jego rany się zrosły.
-Pai-Long wieża bólu!- Lee zaatakował, ale został złapany przez Ena. Wielkolud rzucił nim o ścianę tak mocno że Pai-Long wbił się w nią.- Pai-Long!- krzyknęła przerażona Jun.
En po kolei pokonywał przyjaciół Rena, najpierw Ryu, potem Horo, Kumiko i Yoh. Ren został już tylko ze swoją siostrą, która nic nie mogła zrobić bez Pai-Longa.
-Zniszczę cię! Atak szybkiego tempa!- złotooki ani razu nie trafił.
-Widzisz Ren przyjaźń z nimi odbiera ci siły.
-Nie prawda, przyjaźń dodaje sił!- Ren jeszcze raz zaatakował, tym razem trafił odcinając wujkowi głowę. Ten tylko się zaśmiał.
-To smutne Ren że wierzysz w takie głupoty.
-To smutne...- powiedział Ren, a jego wujek się uśmiechnął.- że tak uważasz. To smutne że jesteś sam.- Enowi uśmiech spełzł z twarzy tak szybko jak się na niej pojawił.- To smutne że nie potrafisz znaleźć przyjaciół.- znak na plecach Rena zaczął powoli znikać, a Jun która wcześniej zakryła twarz dłońmi teraz się uśmiechała.- To smutne że nie ufasz nawet rodzinie.
-Tak się składa że ufam tylko rodzinie! I niby co ci przyjaciele zrobili?! Leżą tu wszyscy nieprzytomni!
-Nie do końca.- powiedział z uśmiechem podnosząc się Yoh.- Nasza przyjaźń dodaje nam sił.- pomógł wstać Kumiko.
-Właśnie, a teraz Ren załatwimy go.- przyłączył się Horo. Pai-Long także wstał i podszedł do Jun.
-Ma ktoś jakieś pomysły co do jego rozmiarów i tego że nie można go skaleczyć?- spytał Yoh.
-Pamiętasz Pai-Longa?- odpowiedział pytaniem na pytanie Morty.
-Uważasz że to może być kontrola ducha?
-Warto spróbować.
-Jego furyoku jest bardzo wysokie, jeśli mamy złamać jego kontrolę ducha musimy znów połączyć siły.
-Ja nie mam nic przeciwko.- zaśmiał się Yoh.
-Teraz!- krzyknęli razem i równocześnie zaatakowali, złamali kontrolę ducha Ena. Małe duszki rozproszyły się po pomieszczeniu.
-Nic nie rozumiesz, ludzie nas zdradzili. Duchy pamięci pokażą ci historię naszej rodziny.- kilka duszków podleciało do Rena. Chłopak poznawał przeszłość swojej rodziny pięć minut, po czym wybudził się z transu.
-I co teraz myślisz?
-Myślę że nasza przeszłość nie może decydować o naszej przyszłości.
-W takim razie będziesz musiał mnie zniszczyć. Duchy przodków...
-Wystarczy En.- powiedział jakiś staruszek wchodząc do pomieszczenia razem z czarnowłosą kobietą.
-Kim oni są?- spytał Horo.
-To nasza matka i dziadek.- odpowiedziała Jun.
-Miło nam widzieć przyjaciół Rena.- uśmiechnęła się matka rodzeństwa.- Może wejdziecie coś zjeść?- przyjaciołom szczęki opadły ze zdziwienia.
-No jasne.- wydukała Kumiko.
Przeszli do drugiego pokoju w którym znajdował stół zastawiony jedzeniem.
-Ren.- powiedział staruszek do zamyślonego wnuka.- Musisz zrozumieć swojego wujka, po tym jak twój ojciec zaufał ludziom i został zdradzony En ufa tylko rodzinie.
-Jego zgorzknienie nie usprawiedliwia jego zachowania.
-Może tak, a może nie, ale teraz usiądź przy stole.- Ren posłuchał dziadka i usiadł.
-Skąd mamy mieć pewność że to jedzenie nie jest zatrute?- spytał Horo.
-Oczywiście czasami nasza rodzina musi używać takich środków, ale to jedzenie nie jest zatrute.- zaśmiała się matka rodzeństwa.
-Ale czy to nie jest... jakby to powiedzieć... złe?
-Zależy od tego skąd się patrzy, zabijanie jest złe, nasza rodzina zabijała aby uratować potomków.
-Koniec tego gadania. Jedzcie.- powiedziała pani Tao, a Horo i Ryu rzucili się na jedzenie.
Przyjaciele noc spędzili w domu rodziny Tao, a rano wyruszyli w dalszą drogę.
-Ren jesteś pewien że nie chcesz iść z nami?
-Dogonię was przy rzece.- odpowiedział na pytanie Kumiko złotooki i odjechał na swoim białym koniu.
Po półgodzinnej wędrówce przyjaciele dotarli w końcu do miejsca w którym zostawili łódź, Ren już tam na nich czekał.
-Co tak długo?
-Co to jest?- spytała Kumiko nie zważając na zadane przez Rena pytanie.
-To jest miecz rodziny Tao, teraz jestem oficjalną głową rodziny.
-Chodźcie, chce mi się iść na cheeseburgera.- powiedział Yoh.
-Wszyscy na pokład!- krzyknął Horo stojąc na łodzi. Przyjaciele zajęli miejsca na pokładzie.
-Czemu nie popłyniemy moją łodzią?- spytał Ren patrząc na swój luksusowy jacht.
-Ponieważ musimy zwrócić tę łódź.
Na brzegu, w miejscu z którego wczoraj wypłynęli czekał na nich Yurai, ale był jakiś inny, bardziej skupiony, to nie był ten sam chłopak którego spotkali wczoraj. Ale było coś co jeszcze bardziej ich zdziwiło Yurai miał na ręku dzwonek wyroczni, a obok niego unosił się duch ninjy*.

* Nie wiem jak odmienia się słowo ninja xD
Kitty
PostWysłany: Sob 21:52, 18 Mar 2006    Temat postu:

Wyjątkowo się nie wściekne xD"
(znam ten ból, kiedy nie komentują *aluzja*)
Ive-Hao
PostWysłany: Pią 21:27, 17 Mar 2006    Temat postu:

Tak bardzo dobra cześć, ale no cóż tym razem musze to powiedzieć, taka ilość dilogów może być mecząca....
Daryśka
PostWysłany: Pią 19:49, 17 Mar 2006    Temat postu:

Nie wiem, jakim cudem nie zauważyłam poprzedniej części... no, więc teraz skomentuję obie ^^
Pierwsza... Rozmowa na końcu mnie rozbroiła xD świetna część ^^
Druga... Świetnie wplotłaś bohaterkę w akcję, nic dodać, nic ująć. Też świetna część ^^

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group