Strażniczka Szóstego Elementu- ff by Satsume

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:13, 25 Wrz 2006    Temat postu: Strażniczka Szóstego Elementu- ff by Satsume

Ugh. Półtorai strony. Zapraszam do przeczytania mojego nowego ficka. To, że na początku Aucal jest dość oziębła w stosunku do Lysa, nie znaczy to, że coś z tego nie wyniknie... ;]
*************************************************************
To było dość niezwykłe, majowe popołudnie. To znaczy, było bardzo zwykłe. Do czasu, kiedy to na scenę nie weszłam ja. Miałam rzadki dar umiejętności schrzanienia dnia każdej nielubianej przeze mnie osobie. Czyli, w chwili obecnej, wszystkim. Ja, Aucalie White nie należałam do osób spokojnych i grzecznych, a każdy, kto powiedział o moim zachowaniu choć słówko, dostawał w gębę ręką zaopatrzoną w rękawicę. Harleyowską. Z ćwiekami. Rzecz jasna, czarną. Jak cały mój spaprany charakterek. Do osób spokojnych nie należałam nigdy. Ale to już chyba mówiłam. Nie ważne! Już w wieku 3 lat bardziej przejawiałam zainteresowanie mrokiem, glanami i spodniami, niż cukierkowatą różowością połączoną z lalkami Barbie. I proszę. Wyrosłam na osobę ubierającą się w luźną, czarną T-shirtkę z trupią czaszką, czarne, luźne spodnie, spod których wyłaniały się błyszczące, glany w kolorze black. Plus wspomniane już wcześniej mroczne rękawice z ćwiekami, „obroża” na szyję ze srebrnymi kolcami i mnóstwo mniejszych „obróżek” na ręce. Może i to wszystko wyglądałoby całkiem normalnie na bladej, czarnowłosej istocie. Niestety, los urządził mnie tak, że moja skóra była ciemnoorzechowa, a włosy sięgające połowy łydek, białe. Z grzywką zasłaniającą oczy. A po bokach twarzy z grzywki „wyrastały” dwa długie pasma. Tzn. sięgające ramion pasma.
Oooooj! Trochę odbiegłam od tematu! Tak więc to był normalny dzień majowy. Słoneczko świeciło na niekorzyść całego mojego odzianego w czerń jestestwa. Po prostu paliłam się żywcem. Oczywiście, w szkole poszło mi normalnie, oprócz tego, że całkowicie oficjalnie przegrzał mi się mózg. 6 godzin siedzenia w pełnym słońcu zrobiło swoje i z SZKOŁA (Socjalny Zakład Karno-Oświatowy Łączący Analfabetów) wyszłam padnięta. W środku drogi do domu dogoniło mnie jedyne stworzenie ludzkie (lub pół-ludzkie), które tolerowałam.
-Czego chcesz, Diethel?- warknęłam.
-Ładnie to się wita kuzyna?- odpowiedział.
-Uno: Nie kuzyna. Fakt, że mówisz do mojej mamy per „ciociu”, a nasi rodzice byli dobrymi przyjaciółmi nie zmienia faktu, ze nie jesteśmy rodziną. Duo: Kuzyna-nie. Zielonowłosego palanta-tak.
-Taa… Ja też cię lubię, Calia.
-A ja ciebie nie. Spływaj. Chcę podołować się w spokoju.
-Marzenia są piękne. I niestety, nigdy się nie spełniają.
-Cicho, gruszko, bo posmakujesz glana.- warknęłam.
-I tak mnie lubisz.- powiedział wyszczerzając się do mnie. Próbował objąć mnie ramieniem, ale przeszkodziła mu to moja zaciśnięta w pięść lewa ręka lecąca w prawo, tzn. w stronę policzka Zieleniny. Trafiłam w czoło, bo Lys próbował się uchylić.
-Dziękuję za guza.- odparł w klatce schodowej.
-Nie ma za co.- uśmiechnęłam się. Cały mój zły nastrój nagle uleciał na skrzydłach kruka, gdy wyładowałam doła na czole kolegi.
-Biała! Ty się uśmiechasz!- udał zdziwionego Lyserg.
-Taa… Sama siebie podziwiam.- odparłam z ironią, która była oznaką zarówno mojego dobrego, jak i złego humoru.
-Za co?- przystanął Zielenica.
-Że mieszkając z tobą w jednym pokoju jeszcze nie wyjechałam do wariatkowa, no i, że jeszcze mam humor, by się uśmiechnąć.- rzekłam odwracając się do osłupiałego Lysa. Przez jedną chwilę myślałam, ze słodko wygląda z tymi swoimi rozszerzonymi ze zdumienia oczyma, ale zaraz uświadomiłam sobie, że ja, Calia White, jestem osobą która nie lubi nikogo.
-Aucalie, znowu przywaliłaś Lysergowi?- ryknęła mama, kiedy Zielenica wszedł do domu.
-Mamo, on znowu się do mnie przystawiał.- powiedziałam spokojnie wwalając do pokoju dzielonego z Gruszką plecak.
-No, dobra. Myjcie ręce, obiad zaraz będzie na stole. Lys, za chwilkę dam ci okład z lodu.
‘Słusznie’ pomyślałam. Zielenina miał na czole sporego, fioletowego guza.
Wykonałam polecenie mamy, by przekonać się, że zupa już na stole. Rzuciłam się na rosół z wilczym apetytem. Po minucie talerz mój, zarówno jak Lyserga, były puste. Na stół wjechało drugie danie. Pożarliśmy mielone, odnieśliśmy do kuchni talerze i rozpoczął się nasz zwyczajowy wyścig „kuchnia- biórko w naszym pokoju”. Jak co dzień dotarliśmy razem, równo odrobiliśmy lekcje. I równo zaczęliśmy się nudzić.
-Wiesz co, Grucha?- spytałam rozwalona na łóżku.
-Prosiłem, żebyś mnie tak nie nazywała.- odpowiedział pochłonięty w „Sherloku Holmsie” Lyserg.
-Uważaj, bo posłucham. No więc, może by wziąć udził w Turnieju?
-Ja już biorę.- Lys przewrócił się na plecy.
-ŻE CO!? I TY MI O TYM NIC NIE POWIEDZIAŁEŚ!?!?- wrzasnęłam.
-Nie pytałaś.- odrzekł.
-Hmm… Czyli za jakiś tydzień wyjeżdżasz na pustynię?- spytałam.
-Skąd wiesz?- książka wypadła Zieleninie z rąk i pacnęła do w twarz.- Ugh…
-Uno: Mama mnie o Turnieju poinformowała. Dos: Pod twoim łóżkiem widzę spakowaną walizkę.
-Aha.- odparł chłopak podnosząc książkę. I już wiedziałam co zrobię.
Popatrzyłam na Lyserga, następnie na moją kochaną duszycę Sandro. Zawsze, odkąd pamiętam, dobrze się rozumiałyśmy. Ona znała moje myśli, ja znałam jej. Po prostu- często, gdy nie chciałyśmy by ktoś nas usłyszał porozumiewałyśmy się telepatycznie. No i właśnie teraz stwierdziłam, że idziemy skopać tyłek jakiemuś sędziemu.
[S: I potem powiedzieć o tym Gruszce?]
Zapomnij.
[S: Dobra.]
Tak więc przypięłam do pasa moje ukochane Ostrze Armagedonu, następnie wyszłam z Sandro bez słowa z domu. Pozostawała trudzniejsza część: Jak znaleźć sędzię?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Śro 20:47, 27 Wrz 2006    Temat postu:

Jaaa... Wiesz, że Twoje literki wywołują u mnie głupawkę? Ale taką bardzo pozytywną głupawkę? ^^' Swietny styl - tak, jak lubię i tak, jak początkowo miał wyglądać mój fick o Darii i Tarze (to znaczy tak to sobie wyobrażałam przed napisaniem pierwszego partu ^^'). Po prostu strzał w dziesiątkę ze stylem. No i miło się zaczęło - trza poszukać sędziego do skopania xD' Cę next part, ino szybciorem!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satsume
Kandydat na Szamana



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:14, 23 Paź 2006    Temat postu:

Eeeee... Jakim cudem wyszło dugie? Aha, zaczyna się jazda z sumieniem Very Happy.
******

-Mam pomysł.- powiedziała duszyca, kiedy to zrezygnowana i zmęczona lataniem po niemalże całym Londynie walnęłam się na trawę pod drzewo.
-Gadaj.- spojrzałam na bladą twarz Sandro omiataną przez burzę czarnych, lśniących, prostych włosów.
-Może by tak… Usiąść tu i poczekać, aż sędzia z łaski swojej sam przyjdzie?- rozejrzałam się dookoła.
-Jakbyś nie zauważyła, to siedzimy w Tower of London, gdzie najprawdopodobniej straszy…- mruknęłam.
-Kto jak kto, ale ty nie powinnaś bać się duchów.- wyszczerzyła się Sandro siadając przedemną.
-Ale duchy są strrraaaszne…- zatrząsłam się.
-Boisz się mnie?- usłyszałam czyiś głos za mną. Odwróciłam się powolutku…
-YAAAAAUUUUU!!!- wrzasnęłam zrywając się z miejsca.
-No co?- przechylił głowę duch Anny Boleyn.
-Po kiego do jasnej anielki ty mnie straszysz, co!?- powiedziałam ciszej.
-Wiesz, Tower zamknęli jakieś 15 minut temu… Teraz my tu pracujemy na etacie stróża nocnego…- uśmiechnęła się matak Elżbiety I.
-W…Wy?- przełknęłam ślinę. Za panią Boleyn pojawiły się chmary straconych w tym więzieniu średniowiecznych Anglików.
-YAAAAAAUUUUUUU!!!!!!- ryknęłam.
***
-Podsumujmy- warknęłam wciskając ręce jeszcze głębiej w kieszenie spodni.- Mamy czerwiec, piątek, siedzimy pod drzewem w Tower of London, jest…- tu rzuciłam spojrzenie na zegarek.- PIERWSZA W NOCY!?!?
-Ech, jak ten czas ulata…- szepnęła Sandro.
-Cicho mi tam być, bo pióra ze skrzydeł powyrywam i wezmę do pisania!!!- szepnęłam rozdrażniona.
***
-No do choroby jasnej, gdzie ten sędzia!!!- ryknęłam wybijaąc kamień ze ścieżki w Tower w powietrze. Znowu spojrzałam na zegarek. Była druga.
-Tutaj.- z cienia wylazł jakiś gościu w białym płaszczu ala Indianin.
-A ty to co…?- ziewnęłam.
-Nie co, tylko kto. Jestem Mirk, członek Rady Szamanów. Przyszedłem, żeby cię sprawdzić.- odpowiedział.
-No to dawaj. SANDRO, FORMA DUCHA!!! JEDNOŚĆ!!!- ryknęłam na całe Tower powodując obudzenie się duchów, które teraz wychylone z okien rzucały we mnie widmowymi butami. Wyjęłam z kieszeni swój wisiorek o kształcie miecza, który natychmiast zaczął rosnąć do rozmiarów normalnej, jednoręcznej, lekkiej broni.
-Hmmm…- mruknął Mirk.- Zapomniałem ci powiedzieć. Test polega na tym, ze musisz trafić mnie w ciagu 10 minut.- mężczyzna uśmiechnął się ironicznie i zrzucił płaszcz. Moja szczęka wyjądowała na ziemi. Przedemną stał normalny 16-latek, do tego brunet w okularach. W tym momęcie przeklinałam swoją słabość do facetów w tych piekielnych, kwadratowych okularkach!
[S: SZOK! On jest… słoooodkiii]
Cicho mi tam, bo pióra powyrywam. Ale tym czasem sędzia równierz zaczął się zmieniać. Tzn. okulary zaświeciły mu się na czarno, tak samo jak rękawice i cała bluzka. Natychmiast zaatakowałam Ostrzami Nocy. On po prostu odbił je klatką piersiową. Przeklnęłam szpetnie, gdy 3 czarne pasy poleciały w moją stronę.
-YAAAAAAAAAUUUUU!!!- Ostrza Nocy uderzyły mnie.
-8 minut.- powiedział sędzia.
-Nie uda jej się.- dobiegł mnie głos gdzieś z klatki piersiowej gościa. Przyjrzałam się i zauważyłam wyszczerzonego pancernika.
-Zgadzam się.- tym razem zauważyłam sokoła obok okularów.
-Moment…Czy da się zrobić jedność ducha z więcej niż jednym duchem?- spytałam.
-Blisko…- powiedział Mirk uśmiechając się spod długiej grzywki.
Hmmm… Sandro?
[S: Tak?]
Myślisz o tym, co ja?
[S: Zgadzam się.]
-SANDRO! FORMA DUCHA! DO OSTRZA ARMAGEDONU!!!- i wydarznia potoczyły się następującpo. Najpierw za mną pojawiła się Upadła Anielica, następnie zmieniła się ona w czarną kulkę ze skrzydłami unoszącą się nad moją ręką, a następnie wsiąkła do miecza.
- Trzy minuty!- ryknął Mirk. Chciał jeszcze soś powiedzieć, ale posłałam w go stronę Śmiertelne Pchnięcie, czyli cios ostateczny. Sędzia uleciał w góręi upadł na ziemię.
***
-Halo? Nic panu nie jest?- już od jakiegoś czasu potrząsałam nieprzytomnym Mirkiem. W końcu nie wytrzymałam i moja ręka poleciała prosto w brzuch faceta. Odruch był natychmiastowy. Dostałam po gębie. Z rękawicy.
-WARIATKA!!!- ryknął sędzia zrywając się na równe nogi.
-I WZAJEMNIE!!!- odpowiedziałam mierząc go od stóp do głów.
-Ekhm… Calia?- odezwał się głosik nad moim uchem.
-Co?- odezwałam się ignorując odlatującego na skokle Mirka.
-Nie potraktowałaś go za ostro?- w końcu się ocknęłam. Skoro Sandro przed chwilą wyszła z miecza i gada z Anną Boleyn, to… kto to mówi?
-YAAAAAUUU!!! Kto ty!?- zerknęłam na swoje ramię. Zobaczyłam tam siedzącą na nim małą, ubraną w pomarańczowy sweter i jeansową spódnicę dziewczynkę ze skrzydełkami a’la Chloey Lyserga. W tym samym momęcie z trudem złapałam spadający z nieba obiekt. Po prostu- prostokątne coś na rękę. Doczepiona do niego była karteczka zapisana drobnym maczkiem i tytułem nabazgrolonym czerwonym atramentem „Dzwonek Wyroczni i jak z niego korzystać?”
-Pytałaś, kim jestem?- rozległ się głosik na ramieniu.
-Nooo… Tak jakby.- odpowiedziałam obserwując tym samym Sandro gadającą z Anną B. Obraz zasłoniło mi coś elfiko-podobnego, tyle, że normalnych rozmiarów. Zauważyłam, ze ma małe kiełki z czego jeden wystawał z ust.
-Wierzysz w sumienie?- spytało się stworzenie.
-Eeee… A! To Zośka była sumieniem!?- uradowałam się na myśl, że jakiś tydzień temu właśnie wysłałam do zaświatów dwudziestą z kolei „wróżkę”.
-Nooo… Tak. Ja jestem Clara i jestem twoją nową opiekunką…- koło Clary pojawiła się kolejna postać, tyle, że w czarnym sweterku i czarnych spodniach z baseballówką przekrzywioną na jedno oko ostrzyżona na chłopaka. Skrzydełek nie miała.
-A ty to…?- poświęciłam całą uwagę nowej.
-Ja? Omega. Twoje antysumienie towarzyszące ci od początku życia.- odezwała się nowa.
-Aha… Czyli toto obok ciebie, to Alpha?- inteligentnie spytałam. Tym czasem zadzwonił dzwonek wyroczni. Sandro się do mnie odwróciła przerywając rozmowę z panią Boleyn.
-YAAAAAAAAAAAAUUUUU!!! JAK SIĘ TO $^%$^%* WYŁĄCZA!?

*- cenzura ^^’


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Nie 23:09, 29 Paź 2006    Temat postu:

Styl, styl i jeszcze raz styl - cuuudny Very Happy co chwilę parskałam śmiechem. Podoba mi się ^^'
Bieeedny Mirk xD' Jak można tak go potraktować? ^^'
Znowu po przeczytaniu złapała mnie głupawka xD'
Cę więcej ^^'


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin