Powrót do przeszłości
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 13, 14, 15  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Śro 19:34, 13 Wrz 2006    Temat postu:

Była kiedys taka bajka o myszce, która szukała siły...może z tym?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Śro 19:58, 13 Wrz 2006    Temat postu:

Hmm... nie kojarzę tej bajki...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Śro 20:02, 13 Wrz 2006    Temat postu:

A ją widziałam może raz...myszka przechodziła podnbe etapy jak ten robotnik i na końcu wyszło, że najlepiej jest zostać na swoim miejscu...przypomniało mi się jak czytałam...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Śro 20:04, 13 Wrz 2006    Temat postu:

Yhm... nie, mi na pewno nie z myszką sie skojarzyło, było coś jeszcze w tym stylu... taa, ale skleroza nie boli =='

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Wto 20:09, 26 Wrz 2006    Temat postu:

Part 34

"Prawda leży w ukryciu"

Obudziłam się później niż zazwyczaj, z myślą, że zaraz do pokoju wpadnie Galdim szczerząc zębiska i wrzeszcząc wniebogłosy, że jestem skończonym leniem i nigdy niczego nie osiągnę w życiu z takim podejściem. Minęło jednak kilka dobrych minut od mojego przebudzenia a w domu nadal trwała cisza. Postanowiłam wstać i sprawdzić, co mogło być przyczyna tej anomalii. Zarzuciłam na grzbiet coś, co od biedny można było uznać za tutejszy strój i zapukałam do drzwi Mistrza. Odpowiedziała mi cisza, ale nie byłabym sobą, gdybym nie dowiedziała się, co jest jej przyczyną. Nacisnęłam klamkę i wślizgnęłam się do środka.
Nigdy nie byłam tu wcześniej i ze zdziwieniem rozglądałam się dookoła. Poza drewnianą szafką w kącie, oraz łóżkiem nie było tu żadnych mebli. Ko-yo-dan stało oparte o ścianę. Na podłodze leżało kilka pociętych tykw z poprzednich treningów. Ascetyczny wystrój nie ma co. Sam Galdim spoczywał skulony na posłaniu.
- Hej co z tobą? – zapytałam cicho
Nie poruszył się, ani nawet na mnie nie spojrzał.
- Źle się czuje. Masz dziś wolne, ale nie przychodź już, chyba, że cię zawołam. No idź już…- mruknął z wyraźnym trudem.
Kiwnęłam głową i zrobiłam co mi kazał. Kilka chwil stałam za zamkniętymi drzwiami nim do moich uszu dobiegło westchnienie i coś co zidentyfikowałam jako rozpaczliwy szloch.

***

Wyrwała mi książkę z ręki i jak gdyby nigdy nic rzuciła ją za siebie.
- Chodź Blondasie, szkoda takiego pięknego dnia na zaczytywanie się w głupich książkach o historii tego pokręconego kraju. Idziesz ze mną na zakupy – oznajmiła z ciepłym uśmiechem.
Przez chwile gapiłem się na nią jakby mnie ktoś walnął młotkiem.
- No a Galdim?
- Miszczunio jest dziś niedysponowany, no to mamy wolne. Ciesz się i raduj mój duchowy przyjacielu, a teraz do dzieła! Czas kupić w końcu coś zjadliwego!
Roześmiała się jak szalona i wyszła z domu.
- Czekaj!
Poleciałem za nią nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.

***

Miasto o tej porze było zatłoczone do granic możliwości. Wszędzie kłębiły się masy starców podpierających się laskami, dzieci, kobiet obładowanych koszami i torbami, kóz, handlarzy nawołujących do skosztowania swoich towarów( „Figi tylko pięć rupi za kilogram! Gdzie panienka znajdzie taką okazję?!” ), młodzieńców snujących się bez celu, żebraków nędznie odzianych, z wystającymi żebrami, turystów wyróżniających się jasnymi włosami i ubiorem, ojców rodzin i młodych panien, które niedługo staną się żonami matkami.
Karina i Rai lubili przyglądać się miastu. Było jak tętniące serce całego kraju, centrum wszystkiego. Prawdziwy Początek. Szczególnie dziewczyna znalazła upodobanie w tutejszych ludziach. Czasem odczytywała ich myśli, dowiadując się o wielu historiach, których nie znał nawet Galdim. Pamiętała jednak, o odgradzaniu własnych emocji od uczuć innych ludzi. Doskonale zdawała sobie sprawę jak bardzo jest to niebezpieczne i co stało się ostatnim razem kiedy zrobiła coś takiego…
Z Zamyślenia wyrwał ją głos Rai’ego:
-Heeej…
-Hej co?
- Czy przypadkiem Mistrz miał dziś zostać w domu?
- No tak, no i co w związku z tym?
- Chyba zrobił nas w tak zwane bambuko…
Spojrzała w to samo miejsce, w które patrzył duch i –rzeczywiście- ujrzała Galdima idącego całkiem żwawym krokiem jak na kogoś, kto jeszcze rano był umierający. Przedzierał się przez tłum torując sobie drogę Ko-yo-dan jak zwykle energiczny i dziarski. Zmrużyła oczy i zerknęła na Rai’ego. Chłopak kiwnął głową i obydwoje ruszyli za nim. Karina zasłoniła chustą twarz, dla niepoznaki. Byli gotowi.
Galdim szedł chyba zupełnie nieświadomy tego, że jego obydwoje uczniowie śledzą go przez całe miasto, tak czy inaczej nie odwrócił się ani razu. Mijał ulice, zaułki, skrzyżowania, wielkie gmaszyska świątyń, mosty i inne podobne elementy architektury Delhi aż doszedł do bardzo biednej dzielnicy, otoczonej wysokim murem. Karina obserwowała go ukryta za rogiem sklepu z rybami, starając się nie wyglądać podejrzanie. Mistrz stał kilka chwil przed bramą, aż w końcu utworzył Kontrolę Ducha i za jej pomocą przedostał się na drugą stronę. Jasnowidząca podeszła do bramy, gdzie została przybita tabliczka z niewprawnie namalowanym napisem: ”Osada trędowatych”. Rai zmaterializował się za jej plecami.
- Idź za nim, tylko wróć niedługo – szepnęła nie odrywając oczu od napisu.
Chłopak przybrał zmniejszoną formę i przeleciał przez mury dzielnicy. Stała przez kilka minut nim wrócił zdyszany i zmartwiony.
- Widziałeś go?
Kiwnął głową.
- Opiekuje się trędowatymi. Chyba mnie widział…
- Chodźmy stąd- zakomenderowała szybko.
Ruszyli w drogę powrotną, pochmurni i milczący. Znajdowali się już w swojej dzielnicy, gdy Karina postanowiła się odezwać:
- Mówił coś?
- O ile dobrze pamiętam jeden z chorych powiedział mu, że nie musi tego wszystkiego robić, a Galdim mu na to odpowiedział, że traktuje to jako pokutę za swoje zbrodnie.
Ich spojrzenia się spotkały, jednak Rai szybko odwrócił wzrok.
- Zbrodnie powiadasz? – głos Kariny był dziwnie spokojny…

***

- Nie idziemy do domu? – zapytał Blondas, ale nie obejrzała się nawet na niego.
- Nie – ucięłam krótko.
Bądź co bądź na ulicy było pełno ludzi a gadanie samej do siebie tylko niepotrzebnie przysporzyłoby mi opinii nienormalnej idiotki. Wystarczy, że wszyscy uważają Galdima za świra. Szłam jakby mnie goniło stado demonów z Królem Demonów na czele. Nie wiem, czy demony mają swojego króla, ale sami rozumiecie…
-Nie, nie rozumiem – wtrącił Rai, ale tylko go spiorunowałam spojrzeniem.
Dom Kudży stał na uboczu, podobnie jak sama Kudża. Mimo to była mi teraz potrzebna. I to bardzo. Tylko ona była w stanie udzieli mi niezbędnych informacji o Galdimie. Z racji swojego wieku wiedziała wszystko o wszystkich z całej okolicy. Nie było dla niej żadnych tajemnic czy sekretów. Kudża po prostu była nieoceniona, jeśli chodzi o dawno zapomniane historie i wyciąganie starych brudów. Weszłam bez pukania, z resztą drzwi były otwarte na oścież. Przeszłam przez korytarzyk i maleńką kuchnię. Zastałam ją przy cerowaniu płaszcza. Okulary miała zsunięte na czubek nosa na znak najwyższego skupienia. Ukłoniłam się w progu i nie czekając na jej reakcję usiadłam na stołeczku naprzeciwko niej.
- Musisz mi pomóc- zaczęłam szybko splatając dłonie na podołku.
Odłożyła płaszcz na bok i poprawiła okulary, co upodobniło ją do ważki.
- Słucham cię Promykczu.
To zabawne, nigdy nie nazywała mnie inaczej.
- Co wiesz o Galdimie? I nie chodzi mi o to, co znają wszyscy. Mieszkał tu od zawsze? Czym się zajmował? Wspominał coś o Trzech? – mówiłam coraz szybciej.
Przerwała mi gestem dłoni. Pochyliła głowę, żeby sięgnąć do swoich informacji i po chwili wlepiła we mnie skupione spojrzenie.
- Nie umiem ci pomóc, Promyczku. Galdim mieszka tu od pięciu lat i nikt nie wie, co działo się z nim wcześniej. Wiem, że nie jest jednym z nas, ale wyznaje naszych bogów. Poza tym to bardzo miły człowiek, chociaż przyznam ci się, że trochę nieokrzesany – zachichotała nieznacznie- Poza tym to mało o nim wiem. Przykro mi Promyczku. To twój dziadek, prawda?* A stało się coś, że tak pytasz?
Nie odpowiedziałam. Prawdę mówiąc wybiegłam bez słowa, dając Kudży temat do plotek na mój temat na następne dziesięciolecie.


_______________________
w końcu musieli wymyślić powód dla któego razem mieszkają, nie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Wto 21:44, 26 Wrz 2006    Temat postu:

* kręci głową, staruszek zna niemiecki i wspominał coś o zbrodniach (ależ ja ma głupie skojarzenia, zgadnijcie o czym myśle Laughing * dwa karina to Japonka (odmian żołta) Galdim...hum...biała lub czarna (chyba) to jak mozna mylić go z jej dziadkiem Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Śro 19:28, 27 Wrz 2006    Temat postu:

Ive słońce ty moje najmilsze!
Ren był Chińczykiem, Hao i Yoh Japończykami, Marco Włochem, Jenne Francuzką... czyś ty widziała, żeby się oni cerą różnili?Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Śro 21:02, 27 Wrz 2006    Temat postu:

O... jakoś na różnice cery wcześniej uwagi nie zwróciłam xD'
A co do parta... hmm... Ive, nasunęłaś mi skojarzenie co do tych 'zbrodni'! >.< I teraz co o tym myślę, to przypomina mi się Twój post =='
Ale część fajna ^^' Podobało mi się, jak Karina Rai'ego na miasto wyciągała - taki miły fragment ^^'


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Śro 21:09, 27 Wrz 2006    Temat postu:

Naprawdę? Ale chyba nie myślisz o latach 1939- 1945, co?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Śro 21:26, 27 Wrz 2006    Temat postu:

Nie, w ogóle... no, dokładnie o tych... przydałoby się sprostowanie Kariny, co to za zbrodnie, bo aktualnie nic innego mi na myśl nie przypełza...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Czw 14:56, 28 Wrz 2006    Temat postu:

a nikt nie skojarzył zbrodni z Trzema? ^^
Dobra lae juz nic nie mówie, zobaczycie potem:P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Pią 21:35, 29 Wrz 2006    Temat postu:

part 35
"Ostatnia wola"

- Nie chodź tak w te i we wte, dobra? – mruknął krzyżując ręce na piersi – do głowy przychodzą ci wtedy najgłupsze pomysły.
Nie posłuchała. Krążyła po pokoju od jednego do drugiego kąta wymachując i załamując na przemian ręce.
- To mnie zeżre, przeżuje a na koniec wypluje… Nienawidzę żyć w nieświadomości – prawie krzyknęła nie zaprzestając wymachiwania kończynami – Dowiem się, zobaczysz, dowiem się… chociażbym miała to wydrzeć z niego siłą!
Duch westchnął ciężko i złapał za ramiona tym samym zatrzymując ją w miejscu. Nie wyrwała mu się, ani nawet nie wyraziła sprzeciwu, co trochę go zdziwiło, ale nie powiedział nic na ten temat.
- A nie pomyślałaś o tym, że może on ma swoje powody, żeby nam nic nie mówić?
- Że jakie niby?
- Taki, że cokolwiek by wtedy nie zrobił to, żałuje tego do tego stopnia, że w ramach pokuty chce pomagać trędowatym. To mało? Wiesz, co Karina? Chociaż raz pomyśl o innych, a nie o swoich zachciankach i ciekawości. Niech do ciebie w końcu dotrze, że świat nie kręci się wokół ciebie i nie zawsze musisz stawiać na swoim.
Puścił ją. Obydwoje nie patrzyli na siebie, a w pomieszczeniu zapanowała krępująca cisza. Można było usłyszeć bicie serca szamanki i odgłosy z domu obok. Ktoś najwyraźniej słuchał radia. Karina miętosiła w ręku rąbek sukienki. Schyliła głowę, tak, że włosy przesłoniły jej twarz. Niezręczny nastrój panowałby jeszcze długo, gdyby do domu nie wszedł Galdim.
- A wy, co tak stoicie? Nudzicie się? Galdim wam zaraz znajdzie coś do roboty! – krzyknął ochoczo szczerząc do nich zęby.

***

To nawet nie była sekunda. Któregoś razu w czasie wieczornego posiłku, Galdim po prostu złapał się za serce cały blady i osunął się na podłogę. Karina, która zwykła w takich chwilach panikować więcej niż to ustawa przewiduje, tym razem po prostu podniosła się z krzesła, spojrzała na Rai’ego(„ Połóż go wygodnie i pilnuj go. Idę po pomoc”) i wyszła z domu. Pobiegła do najbliższego automatu telefonicznego, ale na miejscu okazało się, że jakiś wandal wyrwał słuchawkę telefoniczną. Ostatkiem sił powstrzymując się od płaczu i wściekłości wbiegła do pierwszego z brzegu domu i poprosiła o pomoc. Starych, krzepki Hindus ruszył po medyka na tyle szybko na ile pozwalały mu krótkie nogi i wielki brzuch. Jego żona- mała, zasuszona kobieta po trzydziestce kazała usiąść dziewczynie na krześle i objęła ją przyjaźnie. Dopiero wtedy Karina się rozpłakała.

***

Rai nawet na mnie nie patrzył. Nie odezwał się ani jednym słowem odkąd tam przyszliśmy. Nie miałam mu tego za złe, sama nie byłam w nastroju do wygłaszania wyświechtanych formułek w stylu: „Nie martw, się będzie dobrze, trzeba tylko wierzyć”. Jak mogłam być tak głupia!? Jak?! Trzeba być mną, żeby nie zauważyć jak w ciągu ostatnich tygodni Mistrz zapadł się w sobie i jak niedomagał. Tak się zajęłam sobą, że na nic nie zwracałam uwagi. Rai ma rację- jestem pustą, samolubną dziewuchą! Szlag, szlag jasny!
Z braku lepszego zajęcia podeszłam do okna. Szyby budynku były brudne i prawie nic nie było przez nie widać, jednak ja uparcie udawałam, że widok za nimi bardzo mnie zainteresował. Gdybym była sama w pomieszczeniu najpewniej właśnie roztrzaskałabym szybę, lewym sierpowym, a tak musiałam zadowolić się nerwowym zaciskaniem pięści.
Tak bezradna nigdy nie byłam. Chciałam zrobić coś. Cokolwiek. Rwać włosy z głowy, krzyczeć, płakać, uciekać do rozrywającego bólu w płucach, zrobić coś, żeby pozbyć się obezwładniających emocji, zaślepiającego bólu i nieutulonego żalu.
Rai stał za moimi plecami. Czułam to, mimo, że nie widziałam jego odbicia w szybie. Wiedziałam, że patrzy na mnie skupiony.
- Chodźmy do niego. Potrzebuje nas.
Zgodziłam się. Oczy miałam suche.

***

Sala była obskurna i odrapana do granic możliwości. Galdim leżał na ostatnim łóżku, tuż przy oknie. Wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy z zapadniętymi bokami, blady i lepki od potu. Ręce zaciśnięte miał na kawałku białego materiału, które tylko przy dużej dozie dobrej woli można było uznać za pościel. Ko-yo-dan stało oparte o ścianę. Ostrze włóczni w świetle jednej żarówki błyszczało mętnym blaskiem. W pomieszczeniu panował nieprzyjemny zaduch połączony z fetorem wydzielanym przez chorych. Karina i Rai podeszli do niego powoli. Dziewczyna kurczowo ściskała dłoń ducha. Starzec spojrzał na nią mrużąc oczy w swój zawadiacki sposób. Usiadła na wolnym łóżku tuż obok, wpatrując się w niego uważnie. Nie trzeba było być medykiem, żeby stwierdzić, jak zawał źle na niego wpłynął.
Przez dłuższą chwilę panowało milczenie, aż w końcu Galdim przełknął ślinę z wyraźnym trudem i szepnął:
- Szkoda, że tak to się skończyło…
- To jeszcze nie koniec… - odpowiedziała tak samo cicho, prawie zmusiła się do uśmiechu. Rai usiadł obok niej. Mistrz pokręcił przecząco głową.
- Zawsze ci mówiłem, żebyś nie traktowała mnie jak idiotę. Ja wiem, że umieram. Nie próbuj mnie nawet okłamywać, bo cię zdzielę Koczkodanem.
- Ko-yo-dan- poprawiła go machinalnie, a on się uśmiechnął, po czym syknął z bólu.
- Cholera, Kyoyama nie mazgaj mi się tu. Bądź mężczyzną! Nie wzywałem cię to po, żebyś się użalała nad konającym staruchem.
- W takim razie, po co tu jesteśmy? – Rai odezwał się po raz pierwszy, a głos miał nienaturalnie suchy.
- Żeby wysłuchać mojej ostatniej woli…

***

Pamiętasz jak opowiadałem ci o Trzech? To będzie historia o nich. O ich życiu, wzlotach i upadku, który był boleśniejszy od wszystkiego, czego w życiu doświadczyli. Usłyszysz ją jako pierwsza.
Przyjaciółmi byliśmy od zawsze. Valen, Dina i ja, Galdim. Tak, dobrze zauważyłaś, pierwsze sylaby ich imion to moje przybrane nazwisko. Swoje porzuciłem, niedługo po tej całej tragedii… Ale od początku. Szamaństwo było spoiwem, które połączyło troje zupełnie różnych dzieciaków wychowanych przez ulicę. Valen lubił rządzić, ale robił to dobrze, wiec nie mieliśmy do niego żalu. Zawsze twierdził, że czeka nas świetlana przyszłość. Wierzył w nas jak mało kto. Wiesz? Oddalibyśmy życie za niego, gdyby trzeba było… A Dina? Ach.. Dina… Nie było drugiej takiej na całym świecie. Ona była naszym światełkiem w tunelu. Dobroć po prostu z niej emanowała, ale tylko do czasu. Kiedy przyszło co do czego walczyła jak lwica. A walczyć musieliśmy ciągle. O przetrwanie, o naszą przyjaźń, zachowanie resztek godności. Ulica nie jest dobrą matką. Nie troszczy się o swoje dzieci, także my musieliśmy martwić się o siebie.
Nie pamiętam dokładnie, kto i w jakich okolicznościach wpadł na pomysł Bractwa Trzech. Z resztą, teraz to już nie ważne. Faktem było, że od tamtej chwili nie byliśmy już samotni. Mieliśmy siebie, na dobre i złe. Zazwyczaj na złe, ale wtedy nam to nie przeszkadzało.
A życie toczyło się dalej…
Byliśmy już dorośli, pełni nadziei i ambicji, kiedy w moim życiu nastąpił kolejny przełom. Tak, Karinko, dobrze myślisz. Nigdy przedtem ani potem nie byłem szczęśliwszy. Jeśli kogoś w życiu pokochasz zobaczysz, że nie można inaczej. Obezwładnia cię to jak wielka fala, która napiera na ciebie z potężną siłą, zalewa cię i przygniata, ale jednocześnie nie chcesz się uwolnić. Valen’owi nie powiedzieliśmy nic. To był nasz największy błąd. Uważaliśmy, że wtedy Trzej przestaną istnieć i wszystko się skończy. Jakbyśmy nie wiedzieli, że przed przeznaczeniem nie da się uciec…
Valen zawsze stawiał na swoim. Nie znosił sprzeciwu. Chciał i miał. Zawsze. Bez względu na wszystko. Tym razem chciał Diny, ale nie dostał jej. A to było zbyt wiele dla wybujałych ambicji i dumy mojego przyjaciela. Moje światełko w tunelu zgasło. Valen stwierdził, że skoro on nie może jej zdobyć to nikt inny też nie. Zabił ją bez wahania. Z resztą, był najsilniejszy z naszej trójki, naprawdę wspaniały szaman. A kiedy już było już za późno zrozumiał co tak naprawdę się stało.
Pamiętam tamtą noc jak dziś. Ciemna i ponura, nadawała się tylko do popełniania morderstw. Siedziałem przy stoliku, pochylony nad świecą. Pracowałem nad jakimś nudnym projektem, do nowej pracy. W którymś momencie świeca zgasła, a do mieszkania wbiegł Valen. Wyglądał jakby oszalał. Podniosłem się z miejsca, a on padł przede mną na kolana i zalany łzami opowiedział wszystko. Jak myślisz, co wtedy zrobił twój prawy i dobroduszny Mistrz? Pomógł mu wstać i wysłuchał go do końca? A może kazał mu się wynosić i wyprawił pogrzeb swojej ukochanej? Nie… Wyrwałem mu broń z ręki i zabiłem go z zimną krwią. Jak zwierze. Bez żadnych wyrzutów sumienia. Zniknął Goushi Hotue, zahukany szaman, bez grosza przy duszy. Został Galdim Va Din - morderca.
Po co to wszystko? Bo tą bronią, która pozbawiła życia Dinę i Valena jest Ko-yo-dan. W naszym języku oznaczało Nadzieję, Przyjaźń i Odwagę. Śmieszne, prawda? Symbol Trzech… jedyne co mi po nich zostało. Poza wiecznymi wyrzutami sumienia.
Ta Włócznia jest dla mnie wszystkim, dlatego chce, żebyś ją wzięła. Nie patrz tak na mnie. Od teraz jest twoja. No, weź ją, nie denerwuj mnie, chociaż przed śmiercią. Karina błagam cię nie płacz, to nic już nie zmieni. Po prostu weź ją. No już. I pamiętaj: Nadzieja, Przyjaźń i Odwaga. Nie popełnij moich błędów.

***

O godzinie 23.43 pacjent Goushi Hotue znany pod nazwiskiem Galdim Va Din zmarł. Prawdopodobną przyczyną zgonu był zawał.
Śmierć nastąpiła we śnie.

***

Hindusi uważają, że Ganges to tak naprawdę uosobienie bogini Gangi, matki, która obiecuje i daje zbawienie. Ponoć król Bhagiratha wyprosił ją od bogów by mogła obmyć ludzi z grzechów. Wolą mojego Mistrza było rozpocząć swoją wędrówkę ku wieczności właśnie w tym miejscu. Przyszli wszyscy. Ludzie z naszej dzielnicy, Kudża, małżeństwo, które sprowadziło dla niego pogotowie, nawet trędowaci, którym pomagał kosztem własnego zdrowia. Wszyscy okazywali swój żal, poprzez płacz i zawodzenie. Wspominali jego cichość i skromność. Kudża mówiła coś o szlachetności i wybitnej osobowości.
Ja zaś myślałam o naszym pierwszym spotkaniu, o wszystkich awanturach, męczących treningach, nocnych rozmowach na dachu… Ile w tym wszystkim było prawdziwego Galdima? Galdima, nie Goushi’ego. Człowieka, który zabierał i dawał życie. Człowiekiem, który był moim wrogiem i najlepszym Mistrzem.
Prochy zostały rozsypane po zielono- niebieskiej powierzchni rzeki. Przez chwile połączyły się w brudne plamy, podobne do brudu. Potem plamy zmieniły kształt na trzy krzyże płynące obok siebie. Oddalały się z każdą chwilą znów stając się nieokreślonymi kształtami na wodzie, a Ko-yo-dan zadrżało w mojej dłoni.
- Chodź. Nie mamy już tu, czego szukać. Trzej odeszli, już na zawsze.
- Racja – zgodziłam się z trudem powstrzymując łzy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Sob 14:24, 30 Wrz 2006    Temat postu:

Hum....porafisz posługiwać się patosem....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Nie 18:37, 01 Paź 2006    Temat postu:

Ładnie to wszystko wymyśliłaś, zebrałaś i opisałaś. Naprawdę. Kawał dobrej roboty.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Nie 21:15, 01 Paź 2006    Temat postu:

part 36 "Królowa Puszczy"


- Przypomnij mi, żeby następnym razem kiedy zaproponujesz mi „genialny skrót”, żeby cię zakneblować, związać i schować do plecaka – powiedziała rozdrażniona dziewczyna próbując przedrzeć się przez gęsty gąszcz zarośli wszelkiego rodzaju.
- Przecież idziemy w dobrym kierunku – żachnął się Rai przelatując nad przeszkodą.
Karina zatrzymała się i podparła ręce na bokach.
- Tak się składa mój zacny, jasnowłosy przyjacielu, że idziemy tą drogą już szósty raz.
- Skąd to wiesz?
- Bo właśnie stoisz na kamieniu o który potknęłam się godzinę temu.

***

O wielki Królu duchów i cała reszto tylko ja mogłam wylądować w jakiejś dziczy pełnej węży, moskitów, pająków i innych potworów zamiast spać bezpieczna w jakimś wiejskim zajeździe gdzie, chociaż jest normalny kibel. Tylko patrzeć jak mnie coś pogryzie, udusi, połknie i będzie trawić przez trzy lata. Nie chce ginąć tak młodooo!!
- Ściemnia się, musimy tu przenocować – powiedział Rai.
- Może od razu powieś mnie na suchej gałęzi, co?
- Rozpalimy ognisko, z resztą jesteś szamanką nic ci się nie stanie.
- Nie będę nocować miejscu dzikich, rządnych mojej słodziutkiej krwi bestii!
- Po ciemku prędzej cię coś zaatakuje
- Dobra, synu, idziesz po jakiś chrust.
W ten oto sposób siedzę skulona przy ognisku, trzęsąc się jak osika. Mam szczerą ochotę rozkwasić tą bezczelną mordę Rai’ego, który uważał za bardzo zabawne jak zajdzie mnie od tyłu i nastraszy. Gdyby już nie żył, marnie skończyłby swój żywot. Jest zimno, straszno, nie ma do kogo gęby otworzyć, tylko patrzeć jak coś zaszeleści w krzakach!
- Słyszałaś to? – szepnął Rai
Wywróciłam oczami.
- Nie dam się na to nabrać drugi raz- furknęłam, ale nim skończyłam mówić rzeczywiście coś zaszeleściło w krzunach za mną- Nie, nie, nie zgadzam się!
Blondas tylko zmarszczył czoło i rzucił mi Ko-yo-dan. Wstałam z miejsca i wycelowałam Kontrolę Ducha w miejsce skąd pochodził hałas. Nogi miałam jak z waty.
- Błagam, żeby to był miły, puchaty króliczek, albo chociaż myszka…
Niestety moje prośby nie zostały wysłuchane, gdyż z zarośli wyłonił się tygrys. W życiu nie widziałam takiego wielkiego bydlaka. Blask ognia błyszczał w jego oczach, kiedy podchodził coraz bliżej. W końcu zatrzymał się patrząc na mnie z zainteresowaniem godnym klienta w restauracji. A ten zdrajca Rai, wylazł z włóczni i cały uśmiechnięty powiedział
- Ojej. Tygrys.
- „Ojej. Tygrys”?! Tylko tyle masz do powiedzenia na temat mojego potencjalnego mordercy?!
- Gdyby chciał cię pożreć już dawno by to zrobił – wzruszył ramionami i podszedł do niego!
Miałam nadzieje, że chociaż odgryzie mu głowę, ale ten pomarańczowy sierściuch po prostu dał mu się pogłaskać! Rozdziawiłam usta jak jakaś zdziwiona ryba. Ko-yo-dan po prostu wyślizgnęło mi się z ręki, ale nie traciłam rezonu.
- No dobra, skoro już go pogłaskałeś i wszyscy są szczęśliwi to każ mu iść w cholerę bo dostane załamania nerwowego.
- Daj spokój Karina – wyszczerzył zęby – co cię lepiej ochroni, przed dzikimi zwierzętami jeśli nie jedno z nich.
- Ty chyba nie myślisz, że on z nami zostanie?!
Niestety tak właśnie myślał.

***

- On się na mnie gapi.
- Mówiłem ci to ona.
- Co za różnica? Gapi się na mnie i już.
- Panikujesz.
- Mówisz tak bo to teraz twoja nowa przyjaciółka.
- Jesteś zazdrosna o Sabe?
- O, to wy już na ty jesteście?
- Czepiasz się.
- Rai ona tu idzie!
- Idzie się napić.
- Nieprawda, ona chce się na mnie rzucić!
-Pozwól, że tego nie skomentuje.

***

Rai twierdzi, że kiedy tygrys przynosi ci odgryzioną główkę jakiegoś biednego zwierzaczka to jest to dowód sympatii a nie ostrzeżenie „Ty będziesz następna”.
Akurat mu uwierzę.

***

Karina wpatrywała się w płomienie ze skupioną miną, jakby próbowała znaleźć w nich coś co poprawiłoby jej humor. Nie udało się. Młoda szamanka, nadal była zła, zmęczona i zirytowana do granic możliwości. Moskity garnęły się do światła, jednak ona nie miała już ani siły ani ochoty na ich odganianie. Rai siedział po przeciwnej stronie ogniska, obserwując ją uważnie.
- Mieliśmy stąd się wydostać już trzy dni temu. Jedzenie się kończy – powiedziała bezbarwnym głosem, odgarniając włosy za ucho.
- Nie wiedziałem – odparł szeptem
Uśmiechnęła się jadowicie.
- Na mało rzeczy ostatnio zwracasz uwagę – zauważyła szczególnie akcentując słowo „ostatnio”.
Wzruszył ramionami. Sabe właśnie wróciła z polowania, o czym świadczyły krwawe plamy na pysku. Przeciągnęła się i położyła się wygodnie u stóp Rai’ego. Dziewczyna zerknęła na nią, nerwowo zaciskając ręce na włóczni. Rai podchwycił to spojrzenie i odezwał się powoli:
- A gdyby tak…
- Jak? – wpadła mu w słowo
- … hm.. a gdyby tak Sabe pokazała nam drogę?
- Żartujesz?
Pokręcił przecząco głową.

***

Gdyby ktoś akurat jakimś dziwnym trafem znalazł się na obrzeżach puszczy dojrzałby wychudzoną dziewczynę ze splątanymi włosami, cała umorusaną i w ubraniu, którego powstydziłby się niejeden kloszard. Gdyby zaś zaciekawiony tym niecodziennym zjawiskiem podszedł bliżej zobaczyłby, że owa dziewczyna wybiega z puszczy i pada na glebę, krzycząc:„ Zieeemiaa!”. Zieeemiaa gdyby jeszcze dziwniejszym trafem nasz przechodzień był szamanem zobaczyłby lecącego za nią ducha młodego chłopaka w zielonym płaszczu, który nagle zawrócił. Tam gdzie puszcza ustępowała pustkowiu stała potężna tygrysica. Kiedy dziewczyna była zajęta okazywaniem radości z powodu dotarcia do cywilizacji , chłopak stał naprzeciwko zwierzęcia i milczał. Kot wpatrywał się w niego dłuższą chwilę, po czym ryknął potężnie i zniknął za drzewami. Duch odwrócił się dopiero gdy szamanka krzyknęła „Ruszże się Tamikoe, bo korzenie zapuścisz” i teraz obydwoje zmierzali w kierunku najbliższego miasta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 13, 14, 15  Następny
Strona 14 z 15

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin