---->Shaman prince (20 lat później)<-----
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Wto 20:23, 21 Mar 2006    Temat postu:

Właśnie.. jak to jest z tym Renem*myśli*
(R[z ironią]: użyj inteligencji Sherlocku^^)
Dobry pomysł!
(R: ==')
No to zaczynajmy... Hm... jedyny punkt zaczepienia to kolor oczu Rei.
(R: a co z nimi?)
Są brązowe, więc mozemy miemać, że odziedziczyła je po matce...
(R: Ty.. rzeczywiście)
Tylko następne pytanie, która ze znanych dziewczyn ma brązowe oczy.
(R: niemal kazda...)
Skoro jesteś taki madry to powiedz która.
(R: *myśli* em... może Mily?^^)
*gleba*

Ive powiedz nam bo to mi nie daje spokoju!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Wto 23:14, 21 Mar 2006    Temat postu:

Nie no Karina...to mnie rozłożyło...ech musze chyba jednak się za to zabrać...

(Z. Weź się lepiej za ekonomię, albo geografie, ile ci jeszcze refaretów zostało?)
Zamknij się...tak wogóle to od kiedy ty mówisz....
(Z. Od zawsze, ale nigdy mnie nie słuchałaś)
I teraz też nie zamierzam
(Z ....)

Hum....właśnie zdałam sobie z czegos sprawe, genu brązowych oczu nie da sie ukruć, co? jest bo jest dominujący....jak tak to mam dwa wyjścia

Piewiersze : zmienić koncepce.....
Drugie: Trzymać się koncepcji i olać prawa Mendla....

Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty
Nothern Lights Redaction



Dołączył: 14 Gru 2005
Posty: 801
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: uciekłam? Z wariatkowa, a jak? ^^

PostWysłany: Wto 23:48, 21 Mar 2006    Temat postu:

Hm... WIesz, może mogą być też czerwnone oczy, bo tak jakby pomieszać, to jakoś brązowy wyjdzie [K: Kit... Pomarańczowy =="] Cicho no! ==" [K: Nie będę, a zauważyłaś, ze ostatnio wszyscy piszą coś w dodatkowych nawiasach?] Tak! I ciekawe dzięki komu... :3 [K: Sakurze! xD] Spadaj, ona jest na wakacjach i niech nie wraca ==" *dostaje kartkę od Sakury* "Wszystko słyszałam!" =="

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Czw 22:32, 23 Mar 2006    Temat postu:

Ok koniec z urzalaniem sie nad własnym testem...nareszcie coś tam dudusiłam. Troszke to takie..no ale chyba nie najgorsze....Ach i nie śmiać się z "ożywionej" wesrji ducha Rei.....Co jeszcze tutył do bani, ale nic leprzgo nie mogłam wymyśleć....

Odcinek - XI Wieź astralna

Mała szamanka otworzyła oczy. Leżała na wznak na swoim własnym łóżku okryta kolorową kołderką i szklanym wzrokiem wpatrywała się w sufit. Zdawało się, że nic do niej nie dociera. Nieruchome źrenice stanowiły dowód na prawdziwość tej tezy. Dziewczynka sprawiała wrażenie lalki. Pochylający się nad nią Lenny miał niewesołą minę. Od dłuższego czasu starał się, bowiem w jakikolwiek sposób dodrzeć do córki, sprawić, aby się odezwała, ale ona ciągle leżała nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym w suficie. Len nie był pewien, czy ona go słyszy. Wyraz jej twarzy nie wskazywał na to. Podobnie jak reakcja, czy raczej jej brak. Wziął w rękę dłoń Risy. Dłoń ta była gorąca. Wypuścił ją. Zajrzał w oczy dziecka. Risa poruszyła się. Przez jej ciało przeszedł ognisty dreszcz. Jęknęła, poczym wydała głośny krzyk. Krzyk będący wynikiem bólu, który gościł w każdej komórce jej ciała. Małej Tao zdawało się, że płonie żywcem. Jej umysł bombardowały niewyraźne obrazy. Len wyprostował się. Nie wiedział, co jest jego córce, ale zdawał sobie sprawę z tego, że cierpiała. Nie mógł tego znieść i nie miał pojęcia, co robić. Risa ciągle krzyczała. Ból ciągle ją trzymał. W końcu jednak dźwięki z wypadające z ust szamanki złożyły się w artykułowany dźwięk. Leny ponownie przykucnął obok łóżka. Nie dosłyszał tego, co powiedziała córka, wiec liczył na powtórkę. Risa westchnęła. Oddychała szybko, jak po długotrwałych ćwiczeniach fizycznych.
-Yukiru – szepnęła – Z nim jest coś nie tak...
Len stanął, obrócił się tyłem do córki i wyszedł z pokoju.

****
W przedpokoju zatrzymał się na chwile i ciężko oparł łokieć o ścianę, poczym położył na nim głowę. Czuł się bezradny i zły na samego siebie. Nie wiedział, co ma robić. Na tą dolegliwość Risy nie było lekarstwa, no chyba, że zerwanie wszystkich więzów z klanem Asakura, a co za tym idzie z Yukiru także. Lennie`mu wydawało się, że dzieci zbyt mocno się przyjaźnią i naprawdę miał już serdecznie dość tego, że Risa zawsze mdleje jak z synkiem Yoh dzieje się coś złego. Przez chwile żałował nawet, że zamieszkał w Japonii, ale z drugiej strony w Chinach nie miał, czego szukać. Po za tym obie jego córki bardziej czuły się Japonkami, jak ich matka niż Chinkami, jak ojciec. A jednak Lenny zaczął myśleć o powrocie. Oderwał się od ściany i poszedł do swojego gabinetu. Usiadł przy biurku i zamyślił się. Usłyszał ciszy szum. Podniósł oczy. Przed nim unosił się duch wojownika.
-Mistrzu Len, co się dzieje?
-Ech Bason żebym ja to jeszcze wiedział...- oparł całkiem bez entuzjazmu szaman. Na biurku owinięty czerwoną materią leżał Miecz Pioruna. Tradycyjna chińska broń biała ozdobiona pędzelkowatym pomponem przy rękojeści. Zamyślił się. W jego rodzinie miecz ten był symbolem władzy, a jego coraz częściej dopadały wątpliwości, czy ma do niego prawo. Skoro ledwo radził sobie z własnymi emocjami.
Zacisnął palce na rękojeści. Przez chwile wydało mu się, że znowu słyszy krzyk Risy. Szybko przekonał się jednak, że się przesłyszał. Na wszelki wypadek zajrzał jednak do jej pokoju. Na skrawku posłania dziesięciolatki siedziała Rei i coś jej opowiadała. Len uśmiechnął się poczym wycofał niezauważony. No prawie. Gdy usiłował opuścić mieszkanie Rei niespodziewanie wyrosła przed nim. Nie pytała go gdzie idzie. Wiedziała to, albo wydawało się jej, że wie. Spytała wiec tylko czy może iść z nim. Nie zgodził się. Kazał jej zostać z siostrą. Kiwnęła głową na znak zgody. Nie miała ochoty na kłótnie, kiedy jednak za jej ojcem zamknęły się drzwi dziewczyna natychmiast poleciała do swojego pokoju. Spojrzała na wiszący w szafie szkielet i uśmiechnęła się.
„Zróbmy to po mojemu, tato” – wygłosiła w myśli podchodząc do okna.

****

Anna powoli odzyskiwała przytomność. Ciągle jednak leżała na podłodze w dziecinnym pokoju i ciągle była tam sama z dzieckiem. Bolała ja głowa, ale nie był to osty ból. Usiadła na piętach. Dziecko przyglądało się jej z parapetu. Jego oczy miały żółtoczerwony kolor. Kolor ognia. Chciał się do niego zbliżyć, nie mogła. Jakaś siła trzymała ją na dystans. Nie walczyła z nią. Nie miała siły.

****

Przechodzień zniknął za zakrętem jak tylko odzyskał jako taką władze nad własnym ciałem i nie zawrócił nawet mimo nawoływań Yoh, który koniecznie chciał się czegoś dowiedzieć. Dowiedzieć się, dlaczego ów tak dziwnie reagował na jego widok oraz zdobyć, jakie bądź informacje o człowieku zabranym przez karetkę. Przez skórę wyczuwał, że to może być bardzo ważne. Westchnął i skierował się w stroną domu. Cokolwiek go nie odrzuciło, musiał spróbować raz jeszcze.

****

Kolejny raz podszedł do drzwi, ale tamta siła odrzuciła go dokładnie tak samo jak przedtem. Ciężko upadł na trawę. Podniósł się i spojrzał na dom. Już wiedział, że próby dostania się tam nie mają sensu, przynajmniej te, które podejmował. Schował twarz dłoniach. Był bezsilny. Nie mógł zrobić nic więcej. Zostały mu tylko łzy, oznaka najwyższego załamania. Nie zamierzał ich tłumić. Amidamaru zaś nie przeszkadzał mu w tym. Rozumiał go.

****

Usłyszał znajomy głos i uniósł głowę. Kilka metrów przed nim stał fioletowo włosy mężczyzna w czerwonej koszuli z krótkim rękawem i czarnych spodniach. Jego żółte oczy rzucały nie zbyt przyjemne wejrzenia.
-Lenny? Co ty tu robisz? –Zapytał zaskoczony.
-Zdaje się, że masz kłopoty. – Tamten bombardował go wzrokiem – Coś z dzieckiem?
-Skąd wiesz?
-Wiem. –Lenny mówił twardym tonem. Nie wydawało mu się to ważne. O wiele ważniejsze jego zdaniem było to, co dziej się z chłopcem. Szczególnie, że zależało od tego zdrowie Risy.
-Len ja nie mogę dostać się do domu! – Wygłosił po jakiś czasie Yoh. –Miałem ci nie mówić, ale teraz widzę, że lepiej będzie jak mi pomożesz. Tam jest Yukiru i Anna!

****
Len zmierzył wzrokiem dom Asakurów. Wyglądał normalnie. W budynku nie było absolutnie nic dziwnego. No może poza otaczającą go aurą. Aurą, która odrzuciła także jego przy próbie sforsowania wejścia. Oczywiście, Yoh próbował powiedzieć, mu, żeby tego nie robił, jednak przyjaciel go nie słuchał. Na skutek tego leżał teraz na trawniku, dokładnie w tym samym miejscu, co wcześniej Yoh i usiłował wstać. Pomocy nie przyjmował, a na swojego ducha-stróża unoszącego się dokładnie nad nim nie zwracał żadnej uwagi. Zacisnął zęby. To wyprowadziło go lekko z równowagi. Uniósł nagi miecz na wysokość twarzy.
-Jakoś sobie z tym poradzimy- zawyrokował. Tworząc kontrolę ducha.
-Ej czekaj, stój! – Yoh chwycił go za ramię. – To trzeba przemyśleć. Siłą nic nie zdziałamy.
Tao kiwnął głową. Następnie schował broń. Szamani rozpoczęli cichą naradę.

****

-Ilza uderzenie porcelany! – Jakaś świecą kobieca postać przypominająca rudą kelnerkę z barów szybkiej obsługi natarła na drzwi domu Asakurów i za pomocą czegoś podobnego do ogromnej filiżanki roztrzaskała je w drzazgi. Co prawda energia, która wcześniej odrzuciła obu szamanów dalej działała w tym obrzeże. Duch ledwo trzymał się na nogach, ale jednak trzymał się. Leny i Yoh patrzyli na to z niedowierzaniem. Poczym przenieśli wzrok na furtkę. Stała tam brązowo oka dziewczyna.
-Rei, co ty tu taj robisz? Miałaś zostać! – Len był lekko zły.
Nie odpowiedziała. Zamiast tego powtórzyła imię swojego ducha. Ilza ciągle zachowująca ludzką postać stanęła obok niej. Dziewczyna uśmiechnęła się. Minęła ojca i razem z Ilzą skierowała się w stronę wejścia. Lenny krzyczał coś za nią. Udawała, że go nie słyszy.
-Dzieci. –Stwierdził, Tao ponownie usiłując wytworzyć kontrolę ducha. Yoh mimowolnie uśmiechnął się. Nie podobało mu się do końca to, co zrobiła Rei, ale mimy ojca dziewczyny były takie zabawne, że mimo trudno było się nie śmiać. Nie trwało to jednak długo. Podniósł z ziemi jakiś patyk (nie miał przy sobie miecza, a musiał natychmiast uzyskać kontrole ducha w przedmiocie) i skierował tam samuraja.

****
Troje szamanów przekroczyło próg domostwa. W korytarzu nie trafili na żadne niespodzianki. Nawet tej dziwnej aury tutaj nie było. Skierowali się, więc ku schodom. Już mieli się na nie wdrapać, gdy Rei wysunęła się na czoło grupy. Len złapał ją za bluzkę. Wyszarpała się. Zawołała Ilzę. Ożywiona przez foriyoku kelnerka pomknęła na przód. Dziewczyna odwróciła się w stronę ojca.
-Dalej uważasz, ze nie jestem tu potrzebna, tato?
W duchy przyznał jej racje, ale na zewnątrz zbył córkę dziwnym mruknięciem.
-Dobrze. Jak Ilza wróci wchodzimy! – Nekromatka nagle objęła dowodzenie.-
Nie komentowali. Jak dotąd to była najrozsądniejsza propozycja i najrozsądniejsze działanie. Zawstydziło to ich nieco, że sami o zapomnieli o tym, aby najpierw puścić tam duchy. Prawda, że wcześniej był tam Amidamaru, ale od tamtego zwiadu upłynęło już dość sporo czasu. Sytuacja mogła się nieco zmielić. Tu z demonami nigdy nic do końca nie wiadomo.

****
Na pół piętrze pojawiła się Ilza. Rei rzuciła się w jej stronę. Otaczająca ducha poświata świeciła równie mocno jak na początku. Podest pierwszego piętra. Lekko uchylone drzwi pokoju Yukiru. Dziewczyna uchyliła je mocniej. Zatrzymali się koło roztrzęsionej Anny.
Rozejrzała się uważnie. Dziecka nie zauważyli.

****
Yoh został przy żonie. Starając się przy tym jakoś ją uspokoić. Pozostali sprawdzili w tym czasie resztę pomieszczeń. Po kilku minutach wiedzieli już na pewno, że chłopca tu nie ma. Z przerażeniem poinformowali o tym jego rodziców.
-Nie! – Anna wydała rozdzierający okrzyk, poczym zwisła bezradnie w ramionach męża.
-No to, co teraz? – Zapytał nieswoim głosem Len.

****
Risa rzuciła się na łóżku. Gwałtownymi ruchami nóg i rąk uderzyła w materac. Przez jej ciało przechodziły płomienie, takie same jak wcześniej, tylko mocniejsze. Ból wywołany przez nie był o wiele bardziej dokuczliwy. Dziewczynka po prostu płonęła od środka. Jaśmin słyszała jęki, ale nie mogła nic zrobić. Zmaterializowała się tylko obok niej.
-Trzymaj się Risa... – Westchnęła patrząc w oczy szamanki. W ciemnych źrenicach dziewczynki odbijał się ogień...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Pią 14:24, 24 Mar 2006    Temat postu:

O rany... to się robi.. przerażające! Jak można atakować niewinne dzieci!? Wstrętny ten pan od ognia!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fly
Szaman



Dołączył: 25 Gru 2005
Posty: 491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tokio

PostWysłany: Pią 15:11, 24 Mar 2006    Temat postu:

To pewnie bd Hao.... [A:Psujesz zabawe =='] xP'

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Pią 15:29, 24 Mar 2006    Temat postu:

Dlatego napisałam "pan od ognia"
(R: głupie imię^^)
Nie udzielaj się
(R: dlaczego?)
dlatego*lewy sierpowy*
(R: i wszystko już jasneT_T)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Pią 21:22, 24 Mar 2006    Temat postu:

łooo... niezłe... co ja mówię, świetne! No i jak zwykle nie mogę się doczekać następnej części... mam nadzieję, że szybko coś naskrobiesz ^^'

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Pią 22:07, 24 Mar 2006    Temat postu:

To nawet zabawne, mówie o domysłach niektórych....czytaliście dokładnie wcześniejsze części?


Fly napisał:
To pewnie bd Hao.... [A:Psujesz zabawe =='] xP'


Ive-Hao napisał:
Nagle uświadomiła sobie, że ów człowiek bardzo przypominał jej kogoś znajomego. Odeszła od okna. Na półce z książkami leżał kolorowy foto-album. Otworzyła go na przypadkowej stronie. Ze zdjęcia popatrzyła na nią uśmiechnięta twarz ojca Yukiru. Z wrażenia, aż upuściła album na podłogę. Już wiedziała kogo przypominał jej wybawca.


Wink Wink inic więcej nie mówie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Sob 11:15, 25 Mar 2006    Temat postu:

Teraz jak tak o tym myśle to równie dobrze to mógł być Silva!
Teraz to ja juzsama nie wiem T_T


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Sob 12:09, 25 Mar 2006    Temat postu:

Troszkę za stary....(dobrze, że moja mama nie widzi tego stwierdzenia)....tak właściwie to poradziłam sobie z brakiem weny.....tyle, że coś czuje, że to teraz idzie w drugą stonę...o matko...ze mną tak zawsze z jednej skrajnosci wpadam w drugą nic normalnie....
(Z. Przyznała się)
I Dobrze.....


Odcinek XII – Zła rzeczywistość.


W poczekalni szpitalnej, na wprost recepcji siedziała dziewczęca postać. Miała sięgające do ramion ciemnobrązowe włosy i duże oczy w nieco jaśniejszym odcieniu brązu, chociaż znajdująca się dokładnie naprzeciw niej pielęgniarka nie mogła ich dostrzec, ponieważ dziewczyna siedziała z upuszczona głową. W dłoniach tarmosiła rożek swojej zielonej spódnicy od szkolnego mundurka, w który była ubrana. Powieki miała przymknięte. Czekała na coś drżąc z niecierpliwości. Powoli podniosła się z krzesła. Przeszła kilka kroków po miedzy rzędami klamek zajmującymi obie strony korytarza i zatrzymała się na jego końcu, tuż przy oknie. „Zanurkowała” pod koronkową firanką, poczym opuściła ja w taki sposób, że tiul odpadł na jej plecy. Przez chwile spoglądała na rozpościerający się tuż za oknem parking. Ją nie interesowały jednak parkujące, czy też już zaparkowane, czy wycedzające samochody. Dziewczynę ta wyglądającą na nie więcej niż trzynaście lat mocno pochłaniało jakieś zmartwienie. Dziewczyna powoli wróciła na swoje krzesło. W jej oczach stały świeczki. Biła się z sobą, aby nie zlazły ujścia. Była już duża, a do tego ojciec zawsze jej powtarzał, że łzy są oznaką słabości, a ona nie może sobie na to pozwolić. Łatwo jednak mówić takie rzeczy. Łatwo przytakiwać, mówić, że się rozumie. Jak przychodzi co do czego trudno trzymać się tej formuły. Drzwi po prawej stronie krzesła na którym siedziała otworzyły się. Unosiła głowę. Z sali wyszedł lekarz. Podeszła do niego i o coś, czy raczej o kogoś zapytała. Uśmiechnął się, poczym odpowiedział wesołym tonem, że pacjentowi nic nie jest. Odetchnęła. W oczach ciągle miała świeczki, zły stawały się coraz bardziej nachalne. Udało się. Nie rozpłakała się. Uśmiechnęła się tylko łagodnie i znikła za drzwiami sali.


*****

Płomyk świecy ustawionej obok lustra, na toaletce ciągle migotał. Kapłanka wpatrywała się w niego uparcie. Wizja szpitala rozpływała się. Wreszcie znikła. Płomień wyskoczył do góry.
-Nie skończyłaś roboty, kapłanko.
-Jak on mógł to przeżyć nie rozumiem...
-Niedoceniałaś go. Naradzie jednak jest nie szkodliwy. Nie on mnie martwi, tylko ona.
-To dziecko.
-Tak. Jego dziecko. Nieważne zresztą, sam się nią zajmę. Spodziewam się jej wizyty
Kiwnęła głową.
Głos zamilkł. Ogień uspokoił się. Tamara zdmuchnęła świece. Owinęła ją starannie w biała chustę i schowała do szuflady. Poczym usiadła na łóżku. Skryła twarz w dłoniach. Nie to, żeby było jej szkoda tamtej małej w zielonobiałym mundurku, to było co innego. Jakieś niewyraźne przeczucie. Odpychała je, a ono ciągle wracało.

*****

Sześciolatek obudził się nagle w jakieś wielkiej ciemnej sali, przywodzącej na myśl opuszczone magazyny z filmu, który jakiś czas temu oglądał razem z Risą w wielkiej konspiracji przed rodzicami. W tamtym filmie jakieś zbiry porwały małego chłopca i zwiawszy go uprzednio uwędzili w takim właśnie opuszczonym magazynie. Chłopczyk uniósł głowę. Leżał na czymś drewnianym i był prawie nagi. Na rękach i nogach czuł chłód. Spojrzał na nie. Nie możliwe. Na przegubach i kostkach miał założone łańcuchy. Jak zdążył się zorientować był nimi przykuty do owej rzeczy, na której leżał? „W filmie nie było nic o łańcuchach” – pomyślał –„Oni używali tan tylko sznura”. Momencik, co tam było dalej?” Mały usiłował przypomnieć sobie fabułę. „A tak okup” Tyle, że ten dzieciak z filmu był synem multimiliardera, a on jakoś nie przypominał sobie, aby jego rodzina miała jakieś nadzwyczajne zapasy gotówki. Więc co chodziło? W małej główce Yukiru, opuszczonej już od jakiegoś czasu przez demony nie mieściło się to. Zamknął oczy. Czuł się zmęczony, chciał zasnąć. O ucieczce nie myślał. Łańcuchy trzymały go mocno. Jakiekolwiek próby uwolnienia nic by nie dały.

*****

Risa przebudziła się z krzykiem. Usiadła na łóżku i napotkała twarz ojca. Był w piżamie, ale nie robił wrażania zaspanego. Bo też i nie spał jeszcze tej nocy. Nie mógł zasnąć. Męczyło go to, co stało się tego dnia. Ta dziwna energia wokół domu Asakurów, znikniecie chłopca, „choroba” Risy. Dziewczynka ciągle odczuwała ból. Ogniste dreszcze nie dawały jej spokoju ani na chwile. Nie narzekała. Poza cichymi jękami, a od czasu do czasu także rozdzierającego krzyku, w chwilach, gdy ból wykraczał poza skalę nie mówiła o tym, nie skrzyła się. Len widział to i naprawdę miał ochotę uciec. To, co działo się z jego najmłodszym dzieckiem przezywał wręcz niewyobrażalnie mocno. Nie mógł znieść jej cierpienia, to tego stopnia, że miał ochotę uciec, chować się gdzieś i wrócić, gdy będzie po wszystkim. Z drugiej strony nie chciał je opuszczać. Nie chciał, żeby pomyślała, że się boi, że jest tchórzem, chociaż bał się jak nigdy. Wewnętrznie aż nim targało z poczucia beznadziejnego strachu i bezsilności. W takich chwilach bardziej niż kiedykolwiek żałował, że nie ma przy nim ich matki. W takich chwilach przeklinał też wszystkich pijanych kierowców na całym świecie. Jakby nie taki jeden, co wsiadał po kielichu, to może sprawy ułożyłyby się inaczej? Tego nie wiedział, ale spędzał na gdybaniu tle czasu, że zdawało mu się, że wie. Coś opanowało jego umysł. Risa popatrzyła na niego ciepło. Mogłoby się wydąć, że to on jest potrzebuje pomocy, a nie ona. Złapał ją za rękę i przejechał delikatnie po je palcach. Spróbowała się uśmiechnąć, ale ból jej na to nie pozwolił. Jęknęła. Przytulił ją.
-Wszystko w porządku. Jestem tutaj...
Oczy dziewczynki płonęły. Już nie odbijał się w nich ogień. One same były ogniem. Len zobaczył to i puścił córkę.
Co tam Anna mówiła o płonących źrenicach po tym jak wreszcie ją docucili? Nie pamiętał dokładnie, ale jednego był pewien to ma jakiś związek z demonami. Risa z wściekłością kopnęła przykrycie. Rzuciła się na łóżku jak w ataku padaczki. Leny zdołał jakoś położyć jej rękę na czole. Natychmiast nasunęło mu się skojarzenie z rozgrzanym do białości żelazem. Gwałtownie cofnął dłoń. Gorączka szamanki nie była już wyrazem wędzi astralnej z księciem szamanów. Przynajmniej nie w całości. Dziewczynka ciągle przechodziła atak opętańczej epilepsji. Len osunął się na kolana. Nigdy nie myślał, że coś takiego go spotka...

*****

Rzuciła się jeszcze parę razy, poczym wyczerpana usunęła się na poduszkę. Oddychała szybko, przez usta. Jej oczy na powrót przybrały ciemną barwę.

*****

Gwiazdy zamigotały. Ta noc była ciepła i spokojna. Świat kręcił się swoim własnym rytmem nie zwracając uwagi na czyjekolwiek zmartwienia. Na czyjkolwiek ból. Wszystko było jak dawnej, tak samo jak od miliomów lat. Annę ten spokój drażnił. Dla niej nic nie było po staremu. Nie mogła spać. Nawet nie próbowała. Klęczała tylko na podłodze w pokoju synka. Płakała cały czas. Nie mogła uwierzyć w to, że go nie ma. Nie wiedziała gdzie go szukać. Nie była pewna, co się stało. Yoh stał obok. Sam ledwo tamował płacz i to tylko, dlatego, że nie chciał dodatkowo jej martwić. Nie znaczy to, że było mu łatwo. Tylko on wiedział, co przechodził. W pewnym momencie coś jednak wpadło mu do głowy. Odlazł Amidamaru i zapytał:
-Czułeś to? Możesz powiedzieć, co to było?
-Demony ognia. Małe, ale silne. – Przez chwile szukał słowa – Demony żywiołów.
-Myślisz, że...
-Nie jestem pewien, ale jeśli to on, to nie zazdroszczę ci rodziny.
-No, ale przecież pokonaliśmy go.
-Nie do końca...
Szaman westchnął czy to możliwe, że to był Hao? A jeśli tak, to, dlaczego czepia się dziecka, a nie jego? I dlaczego robi takie podchody? Nie potrafił na to odpowiedzieć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kumiko
Kandydat na Szamana



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Magiczna Polana

PostWysłany: Sob 13:24, 25 Mar 2006    Temat postu:

Kilka punktów xD
1. Świetne
2. Świetne
3. Świetne
4. Nie mogę się doczekać następnej części^^
5. Świetne
6. Wspaniałe opisy, ja w ogóle nie umiem ich pisać xD
7. Świetne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Sob 23:36, 25 Mar 2006    Temat postu:

Dzięki Kumiko...przynajmniej ty coś napisałaś....

A co do mnie....sama z sobą nie wytrzymuje, albo nie mam wcale weny, albo mam je za dużo...a to efekty....tak sobie myśle, czy to nie zadużo zdradza, ale no cóż to dobry moment, na wyjaśnienie paru spraw. ze wszgędu na kontest odcinka...(no to miłego czytania)

Odcinek XIII- Marwel

Brązowowłosa dziewczyna w szkolnym mundurku szybko biegła po chodniku. Płaskie obcasy jej półbutów uderzały mocno o płytki, robiąc przy tym dość dużo hałasu. Obcasy może i były niskie, ale przy tym też wyjątkowo stukające. Dziewczynę zazwyczaj to denerwowało, ale dziś nie zwróciła na to uwagi. Spieszyła się gdzieś. Kołnierzyk bluzki i fałdy spódnicy falowały w powietrzu. Dziewczyna nie zwalniała. Biegła tak od godziny, a mimo to nie czuła się zmęczona. Nie spociła się też za bardzo. Na twarzy miała wyraz najwyższego skupienia. Minęła park, wbiegła na jedną z głównych ulic. Potraciła kilku przechodniów. Niektórzy podgrodzili jej palcem, inni stanęli osłupiali. Ani na jednych, ani na drugich nie zwróciła uwagi. Miała tylko jeden cel. Cel położony na drugim końcu owej ulicy, czy też alei. Tak właściwie to nigdy nie zastanawiała się, czym jedno różni się od drugiego. Wiedziała za to, że ma do przebiegnięcia jeszcze dość spory dystans, na końcu, którego nie była pewna, co ją czeka. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie to nic miłego. Można by powiedzieć, że doskonale wiedziała, czego nie może się tam spodziewać. Cokolwiek by tam na nią nie czekało to na pewno nie był to odpoczynek. Zwolniła nieco. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że wcale nie ma ochoty tam iść, ale nie mogła się już wycofać. Obiecała ojcu, że to zrobi. I nie chciała go zawieść. Może nie była zachwycona faktem, że oboje narażają się dla chłopca, który jest dla niej obcy. Zdawało jej się, że dla kogoś nieznanego, to zbyt duże poświecenie w końcu przez próbę ochrony tego małego jej ojciec mało nie zginął. Ponownie przyśpieszyła. Przednią zamajaczył jakiś prostokątny budynek. Uśmiechnęła się gorzko. Była prawie na miejscu.

******

Budynek wnosił się na wysokość kilku do kilkunastu metrów nad ziemią, jeśli zaś idzie o szerokość, to jak stwierdziła dziewczyna mógłby zająć dwa boiska piłkarskie. Nie miał drzwi. Wejście zagradzała tylko stalowa roleta. Widniał na niej wykonany czerwoną farbą napis „Magazyn” oraz logo jakieś firmy (lecący ptak w kole). Nic jednak z tych rzeczy nie było dla uczennicy istne. Dla niej było ważne to jak w miarę dyskretnie dostać się do środka, a na to nie miała żadnego pomysłu. Obeszła magazyn do koła. Obejrzała uważnie z każdej strony. Powinno być tam jakieś tylne wejście. Tak myślała. Z telewizji pamiętała, że wszystkie takie obiekty maja tylne wyjścia. No najwyraźniej nie koniecznie. Ten nie miał ani tylnego wejścia, ani nawet zewnętrznej drogi na dach. Podrapała się w głowę. Albo poczeka, aż ktoś łaskawie otworzy te stalowe wrota i wsunie się niezauważona, albo sama zrobi sobie wejście, hałasując przy tym ile się da. Wybrała drugą opcję. Odsunęła się nieco od budynku. Stanęła bokiem i skrzyżowała ręce na piersi.
-Logan! – Dokładnie w tym samym miejscu, w którym stała wcześniej pojawił się olbrzymi ciemny kształt, cały jakby zbudowany z trójkątów i kwadratów. Połączonych ze sobą jakby stalowymi stawami. Dziwadło stało na dwóch odwróconych, to jest skierowanych wierzchołkiem w dół trójtaktach, które można by nazwać nogami. Tam gdzie powinny być ręce znajdowały się takie same, tyle, że znacznie mniejsze trójkąty. Szerokie w okolicach ramion wąskie w miejscu nieistniejących dłoni. Głowa ducha miała kształt półkola, najeżonego wielkimi kocami w każdym punkcie. Z dziwacznych ramion postaci zwisały dwa kawałki czarnego materiały. Przypomniało to strzępy peleryny, lub nieudane skrzydła. Dziewczyna wyciągnęła przed siebie prawą dłoń. Jej palec wskazujący wskazał na roletę z logiem firmy.
-Wybuch supernowej! – Krzyknęła
Przed duchem pojawiło się coś, co wygadało jak żółty balonik. Logan wyprostował oba trójkątne ramiona, poczym z całej siły uderzył w balonik. Pękł rozpryskując przy tym niczym fajerwerki w noc sylwetową. Kolorowe rozbłyski skupiły się w jednym miejscu, tworząc tym samym tęczową kulę. Duch odpił ją jednym machnięciem ręki. Kula uderzyła w stal rolety. Szamanka zasłoniła oczy. Okolica została rozjaśniona przez oślepiające białe światło, mimo iż był środek dnia. Potężny huk napełnił powietrze. Dziewczyna spojrzała na swoje dzieło, to jest na ogromną dziurę w wejściu do budynku. Teraz nie mogła się już wycofać. Ruszyła, więc biegiem w tamtą stronę. Dziwadło pognało za nią. Jak na coś bez stóp, oraz tak niezdarnym wyglądzie duch poruszał się bardzo szybko.

******

Yukiru usłyszał huk, podobny nieco do wybuchu. Uniósł głowę, ale nic nie zobaczył. W koło panowała ograniczjaca widoczność szaruga, a do tego otaczali go jacyś ludzie. Słyszał ich rozmowy. Żadnego z tych głosów nie znał. Nie pamiętał też, żeby wcześniej ktoś go pilnował, łańcuchy trzymały go dobrze. W nocy to wystarczyło, czyżby coś się zmieliło? Może te łańcuchy wcale nie są aż tak mocne, albo... Właściwie to nie wiedział, co „albo”, jednak nawet on rozumiał, że coś się dzieje. Coś, co na pewno je jest po myśli porywaczy. Po usłyszeniu owego dźwięku strażnicy podnieśli się z prowizorycznych krzeseł, na których do tej pory siedzieli gadając podwórkową łaciną nie wiadomo, o czym (jedyne, co dało się zrozumieć to pewne słowo na „k”) i zaczęli się kłócić miedzy sobą o to, kto z nich ma sprawdzić, co się dzieje. Po kilku sekundach bezowocnej kuchni wpadli na pewien dość inteligentny, jak na ich sposób. Mianowicie postanowili zagrać w marynarza. I tu odwiercał się przed nimi kolejny problem, a mianowicie, które liczby są parzyste, a które nie. Problem ich został nierozwiązany. Na szczęście dla ich już chwile potem rozwiązał się sam, bo „intruz” sam odlazł ich kryjówkę.

******

U wejścia do sali stała niewysoka dziewczęca postać. Za jej plecami nosił się „geometryczny” duch lekko machając zwisającymi z jego barków kawałkami materii, które tak naprawdę były parą skrzydeł.
-Co to u licha? –Zapytał jeden z nich o wygodzie nieco zbyt napakowanego kulturysty, jak zresztą wszyscy pozostali. Było tu ich czterech. Ona jedna, jeśli nie licząc ducha, a jednak nie bała się. Nie drgnęła nawet o pół centymetra, gdy zaczęli się do niej zbliżać, chociaż w rękach trzymali żelazne drągi i kije baseballowe połyskujące jakimś słabym światłem. Ci niezbyt inteligentni panowie byli szamanami i jak widać potrafili nawet wykonać kontrolę ducha. Dziewczyna mierzyła ich wzrokiem. Ich foriyoku nie wydawało się duże. Powinno puść gładko. Podeszli zaczęli atakować. Od niechcenia pełnym gracji, niemalże tanecznym krokiem zeszła z nimi fali ich energii.
-Logan!
Duch zagrodził im drogę. Zakręcił tułowiem, rozkładając przy tym ramiona w kształt krzyża. Trzech opryszków wpadło prosto na tą karuzelę. Zostali wyrzuceni w górę. Upadli kilka metrów dalej. Ciągle jednak mieli kontrolą ducha. Czwarty z nich uniknął ciosu, bo jakimś cudem wykonał unik w odpowiedniej chwili. Dziewczyny nie wyprowadziło to równowagi. Zawoła swojego stróża. Zawisł nad nią w powietrzu. Wydając polecenie ataku wskazała palcem na nowo uformowany szereg „kulturystów” jak nazywała ich w myśli. Dziwadło odrzuciło ich ponownie. Ich media cały czas świeciły słabym foriyoku, ale jakoś żaden z nich nie atakował. Za to ich przeciwniczka bez przerwy „bombardowała” Logana jakimiś strasznie brnącymi poleceniami.

*****

Chłopczyk z przerażeniem i niedowierzaniem patrzył na to, co się działo. Odwracał głowę, szukał wzorkiem nieznajomej, ale wszędzie unosiły się kłęby kurzu, zasłaniające walkę.
-Logan dość tego, kończymy! – Głos dziewczyny miał w sobie ogromną siłę. Przeciwnicy zamarli. Dziewczyna wskazała na nich palcem.
-Uderzenie meteorytu!
Duch nagle obił się od podłoża i wykonał coś na wzór salta. Poczym uderzył w zwartą grupę czterech szamanów tak szybko, że nie zdarzyli uciec. Upadli. Ich kontrola ducha została całkowicie złamana, a że mieli już nawet grama foriyoku, to nie mogli jej odnowić. Więcej, po ostatnim ataku nie mogli się nawet ruszać. Cześć z nich wołał mamusię. Pozostali nie mili siły nawet jęczeć. Dziewczyna podbiegła do ławy, na której leżał chłopiec. Widząc, że mały troszkę się jej boi natychmiast ukryła swojego ducha, poczym pogłaskała Yukiru po głowie
-Nic ci nie zrobię. Przyszłam ci pomóc. Uwolnię cię. – To mówić wypięła z włosów wsuwkę i zaczęła majstrować nią przy zamku od kajdanek. Już prawie ściągnęła pierwszą bransoletkę, gdy automatycznie otworzyły się przesuwane drzwi, po drugiej stronie sali.
-Miło cię tu widzieć Mileno. Chociaż twój tatuś postąpił nierozsądnie wysyłając cię tutaj. No cóż nigdy nie grzeszył rozumem. – Powiedział zimny głos należący do jakiegoś szczupłego, rosłego osobnika w długich szatach ognistej barwy. Jasne, długie włosy zakrywały jego ramiona. Dziewczyna wyprostowała się.
-Marwel – szepnęła w jej głosie czaiła się zgroza.
-Co? Nie liczyłaś, że spotkasz mnie osobiście? Ech Milenko członkom twojej rodziny należą się wszelkie honory. Ładnie poradziłaś sobie z moimi strażnikami. Fakt, że nie są ani zbyt silni jako szamani, ani zbyt inteligentni, ale ich wygląd robi wrażenie, prawda?
-Kupa sterydów w mięśniowej oprawie. – Zakpiła. – Niby, jakie to miałoby zrobić na mnie wrażenie?
Zaśmiał się. Za jego placami pojawił się czerwony olbrzym. Źrenice dziewczyny rozszerzyły się. Obok niej pojawił się Logan.
-Podoba ci się mój duch-stróż? – Zapytał obojętnym tonem Marwel.
-On nigdy nie był twój i nie będzie! Ty złodzieju duchów!
-On jest mój. – Stwierdził spokojnie – Już jest mój, bo wykonuje moje polecenia. – Ziewnął demonstracyjnie.
Milena zacisnęła żeby, zacisnęła obie dłonie w pięści. Robiła się coraz bardziej wściekła. Aż swędział ją język i palce, od chęci przeprowadzenia jakiegoś ataku. Rozsądek podpowiadał jej jednak coś zupełnie innego. Kilka głębokich oddechów pomogło jej opanować nerwy. Jej twarz przybrała spokojny wyraz. Tylko w oczach pozostała nienawiść i resztka gniewu.
-Tak lepiej. – Marwel wydawał się zadowolony – Zmartwiłbym się, gdym musiał walczyć ze wściekłą szamanką, to było by zbyt proste. Swoją drogą tak się poświęcać dla kogoś, kogo się nawet nie zna... I robić coś, czego się nie rozumie. Bo co ty wiesz o tym chłopcu? Co cię on obchodzi?
-Znam ciebie. – Odpyskowała – To mi wystarczy.
Uniósł do góry rękę.
-Ech kończmy tą potyczkę słowną. Zobaczymy jak pójdzie ci prawdziwa walka.

******

Wytworzył silną kontrole ducha, poczym kazał mu atakować. Milena odskoczyła, Logan wytworzył na jej rozkaz coś na podobieństwo tarczy pola siłowego. Płomień, to jest pocisk wystrzelony przez czerwonego, rozpadł się w zetknięciu z ową niewidoczną barierą. Na ustach szaman pojawił się wredny uśmiech. Manewr przeciwniczki spodobał mu się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kumiko
Kandydat na Szamana



Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Magiczna Polana

PostWysłany: Nie 0:47, 26 Mar 2006    Temat postu:

Już nie mogę się doczekać następnej części, jestem strasznie ciekawa co się stanie dalej xD
Masz świetne pomysły^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Nie 13:22, 26 Mar 2006    Temat postu:

Wszystko się pogmatwało, ale mam nadzieję, że Milena pokona tego gościa... Ech.. cóż mogę rzec poza tym? Jak zwykle genialnie napisane. I tyle^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 14, 15, 16  Następny
Strona 7 z 16

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin