Drugie FF by Daryśka xD
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 16, 17, 18  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Śro 19:26, 19 Lip 2006    Temat postu:

Buhahahahahah... co prawda zgadłam podczas naszej rozmowy co mu będzie ale i tak mi go szoda..
(r: prawie..)
No racja. W końcu to Hao, nie?^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaja
Szaman



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland

PostWysłany: Śro 19:48, 19 Lip 2006    Temat postu:

*wyciaga paczkę chusteczek* Udało ci się doprowadzić mnie do łez. Boskie. Fajnie, że się "ruski miesiąc" spodobał xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Śro 21:33, 19 Lip 2006    Temat postu:

Kaede, źle mnie zrozumiałaś... to NIE będzie para... mimo usilnych starań ze strony wiadomego osobnika ^^' Ale ja już milczę jak grób...
No i niech Wam Haosia szkoda nie będzie - Daria mu tylko same końcówki obcięła ^^' Włosy dalej ma długie... tylko kilka centymetrów ubyło...
No i tak, gdyby nie Kajtuś, to pewnie ciągle bym się zastanawiała, czym Daria ma zagroziź Haosiowi...
No i ostatnią napisaną część daję... dalej już nie mam nic, bedę musiała znowu przysiąść i pisać...

27. Odchodzę, wyjątkowo miła rodzinka i kto łapie stopa.
Od czasu incydentu z rozdwojonymi końcówkami Hao stał się w stosunku do mnie potulny jak baranek. Wiedział, że w każdej chwili może mi się wypsnąć kilka słów na temat jego fobii, więc praktycznie w każdej sytuacji miałam nad nim przewagę. A przynajmniej do czasu, kiedy byłam potrzebna do trzymania Mikihisy przy Yoh.
Hanagumi zachowywały się przy mnie nienaturalnie sztywno, a cała reszta sługusów Hao unikała mnie jak ognia. Widać zauważyli, że między mną a Hao musiało dojść do jakiegoś spięcia. Sam Hao też stracił humor, ciągle gapił się na mnie spode łba, kiedy myślał, że go nie widzę. A kiedy był przekonany, że go widzę, to zachowywał się jak nie Hao. No, a przynajmniej na moje wyczucie...
***
Mam już dość!
[T: Czego?]
Tej durnej misji! Włóczymy się za nimi całymi dniami i co z tego mamy?! Nic! A Mikihisa już nawet nie raczy odpisać!
[T: To zrezygnuj.]
A żebyś wiedziała, że to zrobię!
***
-Hao! Hao, gdzie się szwendasz, jak cię wołam?!
Twarz długowłosego Asakury stężała z gniewu. Wyraźnie zaczynałam go irytować. I dobrze. On mnie też irytuje.
-Odchodzę.
Spojrzał na mnie, teraz już wściekły.
-Że co?!
-Umyj uszy, nie lubię się powtarzać. Odchodzę.
Zaniemówił. I dobrze. Z dwojga złego wolę, żeby zaniemówił, niż spopielił mnie żywcem. Nim zdążył odzyskać mowę w gębie, ja już poszłam. Wcześniej byłam spakowana, więc żadnych przeszkód nie widziałam. Po chwili jednak te przeszkody usłyszałam.
-Złapać mi ją! I przywlec, ale żywą!
[T: W nogi!]
Nie musisz powtarzać!
Zaczęłam biec. Jakieś sto metrów dalej zaczynał się wąwóz. Wbiegłam do niego. Za sobą wyraźnie słyszałam sporą grupę ludzi. Nieduże skały, kilka grot... dokładnie to, czego mi trzeba! Wbiegłam do trzeciej groty po prawej i przykucnęłam, chowając się za skałą. Serce tłukło mi się niemiłosiernie. Z zewnątrz dochodziły różne głosy.
-Przeszukać wszystkie groty! –To chyba Kanna...
-Mari nie lubi szukać... –Nawet nie muszę się zastanawiać, kto to powiedział.
-Han! Zabierz tą swoją pandę ze mnie! –udarła się Machi.
-Ona się tylko łasi... –i odpowiedź Hana.
-Uspokójcie się i szukajcie! –warknął Ramiro. –Borys, ruszyłbyś się!
Następnie rozległo się kilka fałszywych akordów i ogólny jęk zagłuszył wycie braci Zen. A ja siedziałam w tej grocie jak na szpilkach. Aż nagle... czy ja słyszę warczenie silnika? Strzały? Przekleństwa?
-Marion! Marion, córeczko! –wrzeszczy jakaś kobieta.
Wszelkie odgłosy ucichły... a ja zastanawiałam się, czy mogę już bezpiecznie wyjść...
***
W końcu zdecydowałam się opuścić grotę. Na zewnątrz zobaczyłam czarnego jeepa i trzyosobową rodzinkę, usiłującą doprowadzić koła pojazdu do porządku. Niewiele myśląc, zaoferowałam im swoją pomoc.
-Padre! Padre! –udarł się jakiś chłopczyk, wskazując na mnie palcem.
Starszy mężczyzna oderwał się od kół i przeszył mnie wzrokiem. Zaczął szybko i głośno coś mówić, sporo przy tym gestykulując.
[T: Po jakiemu on mówi?]
Zbierając wszystko do kupy, wnioskuję, że po włosku. A ja nie znam włoskiego! Zaklęłam dosyć brzydko po polsku. I w tym momencie, nie uwierzycie, zza samochodu wyszła wysoka blondynka w średnim wieku.
-Mówisz po polsku, bambini?
Ja ci dam bambini, ty stara kwoko!
-A nie widać?
Blondynka rzuciła mi się na szyję i zaczęła mnie regularnie dusić.
-Jak miło spotkać rodaka! W życiu bym się tu nie spodziewała...
-Dusi mnie pani!
Puściła mnie, po czym zaczęła przemowę po włosku do, jak się domyśliłam, męża i syna.
-Antonio...-dalej nie słuchałam... zresztą i tak bym nie zrozumiała.
***
Siedzę na tylnym siedzeniu jeepa z małym smarkaczem o imieniu Pablo i staram się nie stracić nad sobą panowania. Tak, Daria, spokojnie Daria...
-Pablo, zostaw Tarę! –wrzasnęłam w końcu.
[T: Dzięki! Już ledwo wytrzymywałam...]
Pablo wypuścił Tarę, której zawzięcie usiłował skrzydełka wyrwać. Wiem, sama nie raz to chciałam zrobić, ale nigdy jakoś nie zrobiłam...
***
W czasie jazdy dowiedziałam się od pani Phauny praktycznie wszystkiego o ich rodzinie. No i to był wystarczający powód, żeby już na miejscu od nich uciekać.
[T: Więc może streścisz mi to po japońsku? Jakoś polskiego nie łapię...]
Dobra. Więc od początku. Jadę jeepem z rodzinką Phauna. Don Antonio Phauna, kierowca i jednocześnie głowa rodziny, jest szefem włoskiej mafii. Jego żona, Donna Anna Phauna, jest polką z pochodzenia i matką dwójki dzieci. Jedno z tych dzieci, Pablo Phauna, siedzi obok mnie i usiłuje udusić Tarę, kiedy myśli, że go nie widzę. A drugie z tych dzieci zostało dawno temu porwane przez konkurencyjną włoską rodzinę. Kiedy rodzina Phauna wytłukła już wszystkich porywaczy, okazało się, że małej, pięcioletniej wówczas Marion nie było już nigdzie we Włoszech. No i teraz nagle odnalazła się w grupie Hao.
[T: O rrraju!]
Dokładnie...
***
Jedziemy dalej. Tara schowała się przed tym smarkaczem, Pablo, w moim plecaku. No i nagle, bez ostrzeżenia, z przekleństwem na ustach, Don Antonio Phauna zahamował. Czemu? Bo na drodze stał jakiś dzieciak z zieloną czupryną i łapał stopa. Kretyn, mogliśmy go przejechać!
[T: Morphine!]
Tak, byłby później na morfinie i...
[T: Nie! Morphine! Moja siostra! Jest tu Morphine!]
Don Antonio otworzył okno i zaczął się drzeć na chłopaka. Wtedy zza skały wyszedł cały oddział uzbrojonych ludzi w kretyńskich białych mundurkach, ciągnący za sobą jakąś kupę żelastwa na kółkach.
-Chcieliśmy prosić o podrzucenie nas do najbliższego miasta.
Niestety w autku nikt oprócz mnie japońskiego nie znał, więc musiałam za tłumacza robić. Sytuacja wyglądała następująco. Blondyn w okularkach, przedstawiający się jako Marco, mówił po japońsku, ja tłumaczyłam na polski, a Donna Anna Phauna na włoski. A później mówił Don Antonio Phauna i kolejność tłumaczenia się odwracała.
***
Ciasno się strasznie zrobiło, kiedy ten cały oddział wcisnął się do środka. Kupy żelastwa nie chcieli zostawić, więc ciągnęliśmy ją za sobą jak przyczepkę. I z obecnej sytuacji cieszyły się chyba tylko dwie istoty. Na dodatek obie martwe. Tara i Morphine.

No i po przeczytaniu tego wiedzcie, że pisałam to z wyjątkowo wredną Wen - była, ale nie chciała współpracować =='
No i od razu mówię, że jeśli ktoś ma jakieś życzenia, pomysły czy informacje, które mogą pomóc mi w pisaniu tego ficka - jestem w pełni otwarta na propozycje ^^' Bo jak do tej pory taka otwartość wychodzi temu opo zdecydowanie na plus xD'


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Czw 11:15, 20 Lip 2006    Temat postu:

Shok Morphine i Tara? No no w życiu bym nie pomyśklała, że to siostry Morphine jest taka...no fajna, a Tara...uuuu
Marion ma fajna rodzinkę, wiesz już mi się mula fakty z wyobraźnią....ech to tłumaczenie, badzo wygodne, nie ma co....Tylko wydawało mi sie, że Marco powiniem zać włoski (ma takie jakieś włoskie imię....)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaede
Szaman



Dołączył: 18 Gru 2005
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec (i tak nie wiecie gdzie to jest)

PostWysłany: Czw 13:43, 20 Lip 2006    Temat postu:

Haha, będzie na morfinie!!!*płacze ze smiechu* Morphine-morfina!!!! hahahahaha!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaja
Szaman



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland

PostWysłany: Czw 17:53, 20 Lip 2006    Temat postu:

a ja to wiem, ja to już czytałam! Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Sob 21:00, 22 Lip 2006    Temat postu:

Jak to wiesz, to się nie chwal Kajtuś ;p zresztą dużo Ci to nie dało, bo przecież zaraz popełzło też na forum... a że jęczałaś o literki, to dostałaś ^^'
Ive, masz rację! Jaka wpadka! Toć Marco powinien znać włoski... dobra, przemilczmy moje niedopatrzenie ten jeden raz i załózmy, że w mojej wersji Marco nie zna włoskiego... nie uczył się pilnie przez całe ranki ze swojej pierwszej włoskiej czytanki, to teraz nie umie ^^'

No i pora na kolejny part, napisany dosłownie przed chwilą w momencie nagłej aktywności Wen ^^'

28. Pozbywamy się X-Laws, nocne atrakcje w motelu i znowu bawimy się w tajne agentki.
Jedziemy, ściśnięci w aucie jak za duże sardynki w za małej puszce. Na dodatek wszystkich denerwuje podwójne migotanie. Ja natomiast postanowiłam zainteresować się właścicielem siostry mojego stróża. Czyli w skrócie tym gościem z zielonymi kudłami.
-Eee... Morphine jest Twoja?
-A Tara twoja. –stwierdził.
Skinęłam głową.
-Daria jestem.
-Lyserg Diethel.
Uścisnęliśmy sobie dłonie. Dalsza jazda zeszła na narzekaniu, moim i Lyserga, na dokuczliwość duchów kwiatów.
***
-Przepraszam... przepraszam, pani Anno!
-Tak, Daria? –Donna Anna Phauna wykręciła głowę, żeby na mnie spojrzeć.
-Czy nie moglibyśmy... trochę zwolnić?
Pani Phauna przekazała stosowne instrukcje mężowi. Ja wyjrzałam za okno i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jesteśmy sami na drodze.
-Drogówka już za nami nie jedzie? –zdziwiłam się.
-Zgubiliśmy ich jakieś trzydzieści kilometrów temu... wytrzymali dłużej niż ostatnio!
Więcej starałam się nie wtrącać w styl jazdy pana Phauny.
***
W końcu dotarliśmy do pierwszej lepszej mieściny. Tam wszyscy umundurowani X-Laws wysiedli, odczepili kupę żelastwa, podziękowali za podróż i się zmyli. Tara i Morphine wręcz płakały z powodu rozstania. Ale ja postanowiłam zostać z państwem Phauna.
***
Zatrzymaliśmy się w tej mieścinie, w której pozbyliśmy się X-Laws. Donna Anna Phauna zdawała się mnie lubić i wręcz prosiła, żebym z nimi podróżowała.
[T: A ja myślę, że ona na nadzieję na twoją pomoc w odbiciu Marion z rąk Hao.]
Bredzisz. Jest miła i to wszystko.
[T: Gdyby była miła, to kupiłaby temu swojemu Pablo smycz! Smarkacz o mało skrzydełek mi nie powyrywał!]
***
W nocy obudziły mnie jakieś dziwne dźwięki. Ociągając się jak to tylko możliwe, wstałam. Tara, czy coś się dzieje?
[T: Mogę się mylić, ale chyba ktoś okrada Phaunę.]
Którego?
[T: Tatusiowatego.]
Wstałam i na palcach zakradłam się do drzwi. Wyszłam na korytarz motelu, w którym wszyscy nocowaliśmy. Najciszej jak umiałam podeszłam do odpowiednich drzwi i przystawiłam do nich ucho. Chrapanie pana Phauny wyraźnie wskazywało, że jego nocne hałasy nie ruszyły. Ale to nie był jedyny dźwięk dochodzący z jego pokoju. Nacisnęłam klamkę. Drzwi bez oporu ustąpiły. Dziwne. Wydawało mi się, że to właśnie pan Phauna przypominał podczas kolacji, że mamy zamykać drzwi...
[T: Patrz! Łóżko!]
Stanęłam w progu, niezdolna wypowiedzieć choćby słowo. Spod łóżka pana Phauny wystawał sporych rozmiarów zadek w kwiecistej spódnicy i puty na niewysokim, szerokim obcasie. Po chwili spod mebla wyłoniła się postać staruszki, ściskającej w dłoniach woreczek z dziwnie podejrzaną zawartością. Spojrzała na mnie i zamarła. Doszła do siebie jednak szybciej niż ja i rzuciła się do ucieczki.
[T: Daria! Rusz się! Okno!]
Skoczyłam w ślad za babcią, która już jedną nogą była po drugiej stronie okna.
-Złodzieje! –udarłam się.
Pan Phauna zerwał się z łóżka i zaczął nieprzytomnie rozglądać dookoła. Zanim pojął sytuację, ja dopadłam do okna. Udało mi się chwycić staruszkę za rękaw. Szarpnęła się i wyrwała na wolność. Uciekła. A ja o mało nie wypadłam z okna. Gdyby nie pan Phauna, to musiałabym szukać dentysty po dosyć bolesnym zderzeniu z ziemią. Kiedy już siedziałam bezpiecznie w pokoju, Don Antonio Phauna zanurkował pod łóżkiem i wyjął trzy torebki, zawierające jakiś biały proszek. Wymamrotał coś po swojemu, nawet nie wiem, czy przekleństwo, czy coś innego.
***
[T: Ona wróci tu tej nocy.]
Co?
[T: Ta złodziejka wróci, czuję to w kościach!]
A ty masz w ogóle kości?
Tara prychnęła wściekle i zatrzepotała skrzydełkami.
[T: Nie ufasz przeczuciom ducha?]
Dobra, dobra... to co robimy? Zasadzkę?
[T: Nie... ona już ‘coś’ ukradła. Nie sądzisz, że przydałoby się to odzyskać?]
Czyli ją śledzimy?
[T: Bingo.]
***
Zaczaiłam się w krzakach pomiędzy trzema możliwymi drogami ucieczki z motelu. To jest miałam na oku okno pana Phauny, wejście główne i schody do ewentualnej ucieczki przed pożarem. Tara natomiast obstawiła drugą stronę budynku. Teraz pozostaje tylko czekać.
***
[T: Obudź się! No, obudź się!]
-Co, gdzie, kiedy, jak?! –zerwałam się w krzakach.
[T: Ciszej! Zasnęłaś, aż szkoda mi było cię budzić. Sama obserwowałam cały budynek. A nasz ptaszek przyfrunął od strony wejścia głównego.]
Usadowiłam się wygodniej w krzakach i czekałam. W końcu wejściem głównym wyszła wolniutko staruszka. W słabym świetle latarni ulicznej bez problemu ją rozpoznałam. Kwiecista, ale mimo to ciemna spódnica, czarna bluzka, skórzane rękawiczki, buty na niewysokim i szerokim obcasie a do tego jeszcze opaska na włosy i okulary-połówki. I trzy worki pana Phauny w pośpiechu upychane do całkiem sporej torebki. Gdy tylko staruszka nas minęła, zaczęłam skradać się za nią.
***
-Iryd, wyłaź! –skrzeczała staruszka, waląc z niesamowitą jak na osobę w jej wieku energią w obskurne drzwi przyczepy campingowej. –Iryd!
Przesunęłam się w krzakach tak, żeby lepiej widzieć. Z przyczepy dało się słyszeć narzekanie. Donośny huk oznajmił, że jej mieszkaniec najprawdopodobniej zrzucił coś na ziemię. Następnie dało się słyszeć przekleństwo i znowu pukanie staruszki zagłuszyło wszelkie odgłosy. W końcu drzwi się otworzyły. Stał w nich wysoki mężczyzna, dosyć mocno opalony. Długie, kruczoczarne włosy miał zapleciony w dosyć staranny warkocz. Z ucha zwisał mu sporych rozmiarów kolczyk.
-Mówiłam, że zdobędę towar? No, to teraz kasa.
-Wszystko masz? –burknął mężczyzna. –Nie było problemów? No wiesz... tych szamańskich też?
-Nie, głuptasie. Wczoraj jakaś smarkula mi przerwała, ale dzisiaj spał jak należy. Jednak te wasze tradycyjne środki nasenne nie są wcale takie głupie. A teraz dawaj kasę.
Mężczyzna zniknął w przyczepie, po czym wrócił z workiem. Otworzył go, a staruszka zajrzała do środka. Uśmiechnęła się i przyjęła zapłatę. W zamian wręczyła mężczyźnie trzy woreczki ukradzione panu Phauna.
-Mam tylko nadzieję, że nikt niczego nie zauważy. –mruknęła babcia. –Nie chciałabym mieć tych twoich na karku...
-Wiem. –burknął mężczyzna. –Niech się babcia niczym nie martwi, już ja wiem, co z tym zrobić.
-No ja myślę, Iryd! Bo tak się składa, że szczególnie Goldvy nie chcę mieć na karku...
Pożegnali się i babcia poszła w sobie znanym kierunku. A ja pomyślałam, że wiem, gdzie rano przyprowadzić pana Phaunę. Sądząc po pistoletach, które zauważyłam w jego teczce, już on sobie poradzi z tym całym Irydem. Po cichutku wycofałam się na taką odległość, gdzie nikt nie mógł mnie zauważyć. Wróciłam do hotelu i położyłam się spać. Do rana i akcji odbijania woreczków pana Phauny jeszcze trochę czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaede
Szaman



Dołączył: 18 Gru 2005
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec (i tak nie wiecie gdzie to jest)

PostWysłany: Nie 15:27, 23 Lip 2006    Temat postu:

Eeee..Czy te woreczki to przypadkiem nie była koca? No nie, ja dymam bo jeszcze bo mnie za głupote zabijesz^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Nie 15:39, 23 Lip 2006    Temat postu:

Dobra, bierzymu porawke na Marco, może to Hiszpan? (ja i te moje pomysły)
Po zatym Wow! to się nazywa mieć nosa do pakowania się w kłopty...Iryd...fajne imie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina
Król Szamanów (!)



Dołączył: 17 Gru 2005
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Wiecznych Łowów

PostWysłany: Śro 13:15, 26 Lip 2006    Temat postu:

Hej a będą jeszcze X-laws??^^
(R: ty i ta twoja mania..)
Przynajmniej nie jestem uzależniona od rozdawania autorgafów jak niektórzy^^
(R ==')


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Czw 12:13, 27 Lip 2006    Temat postu:

Hmm... co do zawartości woreczków - Kaede, wcale Cię za głupotę nie zabiję ^^'
Iryda i resztę (skompletowałam już całą radę) wymyśliłam przeglądając książkę do chemii (trzy lata mam tą książkę, a pierwszy raz, dopiero po skończeniu gimnazjum, zajrzałam do niej z własnej, nieprzymuszonej woli... do czego to ficki człowieka doprowadzają? xD')
No i X-Laws... będą ^^' Nawet w tej części Very Happy

29. Szturm na Iryda, X-Laws wkraczają do akcji, wujcio znowu gdzieś mnie zabiera.
Przy śniadaniu pan Phauna wydawał się dość markotny. Pani Phauna poklepywała go co jakiś czas po ramieniu i najwyraźniej próbowała pocieszyć, lecz nic to nie dało. A mały Pablo chyba nic sobie z zaistniałej sytuacji nie robił.
[T: Kiedy zamierzasz im powiedzieć?]
Kiedy skończę śniadanie. Mam niemiłe przeczucie, że jak tylko im powiem, to wezmą mnie za łeb i każą prowadzić do tego całego Iryda...
***
-Pani Anno... –odezwałam się, gdy skończyłam paćkać jajecznicę przypominającą raczej kupę betonu, niż jajka. –Ja chyba wiem, gdzie są te woreczki pana Antonia...
Donna Anna Phauna podskoczyła na krześle, po czym zaczęła to wypytywać mnie po polsku o lokalizację skradzionych woreczków, to przekazywać radosne nowiny mężowi, który wlepił we mnie pełne nadziei spojrzenie. Po krótce wytłumaczyłam co i jak. Gdy tylko pani Phauna skończyła tłumaczyć, pan Phauna zerwał się od stołu. Wrócił z dziwnie podejrzaną jak na mój gust teczką i, za pośrednictwem żony, zażądał, żebym doprowadziła go do zbrodniarza.
***
Pod przyczepką campingową pan Phauna nie bawił się w żadne grzeczności. Wyjął z teczki pistolet z dosyć sporym tłumikiem i kopnięciem otworzył drzwi. Wpadł do środka niczym burza. Z czystej ciekawości też zajrzałam do środka. Za czysto to tam nie było.
[T: Za czysto?! Toż to istny chlew!]
Też można to tak określić. Pan Phauna przetrząsnął całą przyczepkę i znalazł dwa z pięciu skradzionych woreczków. Trzech skradzionych drugiej nocy brakowało. Wyszłam na zewnątrz i oparłam się plecami o przyczepę, kiedy zobaczyłam w oddali kompletnie zbaranianego faceta. Długi warkocz i kolczyk od razu rzuciły mi się w oczy, tak samo jak peleryna sędziego.
-Tu jest! –udarłam się.
Pan Phauna wyskoczył z przyczepy. Wskazałam palcem na indianina. Pan Phauna wycelował w niego i oddał strzał. Na szczęście sędzia miał dobry refleks. Uskoczył i przed następnym strzałem zasłonił się tarczą z ducha żółwia. Zaklął, po czym przywołał ducha jaguara i strusia. Jednego wsadził do lewego, a drugiego do prawego buta, po czym zwiał, aż się kurzyło.
***
W drodze powrotnej do hotelu natknęliśmy się na znajomą grupkę ludzi. X-Laws wyraźnie szli w przeciwnym kierunku, ale na nasz widok przystanęli. I zrobili coś, czego się nie spodziewałam. Każdy z nich wymierzył w nas lufę.
-Co wy... –zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć.
Marco strzelił. Do mnie. Widziałam wszystko jak na zwolnionym filmie. Kula leciała dokładnie w moją głowę wraz z ostrzem stróża przywódcy X-Laws. I wtedy świat rozmył mi się przed oczami...
***
-Jesteś cała? –znajomy i, co ważniejsze, przyjacielski głos doszedł mnie jakby z daleka.
Spojrzałam na tak dobrze znaną mi maskę i rzuciłam się Mikihisie na szyję.
-Wujek! –udarłam mu się do ucha. –Myślałam, że zginę!
I popłakałam się. Ale chyba każdy na moim miejscu dostałby lekkiej histerii, nie?
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że jestem na dachu hotelu. Obok leżał pan Phauna. Spojrzałam w dół i zobaczyłam biegnących w stronę budynku X-Laws.
-Mikihisa! –ryknął Marco. –Nie wtrącaj się!
Wujcio Maska uwolnił się z mojego uścisku i stanął na krawędzi dachu. Najspokojniej w świecie, jakby przed chwilą wcale nie uratował mnie, czy chociażby pana Phauny...
-Straciłeś chyba wyczucie, Marco... –odezwał się monotonnym i znudzonym głosem Mikihisa.
-Jak śmiesz! –prawie popluł się od wrzeszczenia Marco, jednocześnie wymierzając pistolet. –Oddaj nam ich, ale już!
-Nie. –odrzekł krótko wujek.
-Nie...? Tak po prostu, nie? –zdziwił się Marco, zapominając o tym, że miał wrzeszczeć.
-Tak po prostu. –zgodził się Mikihisa. –Daria nie jest po stronie Hao, szpiegowała go na moje polecenie. A rodzina Phauna usiłuje wyrwać mu Marion i zabrać ją bezpiecznie do domu. Też nie są po jego stronie.
Marco zmrużył oczy. Powoli opuścił pistolet.
-Jeżeli nadużywasz naszego zaufania... –wycedził powoli i przez zęby – to także ciebie uznamy za wroga.
-Zapytaj Żelaznej Damy, jeśli mi nie wierzysz. A teraz zmykaj bawić się swoimi pistoletami gdzie indziej.
Marco wyglądał, jakby miał ochotę udusić Mikihisę, ale posłusznie odszedł. Reszta X-Laws w milczeniu powlokła się za nim.
***
Zmuszona zostałam, niestety przez wujka, do pożegnania się z rodzinką Phauna. Szkoda, zdążyłam ich polubić.
[T: A ja się cieszę! To oznacza koniec tortur Pablo!]
Chociaż jeżeli z tej strony na to patrzeć... może masz trochę racji, Tara...
[T: Widzisz, zawsze słuchaj ducha, to dobrze na tym wyjdziesz!]
Jakoś wątpię w to stwierdzenie...
***
Znów musiałam się wlec z moim bagażem piechotą, za pogwizdującym jakąś nieznaną mi melodyjkę wujkiem. Stwierdził, że już pora, abyśmy doszli do celu naszej wędrówki przez pustynię. Powiedział też, że ja tam zostanę. Miałam, tam na miejscu, pilnować przybycia Yoh i informować o wszystkim wujka. Sam Mikihisa natomiast postanowił zająć się śledzeniem Hao osobiście.
***
-Wujku... –zapytałam, odrywając się od kolacji. –Czy Yoh urósł w siłę?
-Czemu pytasz? –zdziwił się Mikihisa.
-Bo Hao ciągle powtarzał, że bardzo mu na tym zależy.
-Skoro powtarzał, to pewnie myśli, że zrobimy mu na złość i powstrzymamy Yoh od rozwoju. I tu się myli. Co prawda nie zamieniłem z Yoh ani słowa, ale wiem, że i tak urośnie w siłę.
***
Doszliśmy w końcu do jakiś dziwacznych ruin. Wujek zaprowadził mnie w głąb opuszczonego dawno miasta. Długo schodziliśmy po jakiś schodach. W końcu doszliśmy do jaskini, która wyglądała, jakby świeciła na niebiesko.
-Idź do końca tunelu. Jak dojdziesz do masywnej ściany, to zapukaj najpierw trzy razy, później jeszcze dwa. Powinnaś bez problemu sobie poradzić. A temu, kto cię wpuści, powiedz, że przysyła cię Mikihisa. No, idź już.
Wujek wepchnął mnie do tunelu, a sam zniknął.
[T: Nie wydaje ci się to jakieś podejrzane?]
No ba! Jeszcze jak... ale skoro wujek udzielił takich wskazówek, to szkoda byłoby nie skorzystać... nie?
***
Przeszłam tunelem bez problemu. Doszłam do końca. Z czystej ciekawości obróciłam się za siebie. Wyjście było zablokowane. Lekko spanikowałam.
[T: Pukaj!]
Gdyby nie Tara, to pewnie stałabym tak w miejscu... światło z niebieskiego powoli przechodziło w coraz jaśniejsze. Ignorując ów fakt, zapukałam. Trzy razy i po krótkiej przerwie jeszcze dwa. W, wydawałoby się, solidnej skalnej ścianie ukazały się drzwi. Szybko przez nie przebiegłam, wpadając na znajomego indianina...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ive-Hao
Król Szamanów (!)



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 886
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z królestwa

PostWysłany: Czw 12:40, 27 Lip 2006    Temat postu:

No no musze przyznać, że to było naprawdę zabujcze i orginanne bo chyba nikt wsześniej nie wpadł na taki pomysł...
Acha ja przez ficki zaczełam stuiować układ okreoswy pierwiatków chemicznych, chociaż nie mam chemi od dwóch lat....skład też już prawie mam, ale brakuje mi pomysłów na duchy. (pamietącie wiewórkę Rutena? zwierzyniec mi sie kończy)
A co do tej cześci....Marco to wariat, ale to wiadomo od dawna


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaede
Szaman



Dołączył: 18 Gru 2005
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec (i tak nie wiecie gdzie to jest)

PostWysłany: Czw 20:56, 27 Lip 2006    Temat postu:

No no no. Ja bym w takiej chwili roztrzaskała Marco na drobny mak, zdeptała, wymiętosiła i rypneła zamiast tam płakać i histeryzować.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaja
Szaman



Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland

PostWysłany: Sob 19:14, 29 Lip 2006    Temat postu:

Daria - pogromczyni Haosia! Joj!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daryśka
Król Szamanów (!)



Dołączył: 03 Sty 2006
Posty: 867
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków (wcześniej Lubliniec)

PostWysłany: Wto 10:03, 01 Sie 2006    Temat postu:

Kaja, gdzie Ty tu masz pogrom Haosia, co? Pogrom Haosia to był z nożyczkami...następnego pogromu Haosia zbyt szybko mi się nie spodziewać, bo mam co innego w głowie ^^'
Kaede, Daria to tylko Daria. W głowę jej wariat strzelał, o mało nie zginęła... chyba normalne, że trochę inaczej niż zwykle zareagowała, nie? Zresztą jeszcze mu się odwdzięczy... co prawda nie wiem jak i kiedy, ale przecież X-Laws są do końca w Patch Tribe, nie? jeszcze coś wymyślę >D
Hmm... Mówisz, że kończy Ci się zwierzyniec, Ive? A nie można części powtórzyć? No wiesz, że na przykład dwóch sędziów ma sokoły... albo poszperać w... na przykład rasach kotów ^^' Niech jeden ma persa, a drugi powiedzmy niebieskiego kota rosyjskiego (śliczne są! I mają taki milutkie futro... wiem, bo jedna taka kotka się przyplątła ^^') i już są dwa różne zwierzaki.

A ja jadę brum brum i wracam dopiero koło 5 sierpnia, a później znowu jadę brum brum więc postanowiłam dać Wam jeszcze literki zanim pojadę (a jadę dzisiaj... powinnam się jeszcze spakować chyba xD'). Jadę na swoje urodzinki (3.08 ^^'), więc znając życie będę miała masę rzeczy do roboty i nawet jak wezmę komputer, to nic nie napiszę ==' A gotowce znowu mi się kończą... Nic, po prostu daję kolejną część, z której ani trochę nie jestem zadowolona... nie wyszłą mi T.T

30. Patch Tribe, starzy i nowi znajomi oraz wielka afera.
-Silva! –udarłam się na dzień dobry.
-Daria. –odpowiedział mi Silva z uśmiechem. –Co cię sprowadza do Patch Tribe? Myślałem, że już nie jesteś w turnieju...
-Bo nie jestem. –odparłam. –Przysyła mnie Mikihisa.
Silva pokiwał w zadumie głową, po czym pociągnął mnie za rękę. Przeprowadził mnie przez pół miasta, które wyglądało jak zamieszkana i zadbana wersja ruin po drugiej stronie niebieskiego tunelu. Tara przysiadłą mi na ramieniu.
[T: Czy ty też masz wrażenie, że Mikihisa ma niezłe znajomości? Sędziowie, X-Laws...]
W chwili obecnej bardziej interesuje mnie, gdzie Silva nas prowadzi.
[T: Nie możesz zapytać?]
W sumie... czemu nie?
-Eee... Silva, gdzie ty mnie właściwie prowadzisz?
[T: Nie ciebie, tylko nas! Nie zapominaj o mnie!]
Prowadzi mnie. A ty siedzisz mi na ramieniu. Więc ciebie nie prowadzi. Proste i logiczne.
[T: Jak dla mnie, to nie za bardzo...]
-Dokąd cię prowadzę? Do twojego pokoju, to chyba oczywiste!
***
W końcu doszliśmy do niezbyt dobrze wyglądającego domku. Silva pogrzebał w kieszeni i wyjął klucz. Otworzył drzwi, wpuścił mnie do środka i położył klucz na szafce.
-Jakbyś czegoś potrzebowała, to w biurze obsługi szamanów znajdziesz zawsze kogoś z rady. Plan miasta leży na stoliku nocnym. Miłego pobytu, ja muszę wracać do pilnowania bramy.
I zniknął.
***
Pokoik, który mi się dostał, był ciasny, obskurny i do tego jeszcze brudny.
[T: Po prostu szczyt marzeń...]
Dokładnie. To co powiesz, na małą wycieczkę po mieście?
[T: Jeszcze się pytasz?!]
***
Spacerując natykałam się na samych obcych szamanów. Przez chwilkę wydawało mi się, że w sklepie z pamiątkami mignęła mi Gin Yui Tao, ale zniknęła tak szybko, że nie mogłam mieć pewności. Z czystej ciekawości weszłam do tego sklepu. Za ladą stał indianin w szacie sędziego. Był jednak dużo starszy do Silvy. Starszy nawet od Jinka.
-Witam! W czym mogę pomóc? –zapytał.
-Eee... jest pan może sędzią?
-Tak. – uśmiechnął się. –Nazywam się Karim.
-Aha... a ja Daria. Czemu sędzia pracuje w sklepie?
-Kiepska sytuacja finansowa. Wiesz, ile kosztuje nas ten cały turniej?
Pokręciłam przecząco głową. Karim zaczął mi wyliczać po kolei różne koszty.
***
Starając się nie zasnąć, kiwałam głową. Do sklepu wszedł nagle Jink. Na mój widok zamarł.
-A ona co tu robi?! Przecież Silva zabrał jej dzwonek wyroczni dawno temu! Wyleciała z turnieju!
Karim przerwał wyliczać, na co idą pieniądze z tego sklepiku. Spojrzał na mnie baranim wzrokiem
-Jak się tu dostałaś? Turyści wpuszczani będą dopiero po rozpoczęciu kolejnej rundy...
-Mikihisa ją przysłał. –odezwał się Silva, który nagle pojawił się w sklepie.
Trzech sędziów wymieniło spojrzenia. Jink zajął miejsce Karima za ladą. Starszy sędzia wraz z Silvą skierowali się do wyjścia. A ja, nie chcąc zostać w jednym pomieszczeniu z Jinkiem, za którym z niewiadomych powodów zbytnio nie przepadałam, wyszłam za nimi.
***
Zmęczona długą wędrówką po mieście, zamówiłam w małej kawiarence zimną wodę z lodem i cytryną. Obsłużył mnie kolejny sędzia, tym razem mający włosy do ramion, będący mniej więcej w wieku Silvy. Przedstawił się jako Lit. Zapłaciłam mu i wzięłam szklankę do małego, okrągłego stoliczka znajdującego się w ogródku kawiarenki. W cieniu parasolki i ze szklanką w ręce było naprawdę przyjemnie.
-A cóż to za zjawiskową piękność turniej przygnał do naszej skromnej wioski? –doszedł mnie głos.
Obróciłam się i ujrzałam kolejnego sędziego. Najmłodszego ze wszystkich, których do tej pory widziałam. Ujął moją dłoń i pocałował.
-Nazywam się Nichrom.
-A ja Daria. –mruknęłam automatycznie, wyrywając mu rękę.
Bez pytania przystawił sobie krzesło i przysiadł się do mnie. Uparcie gapił się mi w twarz, co powoli zaczynało mnie denerwować. Szybko skończyłam więc pić wodę i miałam zamiar się zebrać do dalszego zwiedzania miasta, ale Nichrom położył mi dłoń na ramieniu i usadził z powrotem na krześle.
-O nie. Nie pozwolę damie, by sama przynosiła sobie napoje chłodzące. Poczekaj tu, a ja przyniosę, co tylko sobie zażyczysz.
-Kiedy ja nic już nie chcę! –jęknęłam żałośnie. –Chcę iść!
Wstał i podał mi rękę.
-W takim razie pozwól, że oprowadzę cię po naszej niedużej, skromnej wiosce.
-Dziękuję, ale już sobie pozwiedzałam.
-W takim razie... do zobaczenia, o piękna pani.
Ukłonił się lekko i zniknął gdzieś na zapleczu kawiarenki. A ja poczłapałam w kierunku swojego pokoju.
***
Wieczorem postanowiłam jeszcze trochę pospacerować, przezornie jednak unikając kawiarenki, w której poznałam Nichroma. Poszłam więc w kierunku sklepiku, w którym poznałam Karima. Z czystej ciekawości zajrzałam do środka, żeby sprawdzić, kto teraz stoi za ladą i, znając mojego pecha, natknęłam się na Nichroma.
-Witaj, o piękna Dario...
-Tak, tak... cześć... –mruknęłam, udając zainteresowanie breloczkami w kształcie kościotrupów.
-Podobają ci się? –Nichrom podszedł i patrzył przez ramię, czemu się przyglądam. –Dla tak pięknej damy mogę zaoferować niesamowitą zniżkę.
-Nie, dziękuję... –burknęłam.
Czym prędzej opuściłam sklep. Na zewnątrz wlazłam na wysokiego indianina. Grzecznie przeprosiłam, że na niego wpadłam i już miałam iść dalej, gdy go poznałam. Iryd. On zdaje się jednak mnie nie poznał. Mruknął coś, żebym następnym razem uważała i poszedł dalej.
[T: Skoro on jest sędzią, a zajmuje się brudną robotą, to czy nie powinnyśmy...?]
Zgłosić tego, gdzie trzeba? Chyba tak. Tylko powiedz mi jeszcze, gdzie trzeba.
[T: Znajdź Silvę i jego zapytaj. Albo Nichroma. Karima, Jinka, Lita... w każdym razie jakiegoś sędziego.]
A jak jest w to ktoś jeszcze zamieszany? Nie mogę tak po prostu wypalić, że on ma torebki ukradzione Don Antonio Phaunie! Zresztą zawartość tych torebek też jest podejrzana, jeszcze wpędziłabym pana Phaunę w kłopoty... Już wiem! Napiszę do wujka, niech on mi powie, co mam z tym zrobić!
***
Wujek nic mi nie odpisał, tylko osobiście zjawił się w Patch Tribe. Z jednego listu, który do niego wysłałam, zrobiła się niezła afera. W efekcie wujek chwilkę ze mną pomieszkiwał, ale częściej biegał do siedziby rady, niż był w pokoju. Z tego, co mi powiedział, Iryd został zawieszony w prawach sędziego. Oczywiście jest to ścisła tajemnica. No i przemilczałam pochodzenie dziwnego proszku, który ku moim najgorszym obawą okazał się być jakimś narkotykiem... Zastanawiam się tylko, czemu wujek, mimo ukarania Iryda, został w Patch Tribe i ciągle biega dzień w dzień do siedziby rady...
***
-Daria, zbieraj się! –zawołał wujek, budząc mnie. –Idziemy do siedziby rady!
Zwlokłam się z łóżka, wyglądając za okno. Było jeszcze ciemno. Nawet nie spojrzałam na zegarek, tylko wróciłam do wyrka.
-Zbieraj się! –ryknął mi wujek do ucha, tym razem skutecznie mnie budząc.
Wstałam. Wyszliśmy z pokoju i zamknęliśmy go na klucz. Zastanawiam się tylko, po co u licha wujek ciągnie mnie do tej całej siedziby rady, w dodatku o tak nieludzkiej godzinie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o anime Shaman King Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 16, 17, 18  Następny
Strona 11 z 18

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin